sobota, 29 sierpnia 2015

Praca konkursowa Annabell

Zwisałam głową w dół z gałęzi dorodnego dębu, od ziemi dzieliły mnie jakieś 3 metry. Uwielbiałam tak zwisać może dlatego, że czasami naukowcy mnie tak zawieszali ,sama nie wiem, po prostu taki mój nawyk. Nie przeszkadzały mi lekkie zawroty głowy spowodowane nagromadzeniem krwi w mózgu, już się do nich przyzwyczaiłam. Obserwowałam świat z góry, czasami przechodził pode mną jakiś wilk, czasami jakieś zwierze leśne. Po paru godzinach obserwacji, z mojego brzucha dobiegło głośne burczenie, postanowiłam wykorzystać element zaskoczenia i zaatakować pierwsze co tu przejdzie. Czekałam półgodziny...godzinę....półtorej godziny i właśnie w tedy zniecierpliwiona postanowiłam poszukać gdzie indziej jednak gdy miałam już schodzić, nie daleko mnie szedł powoli dzik. By go nie wystraszyć zaczęłam podchodzić do niego, jednak nie na ziemi a na gałęziach drzew, które splatały się ze sobą, tworząc rodzaj mostu albo kładki. Gdy byłam tuż nas swoją ofiarą, opuściłam się na ogonie, zwisałam jakieś dwa metry nad dzikiem. Z tej odległości mogłam dostrzec jego brunatną szpiczastą sierść, która gdzie nie gdzie pokryta była liśćmi i błotem a po bokach szczecina zlepiona była żywicą z drzew albo dolne kły, które wystawały mu z pyska, ostrzegając potencjalnych myśliwych, którzy chętnie by się nim pożywili. Opuściłam się jeszcze trochę, tak, że znalazłam się metr od odyńca, jednak trzymałam się gałęzi tylko czubkiem ogona, przez co zaczął się osuwać , po chwili spadłam na dzika, który czując na sobie mój ciężar zaczął wierzgać na wszystkie strony, przestraszona owinęłam swoją ofiarę ogonem i mocno ścisnęłam, na co zwierze zakwiczało donośnie i popędziło przed siebie. Dzik miał za grubą szyję bym mogła go zabić przegryzieniem tchawicy, dlatego musiałam znaleźć inny sposób. Zamieniłam się w człowieka i wyczarowałam w swojej dłoni czarny nóż, który otaczała ciemna mgła., gdy miałam go wbić w mózg zwierza, ten zatrzymał się gwałtownie przez co poleciałam do przodu. Uderzyłam plecami w wielkie i stare drzewo. Gdy spadłam wylądowałam z błocie i liściach ,które pospadały z drzew. Jesień już się zbliża wielkimi krokami....ale mniejsza z tym. Znów zmieniłam się w wilka, cała pokryta byłam ziemią dlatego postanowiłam znaleźć jakieś źródło, by oczyścić się z brudu, jednak gdy miałam odejść usłyszałam podejrzany odgłosy, bez zastanowienia ruszyłam do wielkiej dziupli dorodnego dębu, który był ogromny obwód jego pnia przekraczał 30 metrów a wysokość drzewa przekraczała 15 metrów . Rozejrzałam się we wnętrzu dziury, na dnie ogromnej dziupli, która rozmiarem dorównywała nie jednej jaskini, znajdowały się trzy pasiaste jajka. Zeszłam do nich ciekawa co się z nich wykluję, po chwili pukania w skorupkę, stworzenia wykluły się i rozejrzały po dziupli. Zaczęłam się wycofywać nie zamierzałam mieć jakiś problemów z tymi małymi smoczkami.
Jednak gdy miałam już je opuścić usłyszałam donośny ryk, po czym poczułam za sobą gorący oddech. Przestraszona odwróciłam się powoli i ze zdziwieniem odkryłam, że przede mną znajduje się głowa smoka. Jego łuski przypominały kolorem opadłe liście, niektóre były brązowe, niektóre złote albo żółte inne czerwone. Bestia spojrzała na mnie swoimi miedzianymi ślepiami po czym zawarczała ukazując rząd białych i ostrych trójkątnych zębów. Stałam jak słup soli nie wiedziałam co mam teraz zrobić, gad przybliżył swój wydłużony pysk tak, że prawie się stykaliśmy. Myślałam, że mnie zaatakuje albo spali na skwarka, jednak o dziwo liznął mnie swoim długi rozdwojonym jęzorem, gdy to zrobił wdrapał się do przestronnej dziupli. Musiał mnie wziąć za jedno ze swoich dzieci ,to pewnie przez te liści do mnie przyklejone, które przypominały łuski. Smok nie był za wielki miał jakieś dwa i pół metra wysokości a długości 3 metry nie wliczając ogona, nie miał skrzydeł. Jedyne co go wyróżniało były kretę i duże rogi przypominające baranie które mieściły się tuż nad uszami bestii. Smok owinął mnie i maluchy ogonem po czym zwrócił nadtrawione mięso ze swojego żołądka. Małe gady od razu rzuciły się na jedzenie, jednak ja pozostałam w bezruchu. Mama widząc to polizała mnie znów swoim językiem i skierowała mnie w stronę mięsa, nie chętnie zaczęłam jej jeść by gad nic nie podejrzewał. Po posiłku małe smoczki poszły spać, a ja wraz z nimi. Musiałam obmyślić plan ucieczki, tak by smoczyca tego nie zauważyła. Po około dwóch godzinach oczy bestii zaczęły się zamykać, a łeb opadł powoli na ziemie. Po chwili usłyszałam donośne chrapanie wydobywające się z wielkiej paszczy . Korzystając z okazji wyswobodziłam się z uścisku smoka i zaczęłam biec przed siebie w kierunku watahy, po drodze zmywając z siebie błoto i liście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT