Od dawna, bardzo dawna nie należałem do żadnej watahy i ostatnimi czasy
postanowiłem to zmienić. W końcu nie jestem już bardzo młody, zaczynają
się problemy ze zdrowiem, a takie należenie do grupy w wielu kwestiach
ułatwia życie. Choćby znalezienie posiłku jest prostsze.
W oddali spacerowała granatowa postać. Już po zapachu stwierdziłem, że
to wadera. Zmieniłem się w motyla, by pozostać niezauważonym. W postaci
wilka nie byłem dobry chyba w żadnej z fizycznych kategorii. Usiadłem na
liściu obok wilczycy i powróciłem do swego naturalnego wcielenia.
- Witam piękności. – odezwałem się by nawiązać kulturalną rozmowę.
Wilczyca jednak zareagowała złowrogo. Cóż się dziwić, byłem obcy, na
dodatek ją wystraszyłem. Warknęła groźnie.
- I jeszcze taka waleczna... U u u aa! - pisnąłem trzęsąc łopatkami,
jakbym włożył łapy w lodowatą wodę. - Podoba mnie się. - dodałem
szeptem. Warknęła groźniej niż dotychczas. W końcu skąd ma wiedzieć
czego się po mnie spodziewać.
- Co tu robisz, mała, biedna, zbłąkana waderko?
Wilczyca stanęła dumnie i choć z jej oczu biła złość, odpowiedziała z opanowaniem:
- Zapewniam cię, że żadne z tych określeń do mnie nie pasuje. I dla twojego doba radziłabym ci się uspokoić.
- Och! Nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi, a w twoim przypadku
szkoda by było tyle zmarnować. - powiedziałem jednym tchem i puściłem do
niej oczko.. - Ach, gdzież moje maniery? Skaza DeNoir kłania się. -
oznajmiłem i niemalże dotknąłem łbem ziemi. Wadera milczała jeszcze
przez moment. Podniosłem się dopiero, gdy usłyszałem z jej pyszczka
imię: Klairney. Przedstawiwszy się zaczęła z gracją odchodzić w głąb
lasu.
- Zostawiasz mnie? Nie odchodź! Nie chciałem cię w żaden sposób urazić! Wręcz przeciwnie, ślicznotko. Klairney!
Ponieważ wilczyca nie reagowała na wołania, ruszyłem za nią.
- Jest tu może jakaś wataha? Odpowiedz, proszę! Jeśli nie skąd się tu
wzięłaś? Simplicitas sancta. Nie rzekło mi żadne psisko, że mogę w tym
lesie spotkać i takie zjawisko.
<Klairney?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz