czwartek, 26 listopada 2015

Od Toshiro do Riki

- Ziriz zlibi jidzi, picik (Zaraz zrobię jedzenie, poczekajcie)- rzekł Saber.
Ślinka napłynęła mi na samą myśl o pysznej kolacji. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo zgłodniałem.
- Dziękujemy za gościnność- powiedziała Riki, lekko schylając głowę.
- C...co? A, tak, dziękujemy!- szybko poszedłem z ślady przyjaciółki.
- Ni ciba. Diwni ni widzilim lidzi, mio yi (Nie trzeba. Dawno nie widziałem ludzi, miło mi).
Nagle rozległo się głośne ,,puf!", przypominające dźwięk, jaki wydaje trąbiący słoń wsadzony do ogromnego pojemnika z bawełną. Równocześnie mnie i Riki otoczyła szara zasłona pyłu pachnącego mieszaniną dymu i lawendy. Poczułem silne swędzenie w okolicach nosa, zapewne wywołane tym słodkim zapachem. Kichnąłem.
- Na zdrowie- powiedziała Riki. Jej głos był zniekształcony, zupełnie jakby mówiła przez warstwę mchu.
- Że co proszę?- zapytałem ze zdziwieniem.
- Na zdrowie- powtórzyła.- To takie jakby pozdrowienie, kiedy ktoś kicha.
- Dziwne- skomentowałem.
Trwaliśmy tak w ciszy i już chciałem znowu zacząć rozmowę, jednak w tym samym momencie chmura pyłu zaczęła opadać. Po kilku sekundach dostrzegałem już zarys sylwetki Riki, a po minucie wyraźnie widziałem jej pełną postać, teraz zdecydowanie wilczą. Z resztą ja także wróciłem do właściwiej formy. Nie ukrywam, że bardzo ucieszyłem się z tegoż faktu, miło jest znowu być we własnej skórze. Dosłownie.
- Kilci giti (Kolacja gotowa)- obwieścił zwyczajnie Saber, jakby codziennie widywał takie coś.
- Tak szybko?- zaciekawiłem się.
- Ile byliśmy w tej zasłonie?- zapytała Riki.
- Hmii.... Czić ti cicki okri. Gidzi, mili wicij. Jidzi czika. (Hm... Czas tu ciężko określić. Godzinę, może więcej. Kolacja czeka).- Zaczął iść w stronę kamiennej płyty, zapewne pełniącej funkcję stołu.
- Um...przepraszam- powiedziała niepewnie wadera.- Ale nie jesteś panie- stwór spojrzał na nią wymownie.- Znaczy, nie jesteś Saberze zdziwiony naszą prawdziwą postacią?
- Oci, zi ni. Wi zili Szifi Jibki i cil tira piskl. Źidi migi ni zini jidi disi (Oczywiście, że nie. Wy zjedliście Szafirowe Jabłka i teraz czar prysł. Żadna magia nie zmieni jednak duszy).
Akurat wtedy usiedliśmy na szarych, kamiennych ławach. Na półmiskach leżały najróżniejsze potrawy: liście sałaty z czarnymi plamami, jelenie mięso, bez wątpienia mające już swój wiek oraz uschnięte źdźbła trawy.
Apetyt przeszedł mi od razu. Jednak spojrzenie, jakie rzuciła mi Riki, jednoznacznie mówiło, że jeśli cokolwiek zostawię, czy zdradzę jakiekolwiek zdegustowanie, policzy się ze mną w trybie natychmiastowym.
- Smacznego!- krzyknęła.
,,Oby" pomyślałem.
- Jici ciki ti di zdibi (Jedzenie ciężko tu zdobyć).- Obwieścił cicho Saber.- Ili id dina ni bilm ni pilini. (Od dawna nie byłem n polowaniu).
- Nic się nie stało- zapewniłem pod czujnym spojrzeniem wadery.
Mówiąc szczerze, miałem ochotę jak najszybciej uciec. Jednak wiedziałem, jak bardzo Sber musiał się postarać...
- Ci...Ci ji migi wis piri o psisluge? (Czy...czy ja mogę was prosić o przysługę?)
- Oczywiście- odparłem bez zastanowienie, jednak natychmiast utkwiłem w nim badawczy wzrok. Ciekawe.
- Pomi mi odzi psiji (Pomóżcie mi odzyskać przyjaciela).- Oi wi, gdi ji cili firi Migi (On wie, gdzie jest cielesna forma Magii).
- Jak mamy to zrobić?- dopytywałem.
Saber wziął głęboki, chrapliwy oddech. Na moment dostrzegłem jakby inną rzeczywistość, rozmazany obraz nałożony na to cało ponure miejsce: pomarańczowa, wspaniała kraina pełna płonących rzek. Mimo wszystko, było tu pięknie. Ognista Kraina. Tyle że zdominowały ją Waru, a Magia tu utraciła większość swej mocy.
- Ni wic (No więc)- zaczął stwór, a wizja momentalnie się rozwiała.- Jili odnici Mgli Zili i pikoicie striznika, bidicie migi zminic si w Waru. Podidzici di jasini mini przici i prikinici gi, ji pidi z wimi. (Jeśli odnajdziecie Mgłę Życia i pokonacie strażnika, będziecie mogli zmienić się na godzinę w Waru. Pójdziecie do jaskini mojego przyjaciela i przekonacie go, ja pójdę z wami).
Zamyśliłem się. Zdanie trudne i niejasne- jak byśmy mieli go niby przekonać i gdzie konkretnie znaleźć. No i ta zmiana w Waru...a co, jeśli potem coś pójdzie źle i zostaniemy tacy na zawsze? A co jeśli.... Dużo było możliwych scenariuszy, tych z niepowodzeniem znacznie więcej niż tych, w których moglibyśmy wygrać. Acz... przygoda! Spojrzałem na Riki.
- Co o tym sądzisz?
< Riki? Mogę ci zaśpiewać ,,Gdy weny brak"?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT