To była bardzo, bardzo… BARDZO nietypowa sytuacja. Nadal lekko się
trząsłem po spotkaniu z różowym basiorem. Nigdy nawet nie myślałem, aby
załapać… TAKI kontakt z kimkolwiek, a tym bardziej z przedstawicielem
tej samej płci. Nie, trzeba to wyjaśnić… ale nie teraz. Później, kiedy
trochę odsapnę.
-Vincent, tak? – dobiegł mnie głos wadery.
Odwróciłem się nieco zbyt gwałtownie. Wilczyca, którą wcześniej
widziałem w towarzystwie Pinkiego teraz spoglądała na mnie trochę
rozbawiona. Przeszyłem wzrokiem okolicę, upewniwszy się, iż nie
doświadczę niespodziewanego ataku. Odetchnąłem, siadając na ziemi.
-Tak, to ja. – mruknąłem. – A ty jesteś Sinsay, niedawno dołączyłaś, prawda?
-Tak. – odparła wesoło, podczas gdy ja nadal dygotałem. – Trochę nietypowa sytuacja, co nie?
Wziąłem szybki oddech i skinąłem głową. Sytuacja była nieco kłopotliwa,
gdyż głupio było przedstawić się waderze w takim stanie. Postanowiłem,
zatem wziąć się w garść. Mimo, iż me łapy nadal dygotały, uniosłem
pewnie łeb, patrząc na nową znajomą przyjaźniej i z większą pewnością w
głosie przemówiłem:
-Ten Pinki… gdzie on teraz jest?
Sinsay uśmiechnęła się, niepokojąco zachwycona tym pytaniem.
Zareagowałem za późno. Usłyszałem zalotne mruczenie tuż nad uchem, zaraz
zostałem przygnieciony przez nasyp różowego cielska.
-Znalazłem cię. - wyszeptał kusicielsko. – Nie uciekaj już więcej.
Już miałem wystrzelić jak z procy, jednak basior oplótł mą szyję łapami,
przez co nie miałem zbyt dużej możliwości manewru. Sinsay zanosiła się
dzikim rechotem. Ona i ciężar Pinkiego, jaki odczuwałem na grzbiecie nie
pomagały mi zbytnio w rozwiązaniu tej sytuacji.
-Proszę, puść mnie. – mruknąłem zachowując pozorny spokój. – Pinki, odsuń się.
Kolorowa ślina zwilżyła moje futro.
-Ale ja nie chcę cię puścić. – wyszeptał.
-Pinkie. Natychmiast. – już zaczynałem tracić cierpliwość.
Basior to zignorował. Czułem jak me ciało drży w bezsilnej złości i
zażenowaniu. Poruszyłem się dość gwałtownie by dać mu do zrozumienia, iż
takie ustawienie nie jest dla mnie korzystne. Zignorował jednak moje
nieme sygnały. Zamiast tego przytulił się bardziej, na me ucho kapnęła
spora porcja śliny. Warknąłem złowróżbnie. Pinki nie zareagował.
-Jesteś mój. – mruknął zadowolony.
Poczułem jak zdenerwowanie i zawstydzenie wzrastają we mnie, by w końcu
odbić się w moim oczach, jako fioletowa łuna. Nie chciałem już zakończyć
tej żenującej sceny w sposób pacyfistyczny. Bałem się efektu moim
działać, lecz teraz byłem na tyle zdeterminowany, by uwolnić się od
basiora, że dałem ponieść się Furii. Zacisnąłem szczęki na oplatającej
mą szyję łapie Pinkiego i dosłownie cisnąłem nim o ziemię. Wilk wykonał
salto tuż nad moją głową, by gruchnąć o twarde podłoże. Sinsay przestała
się śmiać. Moja postawa musiała być przerażająca, bowiem cofnęła się
kilka sporych kroków, Pinki natomiast jęknął obolały. Zwróciłem na niego
wzrok, jaśniejący zgrozą wzrok. Me podciągnięte wargi ukazywały kły,
spomiędzy których toczyła się piana sfrustrowania. Warknąłem w stronę
różowego, a odgłos ten ciężko było porównać do zwykłego, ostrzegawczego
sygnału.
-Vincent… - powiedziała bojaźliwie Sinsay, lecz to jedno słowo pozwoliło mi wrócić do siebie.
Wziąłem ciężki oddech, połykając nagromadzoną w moim pysku pianę.
Akcentu na mym ciele znów przybrały turkusowy odcień. Usiadłem, nieco
przygarbiony-nawet tak krótka Furia była w stanie dość poważnie osłabić.
Spojrzałem na zlęknionych towarzyszy, po czym opuściłem nisko głowę.
-Przepraszam… nie chciałem. – kajałem. – Nie chciałem tak agresywnie
zareagować. – teraz jednak podniosłem pewnie głowę i przemówiłem do
Pinkiego głosem spokojnym, lecz na tyle stanowczym, by zrozumiał, iż to
na poważnie. – Słuchaj… naprawdę nic nie mam do twoich upodobań. Chcę
abyś wiedział, że szanuje twoje uczucia, ale ich nie podzielam. I proszę
abyś nie okazywał mi ich nigdy więcej… w tak nachalny sposób.
<<Pinki? Sinsay? Nie wierzę, że to wyszło spod moim łap... ;-;>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz