wtorek, 9 lutego 2016

Od Riki do Rivaille

Czułam jak moja głowa jest cała obola. Silnie ostałam od tych kreatur w łeb. Jednak na moje szczęście zmysły wracały już oraz odzyskałam panowanie nad moim ciałem. Poczułam pod sobą zimny kamień i usłyszałam głosy Wodnołaków. Otworzyłam bardzo powoli moje błękitne ślepia i mrugnęłam parę razy by oczy się znów przyzwyczaiły do świata. Nadal cała moja łepetyna nie dawała mi spokoju, ale starałam się nie zwracać uwagi na towarzyszący mi ból . Leżałam teraz plackiem na ziemi więc podniosłam korpus i głowę powodują, że położyłam się na łapach Rozejrzałam się wokół. Siedziałam w klatce, naprzeciwko mnie było jakieś małe jeziorko, a wokół różne dziwne rośliny wodne i zakrzywione noże. Przy wodzie siedziała dwójka tych wodnych bestii.
- Co powiesz na przyrządzenie jej przyprawami, później polanie wodą z jeziora i dodaniem kilku glonów? Czy nie będzie wyśmienicie smakować?- powiedział jeden.
- E tam. Już nie raz jadłem tak. Może zupę zrobimy z niej?- zasugerował drugi.
- Ha! Wiem! Mam myśl. Słuchaj, z połowy zrobimy moje danie, a drugiej twoje, co ty na to przyjacielu?- podsuną ten pierwszy. Pobratymiec się zgodził. No pięknie, będą potrawkę i zupą. Czego chcieć więcej? Po chwili Wodnołaki spostrzegły moją pobudkę więc wstały szybko od małego jeziorka i przybiegły do klatki przyglądając mi się. Oboje się oblizali.
- Smakowicie wygląda- wysyczał jeden.
- Będzie się rozpływać w ustach- dokończył drugie. Musiałam szybko znaleźć jakiś plan by uciec inaczej by skończyła w ich żołądkach. W tedy wpadłam na pomysł by przekonać ich jakoś słowami.
- Gdzie wy tu widzicie jedzenie? Że niby ja? O, proszę was. Czy ja wyglądam jak stek? Ja nawet mięsa nie mam w sobie. Sama skóra i kości. Jedyne co możecie ze mną zrobić jak mnie zabijecie, to porzuć może kości. Ale, jak tam chcecie. To już nie moja sprawa, że nic się nie najecie i bez potrzeby zmarnowaliście służącego…- powiedziałam i odwróciłam obojętnie głowę w drugą stronę. Szczerze to była moja sprawa, jak by mnie zabili, ale to przecież bez mózgi. Przynajmniej taką mam nadzieje, inaczej leżę. Stwory popatrzyły na siebie. Jeden podrapał się po głowie.
- W pluskwę, racja. No, nie przemyślane działanie. Spójrz na nią! Przecież to szkielet!- krzykną jeden i walną drugie w głowę. Na moim pyszczku pojawił się mały uśmiech. Połknęli haczyk.
- W sumie… To co teraz? Zabierzemy ją do króla?- zapytał drugi pocierając łapą o miejsce gdzie został uderzony przez przyjaciela.
- No może. Przyda się tam, kto wie. W końcu jakiś tam bumstytów, bestytów, bu… Be… A z resztą- po chwili jeden z Wodnołaków wziął zakrzywiony nóż, wszedł do mojej klatki i zdzielił mnie nim. Na początku chciałam uciec od niego, ale nie udało mi się. I tak dostałam w łeb, cicho jęknęłam po czym upadłam na ziemie i znów straciłam przytomność.
- Królu, nic do jedzenia z niej nie będzie! Więc przynieśliśmy ją do ciebie! Może się przyda?- w budził mnie głos jednego z Wodnołaków. Znów poczułam na sobie łańcuchy oraz jakąś chustkę na moim pyszczku która nie pozwalał mi otwierać pyszczka. Wystraszona szybko otworzyłam oczy i zaczęłam się rzucać na wszystkie strony. Jednak zostałam szybko unieruchomiona przez łapy bestii.
- Czyli jednak jej nie wypuściliście!- krzykną nagle ktoś, a dokładniej Rivaille. Rozpoznałam jego głos. Spojrzałam w stronę w której dochodził. I rzeczywiście. Stał tam ów basior trzymany za łańcuchy, które były zaczepione o jego łapy, przez Wodnołaki. Zdenerwowana postanowiłam się wyrwać z rąk wodnych stworów. Ugryzłam jednego w łapę, a drugi odruchowo mnie puścił. Upadłam na piasek morza, bo właśnie przy nim się znajdowaliśmy. Jednak plan nie był do końca przemyślany bo byłam związana. Ja to dopiero mam łeb…
- Gryzie!- krzyknęła kreatura którą ugryzłam.
- Przecież to wilczki które gryzę, czyż nie? No, a teraz brać w łapki kamienie i pytać się tego oto wilka czy to bursztyny. No, do roboty!- wykrzykną król Wodnołaków.
- A co z waderą?- zapytał jeden z podwładnych.
- Hm… Do morza wrzucić. Potrzebna nam nie będzie- zaśmiał się władca. Nie, nie, nie! Wodnołaki trzymały mnie mocna, a ja rzucałam się na wszystkie strony by tylko nie skończyć pod taflą wody. Nagle usłyszałam dźwięk łańcuchów i zgrzyt kości. Nawet nie wiem kiedy Rivai przemienił się w szkielet i skoczył na jednego z trzymających mnie potworów przewalając go. Ja zostałam odrzucona przez resztę. Kilka centymetrów dalej a bym była w wodzie. Basior zszedł z morskiej poczwary i staną przede mną jak w obronie.
- Ani- kroku- dalej- powiedział Rivaille z naciskiem na każde słowo. Król Wodnołaków zaśmiał się szyderczo.

<Rivaille? Co się stanie dalej? Wodnołaki wykombinują coś, czy może nie? :3. I wybacz, że tak długo czekałeś, ale przez tydzień nie miałam jak wysłać opowiadania…>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT