Czułam jak moja głowa jest cała obola. Silnie ostałam od tych kreatur w
łeb. Jednak na moje szczęście zmysły wracały już oraz odzyskałam
panowanie nad moim ciałem. Poczułam pod sobą zimny kamień i usłyszałam
głosy Wodnołaków. Otworzyłam bardzo powoli moje błękitne ślepia i
mrugnęłam parę razy by oczy się znów przyzwyczaiły do świata. Nadal cała
moja łepetyna nie dawała mi spokoju, ale starałam się nie zwracać uwagi
na towarzyszący mi ból . Leżałam teraz plackiem na ziemi więc
podniosłam korpus i głowę powodują, że położyłam się na łapach
Rozejrzałam się wokół. Siedziałam w klatce, naprzeciwko mnie było jakieś
małe jeziorko, a wokół różne dziwne rośliny wodne i zakrzywione noże.
Przy wodzie siedziała dwójka tych wodnych bestii.
- Co powiesz na przyrządzenie jej przyprawami, później polanie wodą z
jeziora i dodaniem kilku glonów? Czy nie będzie wyśmienicie smakować?-
powiedział jeden.
- E tam. Już nie raz jadłem tak. Może zupę zrobimy z niej?- zasugerował drugi.
- Ha! Wiem! Mam myśl. Słuchaj, z połowy zrobimy moje danie, a drugiej
twoje, co ty na to przyjacielu?- podsuną ten pierwszy. Pobratymiec się
zgodził. No pięknie, będą potrawkę i zupą. Czego chcieć więcej? Po
chwili Wodnołaki spostrzegły moją pobudkę więc wstały szybko od małego
jeziorka i przybiegły do klatki przyglądając mi się. Oboje się oblizali.
- Smakowicie wygląda- wysyczał jeden.
- Będzie się rozpływać w ustach- dokończył drugie. Musiałam szybko
znaleźć jakiś plan by uciec inaczej by skończyła w ich żołądkach. W tedy
wpadłam na pomysł by przekonać ich jakoś słowami.
- Gdzie wy tu widzicie jedzenie? Że niby ja? O, proszę was. Czy ja
wyglądam jak stek? Ja nawet mięsa nie mam w sobie. Sama skóra i kości.
Jedyne co możecie ze mną zrobić jak mnie zabijecie, to porzuć może
kości. Ale, jak tam chcecie. To już nie moja sprawa, że nic się nie
najecie i bez potrzeby zmarnowaliście służącego…- powiedziałam i
odwróciłam obojętnie głowę w drugą stronę. Szczerze to była moja sprawa,
jak by mnie zabili, ale to przecież bez mózgi. Przynajmniej taką mam
nadzieje, inaczej leżę. Stwory popatrzyły na siebie. Jeden podrapał się
po głowie.
- W pluskwę, racja. No, nie przemyślane działanie. Spójrz na nią!
Przecież to szkielet!- krzykną jeden i walną drugie w głowę. Na moim
pyszczku pojawił się mały uśmiech. Połknęli haczyk.
- W sumie… To co teraz? Zabierzemy ją do króla?- zapytał drugi
pocierając łapą o miejsce gdzie został uderzony przez przyjaciela.
- No może. Przyda się tam, kto wie. W końcu jakiś tam bumstytów,
bestytów, bu… Be… A z resztą- po chwili jeden z Wodnołaków wziął
zakrzywiony nóż, wszedł do mojej klatki i zdzielił mnie nim. Na początku
chciałam uciec od niego, ale nie udało mi się. I tak dostałam w łeb,
cicho jęknęłam po czym upadłam na ziemie i znów straciłam przytomność.
- Królu, nic do jedzenia z niej nie będzie! Więc przynieśliśmy ją do
ciebie! Może się przyda?- w budził mnie głos jednego z Wodnołaków. Znów
poczułam na sobie łańcuchy oraz jakąś chustkę na moim pyszczku która nie
pozwalał mi otwierać pyszczka. Wystraszona szybko otworzyłam oczy i
zaczęłam się rzucać na wszystkie strony. Jednak zostałam szybko
unieruchomiona przez łapy bestii.
- Czyli jednak jej nie wypuściliście!- krzykną nagle
ktoś, a dokładniej Rivaille. Rozpoznałam jego głos. Spojrzałam w stronę
w której dochodził. I rzeczywiście. Stał tam ów basior trzymany za
łańcuchy, które były zaczepione o jego łapy, przez Wodnołaki.
Zdenerwowana postanowiłam się wyrwać z rąk wodnych stworów. Ugryzłam
jednego w łapę, a drugi odruchowo mnie puścił. Upadłam na piasek morza,
bo właśnie przy nim się znajdowaliśmy. Jednak plan nie był do końca
przemyślany bo byłam związana. Ja to dopiero mam łeb…
- Gryzie!- krzyknęła kreatura którą ugryzłam.
- Przecież to wilczki które gryzę, czyż nie? No, a teraz brać w łapki
kamienie i pytać się tego oto wilka czy to bursztyny. No, do roboty!-
wykrzykną król Wodnołaków.
- A co z waderą?- zapytał jeden z podwładnych.
- Hm… Do morza wrzucić. Potrzebna nam nie będzie- zaśmiał się władca.
Nie, nie, nie! Wodnołaki trzymały mnie mocna, a ja rzucałam się na
wszystkie strony by tylko nie skończyć pod taflą wody. Nagle
usłyszałam dźwięk łańcuchów i zgrzyt kości. Nawet nie wiem kiedy Rivai
przemienił się w szkielet i skoczył na jednego z trzymających mnie
potworów przewalając go. Ja zostałam odrzucona przez resztę. Kilka
centymetrów dalej a bym była w wodzie. Basior zszedł z morskiej poczwary
i staną przede mną jak w obronie.
- Ani- kroku- dalej- powiedział Rivaille z naciskiem na każde słowo. Król Wodnołaków zaśmiał się szyderczo.
<Rivaille? Co się stanie dalej? Wodnołaki wykombinują coś, czy może
nie? :3. I wybacz, że tak długo czekałeś, ale przez tydzień nie miałam
jak wysłać opowiadania…>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz