Nastał już nowy dzień, choć zdawałoby się, że dopiero co zaczęła się
noc. Rześkie powietrze i cisza lasu... wszystko było takie cudowne, a
najbardziej to leżenie w słońcu na łące i spoglądanie w bezchmurne
niebo... Nie sądziłam, że spędzenie wolnej chwili w towarzystwie czarnej
wadery, którą dopiero co poznałam, będzie takie przyjemne. Brakowało mi
tego ciepła, gdy na mój pyszczek wkradał się uśmiech, albo tego
przyjemnego mrowienia, gdy śmiałam się wniebogłosy i pękałam na ziemi
trzymając się za bolący brzuch. Błogość tliła się we mnie, ale przez
jeden mały szczegół, nie potrafiłam do końca cieszyć się tym dniem...
"- Więc... Urodziłam się w watasze wilków ciemności" - Te słowa wciąż
tkwiły w mojej pamięci, wywołując nieprzyjemne dreszcze, a wszystko
przez to, że będąc małym szczeniakiem... Nagle zalały mnie miliony
wspomnień, kłując żywym ogniem i rozkruszając moje serce na kawałki, bo
jak dziś pamiętam przebieg tamtego wydarzenia...
"Było wczesne, dość mroźne popołudnie, gdy wraz z najpotężniejszym a
zarazem najlepszym basiorem na świecie przemierzałam tereny naszej
watahy, by lepiej poznać ich sekrety i pojęcia, by później samej móc
opowiadać to swoim dzieciom. "Zabawne nie?" - pomyślałam zerkając na
jego białe jak śnieg futerko z małymi cętkami na grzbiecie i ogonie oraz
niebieskim wręcz błękitnym opuszkom łap. Słuchając i wchłaniając każde
słowo samca u mego boku uważnie stąpałam z uniesioną głową i prostą
sylwetką po pokrytym przez biały puch ścieżką, bo według niego, tak
właśnie winien poruszać się każdy dostojny alfa, którym i ja byłam. Moja
mama jak i tata rządzili jedną z najsilniejszych i najstarszych watah, a
ja byłam ich następcą. Jedyną córką Sekato i Hyubi z watahy białego
kła. Był to dla mnie wielki zaszczyt, choć zdawałam sobie sprawę z
obowiązków jakie przy tym mnie czekają.
- Reiko, słuchasz mnie? - potrząsnęłam gwałtownie głową spojrzawszy w
zielone jak trawa oczy basiora, które po nim odziedziczyłam.
- Um... wybacz tatusiu, zamyśliłam się trochę. - odrzekłam patrząc
przepraszająco na niego, choć nie wydawał się zbytnio tym przejętym.
Uśmiechnął się do mnie, po czym nagle przygarnął do siebie i mocno
przytulił.
- Nic się nie stało córeczko - szepnął mi czule do ucha, co uwielbiałam
najbardziej. To jedna z niewielu chwil, w moim krótkim życiu, które były
warte zapamiętania. - Mówiłem ci już, że jesteś moim skarbem? - spytał
patrząc mi głęboko w oczy a ja z cichym śmiechem ochoczo pokiwałam
główką. "Tak bywa, gdy jest się ukochaną córeczką tatusia" - pomyślałam
wtulając się w jego miękkie, białe futerko, gdy nagle coś mną szarpnęło,
odrzucając w gęste krzaki. - Nie wychodź stamtąd! - krzyknął mój tatuś
przyjmując postawę obronną a ja skuliłam się mocno w sobie. Szok na
chwile odebrał mi jasność myślenia. Mimo rozkazu wychyliłam się ciutkę,
by lepiej widzieć. Zobaczyłam go, jak cały najeżony stał i czekał.
Zerknęłam w bok. Sekato (mój tatuś) spojrzał na drugiego wilka,
wyłaniającego się z lasu. Jego sierść była cała czarna, a oczy świeciły
złowieszczym blaskiem. Wystraszyłam się i cofnęłam lekko, by mnie nie
zobaczył. "Tata da sobie radę, jest w końcu najsilniejszy" - mówiłam
cicho pod nosem modląc się o cud. Samce warczeli na siebie, krążąc na
około, przygotowani do ataku w każdej chwili a ich oczy taksowały się
ciskając gromy. Niebo nagle pociemniało, zawiał silny wiatr unosząc
biały śnieg w tańcu a las umilkł, czekając na rozstrzygnięcie sporu, a
między nimi ja. Mała wadera ukryta w zaroślach i obserwująca wszystko ze
swojej perspektywy. Pierwszy zaatakował biały basior z wyciągniętymi
pazurami i kłami rzucając się na wroga, lecz ten w ostatniej chwili
uskoczył zamachując się łapą w bok tatusia, ale ten cudem uniknął ciosu.
"Jest tak szybki jak tatuś" - pomyślałam, że strachem a oczy zaszły mi
łzami. - "Nie on nie może umrzeć, na pewno wygra, w końcu to tatuś, jego
nie da się pokonać" - kwiliłam cicho patrząc uważnie na każdy szczegół.
Tym razem to przeciwnik próbował zadać cios, przewracając samca na
plecy, lecz ten wyrzucił tylne łapy do góry gdy wróg chciał go
zadrasnąć. Czarny basior dostał w pysk i poleciał parę metrów dalej.
Tatuś wykorzystał tę chwilę i walnął go pazurami po oczach a po chwili
rzucił mu się do gardła, gdy nagle wilk znikł. "Zaraz co?!" Pojawił się
nagle za białym basiorem, raniąc go w bok. Sekato odskoczył i się
przewrócił w momencie w którym zaatakował. Szybko wstał i rzucił się na
wroga, przez co wpadł na niego i razem zaczęli turlać się w dół górki.
Na samym dole przejechał rannym grzbietem po wystających kamieniach.
Zapiszczał z bólu zatrzymując się w końcu i zerkając w moją stronę. -
Uciekaj skarbie - szepnął, choć nie usłyszałam dobrze i z trudem
podniósł się do pionu. Chciałam coś zrobić, ruszyć się, lecz strach
sparaliżował mnie od środka. Sekato widząc, że jego przeciwnik wciąż
leży zaczął biec w jego stronę. "Tak, tatuś wygra, jest najlepszy!" -
krzyknęłam w myślach. W ostatniej chwili czarny basior odrzucił go
łapami. Usłyszałam tylko pisk i zgrzyt wbijanego w ciało drewna..."
Wspomnienia wciąż żywe, paliły moje wnętrze. Nie chciałam jednak dać po
sobie poznać, że coś jest nie tak...- Tutaj na pewno cię polubią. To
świetna wataha - "Polubiłaś ją, przyznaj szczerze?" - szepnął mój
głosik. Uśmiechnęłam się wówczas na swoje słowa, chcąc zmienić temat,
choć moje wnętrze paliło do zemsty, ale... "Ona nie jest niczemu winna,
to nie ona zabiła mi ojca. Więc dlaczego miałby zginąć?" - zapytałam
sama siebie i doszłam do wniosku, że dobrze się stało, iż Nacht trafiła
właśnie do tej watahy, gdzie i ja. Nie była taka jak reszta, jak
ciemności i inne złe wilki. Jej wewnętrzny spokój, sposób mówienia i
charyzma temu zaprzeczało. Tak, polubiłam ją i z pewnością zostaniemy
świetnymi przyjaciółkami. Spojrzałam na nią, gdy uważnie obserwowała
niebo a na jej pyszczku widniał uśmiech.
- Byłaś już w Amfiteatrze? - Zapytałam zamyślona leżąc na miękkiej trawie a lekki wiaterek powiewał moją grzywką.
- Jeszcze nie...Jest tam coś ciekawego?
- Całkiem ciekawe przestawienia. Możemy się tam kiedyś wybrać. - zerknęłam na nią zagłębiając się w jej oczach
- Świetny pomysł - uśmiechnęła się do mnie, przez co poczułam przyjemne
ciepło w środku. - Co w takim razie zrobimy teraz? - spojrzałam na nią
chytrze, po czym wstałam na równe łapy dając jej znak, by poszła za mną.
- Co powiesz na typowo babski wieczór? - spytałam przywołując w myśli,
to co chciałam zrobić a kąciki moich ust podniosły się jeszcze bardziej.
- Chętnie! - odpowiedziała ochoczo ruszając za mną a ja po chwili
zaczęłam biec, co też zrobiła i ona. Biegłyśmy i biegłyśmy, nim w oddali
zobaczyłam swoją jaskinie. Dopiero wówczas spowolniłam i gestem
zaprosiłam ją do środka. Weszłyśmy a Nacht poczęła rozglądać się na
wszystkie strony, gdy ja szybkim truchtem zabrałam się za szykowanie
sprzętu.
- Co robisz? - spytała zaciekawiona a mnie rozpierało szczęście.
- Będziemy malować Ci pazurki - uśmiechnęłam się do niej szeroko -
wybierz jakiś kolor, który chciałabyś mieć i robimy motylki, gwiazdki,
serduszka, czaszeczki czy noże?
- Co robicie? - odwróciłyśmy się w tym samym czasie w stronę wejścia, gdzie u progu stał jakiś wilk.
Nacht? Ktosiu? Co wy na to? Wybacz kochana, że tak mało o nas a więcej o
jej przeszłości, lecz nie miałam weny na cokolwiek innego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz