niedziela, 23 sierpnia 2015

Od Vincenta do Pinkiego i Sinsay

To była bardzo, bardzo… BARDZO nietypowa sytuacja. Nadal lekko się trząsłem po spotkaniu z różowym basiorem. Nigdy nawet nie myślałem, aby załapać… TAKI kontakt z kimkolwiek, a tym bardziej z przedstawicielem tej samej płci. Nie, trzeba to wyjaśnić… ale nie teraz. Później, kiedy trochę odsapnę.
-Vincent, tak? – dobiegł mnie głos wadery.
Odwróciłem się nieco zbyt gwałtownie. Wilczyca, którą wcześniej widziałem w towarzystwie Pinkiego teraz spoglądała na mnie trochę rozbawiona. Przeszyłem wzrokiem okolicę, upewniwszy się, iż nie doświadczę niespodziewanego ataku. Odetchnąłem, siadając na ziemi.
-Tak, to ja. – mruknąłem. – A ty jesteś Sinsay, niedawno dołączyłaś, prawda?
-Tak. – odparła wesoło, podczas gdy ja nadal dygotałem. – Trochę nietypowa sytuacja, co nie?
Wziąłem szybki oddech i skinąłem głową. Sytuacja była nieco kłopotliwa, gdyż głupio było przedstawić się waderze w takim stanie. Postanowiłem, zatem wziąć się w garść. Mimo, iż me łapy nadal dygotały, uniosłem pewnie łeb, patrząc na nową znajomą przyjaźniej i z większą pewnością w głosie przemówiłem:
-Ten Pinki… gdzie on teraz jest?
Sinsay uśmiechnęła się, niepokojąco zachwycona tym pytaniem. Zareagowałem za późno. Usłyszałem zalotne mruczenie tuż nad uchem, zaraz zostałem przygnieciony przez nasyp różowego cielska.
-Znalazłem cię. - wyszeptał kusicielsko. – Nie uciekaj już więcej.
Już miałem wystrzelić jak z procy, jednak basior oplótł mą szyję łapami, przez co nie miałem zbyt dużej możliwości manewru. Sinsay zanosiła się dzikim rechotem. Ona i ciężar Pinkiego, jaki odczuwałem na grzbiecie nie pomagały mi zbytnio w rozwiązaniu tej sytuacji.
-Proszę, puść mnie. – mruknąłem zachowując pozorny spokój. – Pinki, odsuń się.
Kolorowa ślina zwilżyła moje futro.
-Ale ja nie chcę cię puścić. – wyszeptał.
-Pinkie. Natychmiast. – już zaczynałem tracić cierpliwość.
Basior to zignorował. Czułem jak me ciało drży w bezsilnej złości i zażenowaniu. Poruszyłem się dość gwałtownie by dać mu do zrozumienia, iż takie ustawienie nie jest dla mnie korzystne. Zignorował jednak moje nieme sygnały. Zamiast tego przytulił się bardziej, na me ucho kapnęła spora porcja śliny. Warknąłem złowróżbnie. Pinki nie zareagował.
-Jesteś mój. – mruknął zadowolony.
Poczułem jak zdenerwowanie i zawstydzenie wzrastają we mnie, by w końcu odbić się w moim oczach, jako fioletowa łuna. Nie chciałem już zakończyć tej żenującej sceny w sposób pacyfistyczny. Bałem się efektu moim działać, lecz teraz byłem na tyle zdeterminowany, by uwolnić się od basiora, że dałem ponieść się Furii. Zacisnąłem szczęki na oplatającej mą szyję łapie Pinkiego i dosłownie cisnąłem nim o ziemię. Wilk wykonał salto tuż nad moją głową, by gruchnąć o twarde podłoże. Sinsay przestała się śmiać. Moja postawa musiała być przerażająca, bowiem cofnęła się kilka sporych kroków, Pinki natomiast jęknął obolały. Zwróciłem na niego wzrok, jaśniejący zgrozą wzrok. Me podciągnięte wargi ukazywały kły, spomiędzy których toczyła się piana sfrustrowania. Warknąłem w stronę różowego, a odgłos ten ciężko było porównać do zwykłego, ostrzegawczego sygnału.
-Vincent… - powiedziała bojaźliwie Sinsay, lecz to jedno słowo pozwoliło mi wrócić do siebie.
Wziąłem ciężki oddech, połykając nagromadzoną w moim pysku pianę. Akcentu na mym ciele znów przybrały turkusowy odcień. Usiadłem, nieco przygarbiony-nawet tak krótka Furia była w stanie dość poważnie osłabić. Spojrzałem na zlęknionych towarzyszy, po czym opuściłem nisko głowę.
-Przepraszam… nie chciałem. – kajałem. – Nie chciałem tak agresywnie zareagować. – teraz jednak podniosłem pewnie głowę i przemówiłem do Pinkiego głosem spokojnym, lecz na tyle stanowczym, by zrozumiał, iż to na poważnie. – Słuchaj… naprawdę nic nie mam do twoich upodobań. Chcę abyś wiedział, że szanuje twoje uczucia, ale ich nie podzielam. I proszę abyś nie okazywał mi ich nigdy więcej… w tak nachalny sposób.
<<Pinki? Sinsay? Nie wierzę, że to wyszło spod moim łap... ;-;>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT