niedziela, 23 sierpnia 2015

Od Yasux CD Vincent'a

Popędziłam wprost na waderę a w głowie zahuczały mi słowa Vinca. Jakieś trzy metry przed waderą wyhamowałam ostro tak, że poturlałam jej się pod łapy. Ashita podniosła jedną przednią łapę do góry a na jej pysku malował się niepokój.
- Ojej, nic ci nie jest?- zapytała z troską. Wstałam i otrzepałam się z piachu i ziemi. Spojrzałam prosto w niebieskie oczy alfy. Przeszedł mnie dreszcz, poczułam, że ona ma tu władzę.
- Nie-e....jestem Yasux, w skrócie Yx i chciałabym tu dołączyć, znaczy się do tej watahy- przedstawiłam swe zamiary. Wadera przymrużyła oczy i usiadła.
- No dobrze, skoro chcesz to witam w watasze! Może chcesz bym cię oprowadziła czy coś?- zapytała i uniosła jedną brew. Pokręciłam przecząco głową i spojrzałam na basiora, który stał za mną. Na pysku malował mu się uśmiech.
- Nie dziękuje, Vincent mi pokaże, oczywiście jeżeli się zgodzi- odparłam i obróciłam się w jego stronę- ach i dziękuje za to, że mogłam dołączyć!
- Nie ma sprawy, zawsze nowi członkowie są mile widziani!- powiedziała Ashita i wyszczerzyła kły w uśmiech. Powędrowałam powolnie do Vincenta i trąciłam go łapą. Ten zrozumiał co ma robić i poszedł przodem.
Szliśmy przez las a słońce próbowało nas dosięgnąć swymi ciepłymi promieniami, lecz liście uniemożliwiały to. Powoli szliśmy przez tą istną spiżarnie wsłuchując się w śpiew ptaków.
- To jest nasz las- zaczął Vincent swym przyjaznym, lecz niskim głosem- tu łowimy zwierzynę, ale chyba nie muszę ci tego tłumaczyć.
- No przecież, że nie! Jestem wilkiem, wiem gdzie mam się udać by coś zjeść- prychnęłam niby oburzona. Przed mymi oczyma przeleciały jakieś dziwne światełka. Zaśmiałam się i jak zaczarowana oglądałam jak one ,,tańczą" w powietrzu. Vincent zatrzymał się na ścieżce i z rozbawieniem na mnie spojrzał. Zawrócił do mnie i obniżył łeb na wysokość mojego.
- To są świetliki, tak zwane przynajmniej. Legenda głosi, że jak złapiesz takiego jednego spełni się twoje marzenie- wyszeptał tak by go nikt po za mną nie usłyszał. Zdziwił mnie ton jego głosu. Nikogo tu nie było, jednak im dłużej przebywałam w tym lesie, tym silniej czułam płynącą z niego magię. Drzewa tu mają uszy, ziemia uczucia a wiatr swą pieśń którą niesie porywczej rzece. Wszystko tu było inne, przesiąknięte dziwnymi siłami które ja rozumiałam. Wtem usłyszałam śpiew. Piękną pieśń lasu. Wielkie korony szumiały pchnięte wiatrem, woda chlupotała cicho, trawa szeleściła przy najdrobniejszym ruchu łapą czy powietrza a ptaki świergotały do rytmu tejże pieśni. Zatem czemu i ja miałabym nie zacząć? Przez chwilę się zawahałam po czym zaczęłam cicho mruczeć by następnie, znając już rytm, zacząć cicho powtarzać jedną literę, współgrającą z dźwiękiem. Zaczęłam ją śpiewać najpierw niepewnie, po czym poczułam ukucie odwagi i rozśpiewałam się na dobre. Mój głos niósł się po lesie i docierał do każdego żyjątka, a przynajmniej mi się tak zdawało. Zamknęłam oczy i poddałam się muzyce jak i własnemu głosowi. Dałam się ponieść temu wszystkiemu. Powoli kiwałam się na boki nie czując już oddechu Vincenta na swoim karku. Byłam tylko ja i muzyka. Wszystko powolnie płynęło a ja byłam okrętem na tych wzburzonych falach. Bardzo dobrze uderzałam w ton tego miejsca. W końcu mój głos zaczął wysiadać, więc zeszłam do szeptu i zakończyłam tę pieśń. Westchnęłam i otworzyłam oczy słysząc znów tylko dźwięki przyrody. Odwróciłam się do basiora patrząc na niego z ciekawością. Był co najmniej....osłupiały?
-Przepraszam...? Wszystko ok?- zapytałam ciut przerażona. Czyżby znowu to samo?

<<Vincent? :P>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT