sobota, 6 lutego 2016

Od Toshiro do Riki

Podziękowaliśmy Kirze, po czym ruszyliśmy na południe. Staraliśmy się przemykać w cieniu, nie zwracając niczyjej uwagi. Co kilka minut na długim rzędzie skał, w których cieniu się skradaliśmy, widać było cień Waru. Niektóre warczały, inne popiskiwały. Z tego, co udało mi się dosłyszeć w ich rozmowach, można było wywnioskować, iż szukają dwójki wilków i jakiegoś stwora. Przełknąłem ślinę, idąc dalej. Uświadomiłem sobie, że teraz zwyczajnie nie mogę się wycofać.
Spojrzałem na Riki: gdzieniegdzie sierść wadery krew zlepiła w strąki, zaś kurz osiadł na niemal całym jej ciele. Mimo tego, wilczyca zdawała się być jak kolorowy, rajski ptak w tej szarej i niegościnnej krainie. Szturchnąłem ją lekko w bok, równocześnie się uśmiechając, a moja towarzyszka bez zawahania oddała grymas. Pomachałem ociężale ogonem, przyśpieszając nieco krok. Chciałem jak najszybciej odnaleźć cielesną formę Magii i wyjść na zewnątrz. Zobaczyć słońce, gwiazdy, trawę. Poczuć zapach nocy, lasu.
- Jak myślisz, ile już idziemy?- zapytałem, ściszając głos.
Riki spojrzała w górę, jakby oceniając upływ czasu.
- Nie mam pojęcia- uznała po chwili.- Ale myślę, że z kilka godzin. Zaraz powinniśmy zacząć szukać odpowiedniego miejsca na nocleg.
Kiwnąłem łbem, równocześnie czując coraz większe zmęczenie. Musiałem z całej siły skupić się na tym, aby odpowiednio głęboko oddychać, patrzeć przed siebie, stawiać łapy.
Nagle jeden z cieni latającego Waru o sylwetce długiego węża zaczął się niebezpiecznie powiększać. Pociągnąłem waderę w jedną ze szczelin skalnych, starając się brać tylko krótkie i płytkie wdechy. Obcy coraz bardziej się zbliżał, wysuwając co chwilę rozdwojony język, zupełnie jakby chciał zbadać smak powietrza. Nagle stwór poderwał się, patrząc w gorę: nadlatywał stamtąd ogromny cień większego Waru, który głośno zaskrzeczał, dopadając do mniejszego potwora; jedno kłapnięcie szczęk później i latający wąż był tylko...smacznym wspomnieniem, przynajmniej dla tej bestii. Ta ponownie wydała z siebie dziwny, niepokojący zgrzyt, jak ocierające się o siebie metalowe tarcze. Wzdrygnąłem się, ale równocześnie podziękowałem ptakowi-Waru w myślach: gdyby nie on, wąż z całą pewnością odkryłby nasz zapach, a zdawało mi się, że akurat ten drapieżnik nie posiada zbyt czułego węchu. Tym bardziej, że po chwili załopotał ogromnymi skrzydłami i wzbił się w powietrze. Głęboko odetchnąłem, wpuszczając przesycone siarką powietrze do płuc. Powoli wyszedłem razem z Riki z naszej małej kryjówki, uważnie szukając oznak jakiś innych Waru. Kiedy stwierdziliśmy, iż póki co teren jest czysty, ruszyliśmy w dalszą drogę.
Po niecałej godzinie, kiedy czerwone światło, jakby mające za zadanie zastąpić blask Słońca w tej krainie zauważalnie przygasło, na poważnie zaczęliśmy szukać kryjówki do przenocowania. Naszą uwagę przykuła szczególnie niewielka jaskinia, do której prowadził wąski otwór w jednej ze skał. Zacząłem się przeciskać, a kiedy w końcu znalazłem się w środku, dałem znak Riki, aby również weszła. Wadera po chwili zawahania weszła do środka, robiąc to o wiele płynniej i zwinniej niż ja. W tym samym momencie wnętrze groty wypełniła dziwna, purpurowa poświata. Na samym krańcu owalnego pomieszczenia, dokładnie naprzeciwko nas, dostrzegłem skuloną postać. Kiedy podszedłem bliżej zauważyłem, iż był to szkielet. Bardzo stary, sądząc z wyglądu kości, których gdzieniegdzie brakowało. Zastanawiałem się, jakie serce kiedyś biło pod żebrami martwego, jaki umysł skrywała jego czaszka. Kim był, jak zginął. Może to tylko moja wyobraźnia, ale cała grota zdawała się drżeć, jakby owładnięta szaleńczym chichotem.
- Masz coś przeciwko, aby w nocy towarzyszył nam Pan Kostek?- zapytałem Riki, wskazując na wyszczerzony szkielet.
< Riki? No to jak będzie? ^^ >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT