Zaśmiałam się lekko poczym spojrzałam w stronę Tośka i szkieletu.
- Jeśli Pan Kostek nie chrapie w nocy to nie mam nic przeciwko-
powiedziałam z uśmiechem na pyszczku. Basior również się uśmiechną po
czym odszedł kilka kroków od Pana Kostka i położył się pod ścianą, a ja
naprzeciwko niego. Zamknęłam oczy i bardzo szybko zasnęłam. Chciałam
wypocząć, zapomnieć o bólu. Całą drogę którą już przebyliśmy chciałam
syczeć, ponieważ ból był okropny, ale w głębi duszy powiedziałam sobie,
że jak przyjęłam zadanie, to je skończę. Westchnęłam i już kompletnie
zapomniałam o całym świecie. Jedyne co chciałam by mnie spotkało, to
kraina snów.
Zaczęłam już odzyskiwać świadomość po głębokim śnie. Jednak kiedy się
budziłam, coś stało się dla mnie zaskoczeniem. Już nie czułam pod sobą
twardego kamienia, tylko miękką poduszkę. Poczułam również przyjemnie
ciepło, jednak nie takie jakie panowało w Krainie Ferluna. Nie czułam
bólu w łapach, głowie, ogółem w ciele. Wręcz przeciwnie, miałam wrażenie
jakby ktoś mnie odmłodził. Dodatkowo przy każdym moim ruchu coś
brzęczało, ale do końca nie wiem co. Zaspana otworzyłam oczy i głośno
ziewnęłam. Chciałam wiedzieć co spowodowało u mnie taką zmianę nastroju
więc się rozejrzałam. To, co zobaczyłam wywarło na mnie ogromne
zdziwienie. Siedziałam właśnie na czerwonej poduszce która leżała na
srebrnym tronie. Znajdowałam się w czarnej sali. Po środku był mały
jakby stojak, ale nic na nim nie było, a po dwóch stronach znajdowały
się czarne drzwi. Na ścianach zawieszone były pochodnie, a ja siedziałam
w głębieniu w ścianie. Po ziemi walały się kości oraz łańcuchy.
Wzdrygnęłam się lekko. Spojrzałam na siebie. Na łapach miałam mnóstwo
srebrnych i złotych bransolet które przyozdobione były różnymi
szlachetnymi kamieniami, a nawet się zdarzały jakimiś małymi symbolami
ducha czy rozbłyskującej kulki. Dodatkowo moje wyleczone i umyte ciało
przyozdabiała biała, błyszcząca tkanina z kapturem która byłą na
zarzucona na mój grzbiet. Popatrzyłam w moje lewo. Jak się domyślałam,
leżał tam Tosh również na czerwonej poduszce tylko, że na złoty tronie.
Podobnie jak ja był wyczyszczony, rany zaleczone i jak król na jego
głowie widniała srebrna korona ozdobiona rubinami. Na łapach nie miał
żadnej biżuterii, za to na jego szyi widniał długi łańcuszek, a na nim
wisiał wisiorek w kształcie gwiazdy która się rozpada. Posiadał też
płaszcz jak ja tylko, że czarny. Usiadłam na tronie jak królowa po czym
dotknęłam delikatnie łapą basiora.
- Tosh, hej. Hej Tosh, wstawaj…- szepnęłam i kilak razy dotknęłam
jeszcze wilka łapą. Po kilku próbach obudzenia moje towarzysza udało się
i ten ziewną niczym lew który obudził się ze swojej drzemki.
- Do świtu jeszcze trochę, damy radę dojść po ten komp…- załamał mu się
głos kiedy rozejrzał się po miejscu w którym byliśmy i spojrzał na swoje
ciało po czym nam nie.
- Czy wiesz może co tu się dzieje?- zapytał mnie biały wilk. Pokręciłam
przecząco głową. Nagle usłyszeliśmy czyjeś głosy i gwałtownie
spojrzeliśmy na drzwi sali z których dobiegały.
- Ale jesteś pewien, że to oni? Czy to oni?- powiedział jakiś ochrypnięty głos.
- Jeśli to nie oni, to nie wiem kto na świecie jest jeszcze taki sam!-
odpowiedział jakiś piskliwy głosik. Po chwili drzwi pomieszczenia
otworzyły się i do komnaty weszła ósemka kościotrupów ludzi. Kiedy nas
zobaczyli to ich białe szczęki otworzyły się w geście zdziwienia. Po
jakimś czasie wpatrywania się w nas, jeden który wyglądał na
najstarszego, ponieważ jego kości były bardzo pożółkłe i zniszczone,
podszedł do nas i klękną.
- Dziękujemy wam bogowie, że udało na się was znaleźć- powiedział do nas.
- Chwila… Po pierwsze to raczej sobie dziękujecie, że nas znaleźliście, a
po drugie jacy bogowie?- zapytał z niedowierzaniem Tosh.
- No bogowie. Sombria, bogini cienia i światła- wskazała swoją
zniszczoną dłonią na mnie- oraz bóg chaosu i magii Verdit- tym razem
pokazał na basiora.
- Co? A czy wasi bogowie nie powinni być również szkieletami? I czy w
ogóle piekło ma swoich bogów?- zapytałam. Dziwna sytuacja, dużo pytań.
- Może zacznę od początku. Otóż nasz świat nie jest piekłem. To Kraina
Śmierci. Żyje tu sama śmierć, to ona sprawuje władzę nad całym tym
miejscem i nad nami- szkieletami. Rzadko kiedy ktoś słyszy o tym
miejscu, ponieważ przeważnie wszyscy trafiają do piekła, ale zdarza się
czasami, że szkielet odchodzi ze świata żywych i trafia tu. Trafiają tu
szkielety ludzi, zwierząt i istot nadprzyrodzonych. I nawet nasi bogowie
są różnej rasy. Jednak byście zrozumieli dlaczego mówimy, że was
znaleźliśmy to muszę opowiedzieć wam naszą historię, ponieważ bogowie
jej nie znają, a czemu? To też się dowiecie z tej historii. No więc
zacznijmy. Wieki temu, nikt do końca nie wie ile, nasz pan Śmierć miał
siostrę- Życie. Nigdy się nie lubili. Dogryzali sobie, a to dlatego, że
Śmierć przynosiła śmierć, a Życie- życie. Logiczne, prawda? Dlatego
trzymali się od siebie z daleka. Śmierć by zapomnieć o siostrze znalazła
sobie przyjaciół, dwunastu śmiertelników różnej rasy, od ludzi po
magiczne istoty. Jednak ich śmiertelność nie przeszkadzała Śmierci,
ponieważ po pewnym czasie dał im dar nieśmiertelności. Tak, Śmierć może
dać taki dar. Jego siostrze to strasznie przeszkadzało, że jej brat
znalazł sobie przyjaciół. Chciała by jego brat czuł się źle. Dlatego
pewnego razu postanowiła jego znajomych porozrzucać w różne zakątki
świata których nie znał jej brat i przy okazji wymazać z ich pamięci
kontakt ze śmiercią. Chciała by nigdy ich nie znalazł. I zrobiła tak.
Ale Śmierć się o tym dowiedziała. Znienawidziła Życie i postanowiła raz
na zawsze odejść. Nic jego nie powstrzymało przed tym. Odszedł po prosu
strapiony, że nie znajdzie już swoich przyjaciół. Pomimo tego szukał,
ale siostra była sprytniejsza z ich ukryciem. W końcu postanowił, że nie
będzie żył sam i tylko chodziło świecie i zabijał ty, którzy mają
zginąć. W najgłębszym miejscu w którym mógł stworzył Krainę Śmierci.
Postanowił, że nie będą tu spadać dusze tak jak w piekle, tylko czasami
szkielety różnych istot. Wpadł również na pomysł, że będą tu w ogóle
inni bogowie. Bogowie Krainy Śmierci. Właśnie tymi bogami mieli być jego
przyjaciele. I kiedy już kilak szkieletów trafiło do niego, to z
pamięci powiedział jak wyglądali jego przyjaciele i jak się nazywali. No
i tu dochodzimy do sedna mojej historii. Rozkazał szukanie swoich
przyjaciół po świecie. W różnych miejscach przez kilka lat niektórzy z
nas żyli by ich znaleźć. Poszerzał horyzonty w ich szukaniu i jak na
razie udało mu się znaleźć czterech. Was, oraz Zumira i Syntie. Boga
kłamstwa oraz prawdy i boginię czasu i sprawiedliwości- skończył stary
kościotrup. Byłam zaskoczona całą tą historią podobnie jak Toshiro kiedy
zobaczyłam wyraz jego pyska. Nigdy nie słyszałam o czymś podobnym.
- No i tak jesteście! Przyjaciele naszego pana! A teraz chyba czas ich
do niego zaprowadzić, nie uważasz Limerze?- powiedział jakiś młody
szkielet, ponieważ jego kości wyglądały jeszcze bardzo dobrze. Stary
Limer pokiwał głową po czym zaczął kierować się w stronę otworzonych
drzwi do sali. Oboje z Tośkiem zrozumieliśmy, że mamy iść za nim.
Chcieliśmy jak najszybciej odnaleźć cielesna formę magii i nie
chcieliśmy marnować czasu na to, ale na razie oboje nie widzieliśmy
innego wyjścia z sytuacji. W przenośni i dosłownie, w końcu nie
wiedzieliśmy jak wyjść z Krainy Śmierci.
Powolnym ostrożnym krokiem szliśmy czarnym korytarzem za starym
szkieletem, a za nami ciągnęła się grupka jego pobratymców. Westchnęłam i
spuściłam głowę w dół. Po chwili zostałam lekko popchnięta w bok.
Podniosłam od razu łeb i spojrzałam na Tośka który uśmiechną się.
- Powtarzasz się, na pustyni był to samo- uśmiechnęłam się.
- Może i się powtarzam, ale jak widać to działa- zaśmiał się, a ja wraz z
nim. Po jakimś czasie zobaczyliśmy znów ogromne wrota. Otworzyły się
kiedy dochodziliśmy i weszliśmy do miasta szkieletów. Pomimo, że
znajdowało się głęboko pod ziemią to powietrze było lekkie, nawet bardzo
przyjemnie. Wokół panował harmider, słyszałam zgrzyt kości i różne
głosy należące do różnych postaci. Kroczyliśmy powoli do ogromnego
srebrno-czarnego pałacu przy okazji wywołując swoja osobą ogromne
podekscytowanie. I jak wcześniej było mówione przez stary szkielet,
widzieliśmy szkielety centaurów, wilków, ludzi i wiele więcej. Pewnie i
tak nie widzieliśmy wszystkich.
- Nasze miasto zwie się Perdit Mortem, to taka mała informacja- powiedział Limer.
Kiedy dotarliśmy do pałacu mogłam mu się bliżej przyjrzeć. Budowla była
ogromna. Silny mur na których stali łucznicy oraz straż Śmierci. Ogólny
kolor zamczyska to był szary, ale miał czarne elementy jak na przykład
ornamenty na murach, czy dachy wież. W końcu dotarliśmy i za pozwoleniem
straży weszliśmy do środka. Podnieśli kraty które strzegły wejścia po
czym wkroczyliśmy na dziedziniec. Rozejrzałam się po okolicy. Zaskoczyły
mnie rośliny jakie tam rosły. Były to czarne kwiaty, drzewa i krzewy. Chyba zostały stworzone przez
Śmierć, to by wyjaśniało kolor i dlaczego tu są. Straż patrolowała
miejsce. Ubrani byli zbroje co na ich kościstych ciałach wyglądało
trochę przerażająco. Szliśmy dalej. Po chodzeniu po dziedziniec
weszliśmy do pałacu. Wszystkie meble wyglądały tajemniczo, mrocznie.
Jednak strachu nie wywoływały swoim wyglądem. Posadzka za to wyglądała
jak by na nas patrzyła. Zamknięte w niej były dusze i przyprawiało mnie
to o dreszcze. Dodatkowo dźwięk jaki wywoływały kościste nogi naszej
„obstawy” nadawał jeszcze większy mroczny klimat tego miejsca. Po pewnym
czasie przechodzenia pomiędzy komnatami trafiliśmy do sali tronowej.
Podłoga wyglądała tak samo jak wcześniej, podobnie jak ściany, nadal
czarne. Jednak była ona i wiele większa niż zwykłe pomieszczenia. Na
środku sufitu znajdował się ogromny żyrandol w kolorze czarnym. Paliły
się na nim świecie których płomień miał błękitna barwę. Naprzeciwko nas
było podwyższenie w czarnym kolorze i w kształcie prostokąta. Po dwóch
krótszych bokach znajdywały się nieduże słupy na których paliły się
również niebieskie ognie, a z jednej strony, już nie na podwyższeniu,
stał szkielet konia ubrany w czarną uzdę i siodło do którego
przyczepione miał sakwę w tej samej barwie. Za to za środku był ogromny
czarny tron z wyrzeźbionymi z tyłu duszami, a na nim siedziała sama
Śmierć ubrana w czarną szatę z kapturem i trzymając w ręku swój symbol-
kosę. I co jeszcze mnie zaskoczyło, ale bardzo miło. Obok tronu stał
podobny stojak co w naszej sali, tylko, że na nim leżała pewna rzecz, a
dokładniej coś czego szukaliśmy by odnaleźć cielesną formę magii.
Błękitny kompas.
- Panie, znaleźliśmy twoich kolejnych przyjaciół, Sombrie i Verdita-
powiedział stary kościotrup i ukłonił się podobnie jak jego przyjaciele.
Tylko ja i Tosh staliśmy normalnie przez Śmiercią. Jednak każdy mój
mięsień był napięty, a oczy pokazywały strach. Władca Krainy Śmierci
spojrzał na nas i pomimo, że jego zęby naturalnie ułożone były w uśmiech
to wyglądał jak by starał się go powiększyć.
<Toshiro? Co się alej będzie działo? I widzisz, nic strasznego się
nie wydarzy w tym opowiadaniu! No chyba, że licząc postać Śmierci xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz