Leżałem płasko na ziemi nie bardzo mając siłę i ochotę by się podnieść.
Spoglądałem za to na biały kłębek futerka, jakim była teraz Mavis.
Oddychała równo i spokojnie, zasnęła. Nie dziwię się jej, sam byłem
wyczerpany, jednak resztki adrenaliny nadal krążyły w mych żyłach. W
głowie jeszcze krążyło mi odczucie kompletnej pustki. Chwila, w której
dostałem się do jaskini i stopniowo zacząłem tracić pamięć była okropna.
Wizja tego, jak zapominam o wszystkim, co mnie kiedykolwiek spotkało
wprawiała w stan trwogi. Szkoda by było zapomnieć ten czas spędzony w
watasze, te wszystkie przygody, jakie odbyłem z znajomymi wilkami…
szkoda by było zapomnieć głos Mavis…
Obudziły mnie ciepłe promienie słońca. Zdziwiony, zacisnąłem powieki,
gdy światło padło na mój pysk. Kiedy zdążyłem zasnąć? Ziewnąłem
przeciągle, wyprężając lekko niemrawe mięśnie. Zdołałem otworzyć oczy,
lecz tylko troszeczkę, by wrażliwe na światło źrenice przyzwyczaiły się
do światła. Wstałem, szukając wzrokiem Mavis. Wadera nadal spała pod
drzewem, zwinięta w kłębek. Ostrożnie zbliżyłem się do towarzyszki,
trącając ją nosem w ucho. Mruknęła coś przez sen, przetarła łapą oczu,
lecz się nie obudziła. Nie miałem serca jej budzić, jednak czułem chęć
zrobienia czegoś pożytecznego. Postanowiłem upolować coś na śniadanie.
Wkroczyłem w las, węsząc czujnie. Po dłuższej chwili wychwyciłem
mieszankę wodzi-mokra ziemi, żywica i odrobina korzonków. Dziki.
Ruszyłem tropem zwierzyny, ostrożnie stawiając każdy krok. Gdy zapach
stał się intensywniejszy, zbliżyłem brzuch do ziemi, by dziki
przypadkiem mnie nie zauważyły. Wyłoniwszy łeb spomiędzy krzewów
dostrzegłem grupkę dzikich świń, beztrosko rozkopujących ziemie w
poszukiwaniu pożywienia. Były tak zajęte, iż nie spostrzegły
niebezpieczeństwa, które było tuż-tuż. Skoczyłem. Jeden z odyńców
zakwilił rozpaczliwie, gdy wbiłem kły w jego mięsisty kark. Reszta grupy
zaszarżowała na mnie, próbując odpędzić od swojego martwego już
towarzysza. Warknięcie i demonstracja uzębienia jednak skutecznie
zniechęciły ich do walki. Stadko uciekło, zostawiając mnie samego ze
zdobyczą. Chwyciłem pewnie dzika w zęby i ruszyłem z powrotem do
Wodospadu Mizu.
Dotarłszy na miejsce, spostrzegłem, iż Mavis gdzieś zniknęła. Nieco
zaskoczony, położyłem dzika pod drzewem, gdzie drzemała i zacząłem
przeczesywać teren. Przy wodospadzie jej nie było, także nie znalazłem
tropu wadery w okolicznym lesie.
-Mavis! – wołałem. – Bawisz się w chowanego? Powiedz coś, bo nie wiem, czym mam się martwić, czy nie!
Brak odpowiedzi. Krążyłem jeszcze chwilę po okolicy, by w końcu
stwierdzić, że Mavis najzwyczajniej w świecie sobie poszła. Nieco
zasmucony tym faktem postanowiłem zasiąść do posiłku. I tutaj
niespodzianka, gdyż przy upolowanym wcześniej dziku siedziała zadowolona
wadera.
-Gdzie ty byłaś? – zapytałem niby zezłoszczony.
-Na drzewie. – wskazała rozłożystą koronę. – Gdy się obudziłem, nie było
cię w pobliżu, więc postanowiła, że wypatrzę cię z góry.
-Poszedłem zapolować. – wyjaśniłem. – Przyniosłem nam śniadanie.
-Widzę i dziękuje ci za to. Jednak nie musiałeś sam się męczyć, mogłam ci pomóc!
-Spałaś. – powiedziałem z pełną powagą. – Nie mogłem cię tak po prostu obudzić.
Mavis uśmiechnęła się i gestem łapy zachęciła do wspólnego posiłku.
<<Mav? ^^>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz