Postanowiłam pozwiedzać trochę tereny watahy, sama nie wiedziałam co tak
nagle spowodowało, że chciałam to zrobić ,ale czułam, że mój spokój
zostanie przez kogoś przerwany. Poszłam upolować coś do jedzenia nie
jadłam od jakiegoś czasu, chociaż nie czułam się mocno głodna wolałam to
zrobić zanim mój żołądek zacznie sam siebie trawić. Usiadłam na
polanie, którą porastała głównie trawa, gdzie nie gdzie wyrastał jakiś
grzyb albo roślina zielna. Uspokoiłam oddech i zaczęłam nasłuchiwać
uważnie. Na coś jednak przydają się te długaśne uczy jak u nietoperza.
Usłyszałam pod sobą, drapanie, najpewniej był to królik albo kret.
Dlatego wykorzystałam swój długi ogon (jakieś dwa metry ma skubaniec) by
schwytać swą ofiarę. Wsadziłam go w norkę, szukałam po omacku zająca aż
wreszcie na niego natrafiłam.. Miał w dotyku bardzo miłą sierść .
Owinęłam swój ogon wokół ofiary, która na mój dotyk zaczęła panicznie
się wiercić. Wyciągnęłam futrzaka z jamy i zawiesiłam głową w dół przed
pyszczkiem. Był to zając o kremowym futerku z kasztanową plamą na oku,
oczka miał zielone. Chociaż wyglądał ładnie bez skrupułów zaczęłam do
dusić. Po około pięciu minutach rozpaczliwego wyrywania się i łapczywego
nabierania powietrza, mięśnie zająca stały się wiotkie a z oczu
ulotniła się ta iskierka, która kazała mu walczyć o przetrwanie. Widok
był bardzo piękny, można by rzec, że poetycki, napawałam się tą chwilą,
aż po pewnym czasie poczułam w żołądku bolesne ukłucia. Zaczęłam zjadać
królika, tak, że zostały po nim same kosteczki. Znudzona postanowiłam
pobawić się swoim ogonem, w końcu stał się częścią mnie, nie mogę go
traktować jak coś obcego co do mnie nie należy. Wspięłam się na
najbliższe drzewo z gracją po czym użyłam swojego ogona by uczepić się
gałęzi, gdy byłam pewna ,że mocno trzyma zawisłam głową skierowaną w
dół. Po dłuższym czasie usłyszałam czyjeś kroki, nie chcąc by osobnik
mnie zobaczył , schowałam się w kornie drzewa. Ukryta przed wzrokiem
ciekawskich obserwowałam to co nadchodzi. Z zarośli wyszła niebieska
wadera, z nie małym zdziwieniem odkryłam, że była to Klairney. Wadera
wspięła się na drzewo na którym się znajdowałam. Postanowiłam ją
przestraszyć, dlatego zaczęłam powoli się do niej przybliżać, aż
znajdowałam się dosłownie za jej plecami. Po chwili wykrzyczałam jej do
ucha :
-BUUUUUUU!!!!!- Na co wadera przestraszona zeskoczyła z gałęzi na
ziemie, upadła tak nie fortunnie iż usłyszałam głośny trzask, jakby coś
zostało złamane. Zaniepokojona zeskoczyłam do wadery
(Sorry, że tak długo Klairney)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz