Nie musiałem być Sherlock'iem by dostrzec zainteresowanie wadery moim
lokum. Chociaż sam nie mam pojęcia co jest tak zachwycającego w szarej,
ponurej jaskini. Wnioskując po wyglądzie, architektem to ja nie będę.
Chociaż urządziłem ją na swój własny, może trochę kulawy styl.
Strop był wyjątkowo wysoki, jak na taką małą przestrzeń. Jednak zanim
zacznę wnikać w szczegóły, powiem tylko że kiedyś miałem jakieś dziwne
upodobania do zwierzęcych czaszek. Czaszkę każdej ofiary, która zginęła z
mojego powodu, zostawiałem sobie na pamiątkę i wieszałem pod lejkowatym
sufitem. Z początku było ich tylko kilka, ale ilość rosła z każdym
dniem. W końcu wyszło na to,że cały sufit przykryty został czaszkami
każdego pokroju. Zdarzały się króliki, lisy, jelenie, bydło, wszelkiego
rodzaju ptaki wodne, no i oczywiście- wilcze. Co prawda odkąd tu
zamieszkałem, nie zabiłem już żadnego niewinnego malucha. Zostały mi one
z rytuałów odprawianych w młodości. Owari zawsze zabierał duszę, ale
nie ciało. Więc czaszka była głównie do mojej dyspozycji.
I był to tak naprawdę główny i jedyny zarazem akcent artystyczny w moim
mieszkaniu. Reszta to tylko kilka szaroburych, kuropatwich piór
porozwieszanych po całej jaskini, by moim czaszeczkom było trochę
raźniej. Na podłodze porozrzucałem kilka skór, jak to w każdej jaskini, a
na kilku półkach skalnych stały lekko zużyte już świeczki. Wosk spłynął
po ich ściankach i posuwał się dalej- tak, że niekiedy całe półki miały
na sobie warstewkę tej żółtawej substancji. Niektóre już zgasły, inne
paliły się pomimo chłodnego wiatru, oświecając Annabell każdy kąt.
- Ja rozumiem że jesteś tu z pierwszy raz,ale mój dom to nie galeria
sztuki.- Parsknąłem pół żartem, podchodząc do dywanu z krowich skór.
- Co ci nie pasi?- Spuściła wzrok na płomień świecy.- Jest...interesująco .- Jedynym podmuchem zgasiła ogień.
- Wiedziałem.- Odpowiedziałem niezbyt tryskając szczęściem.
Po burzy już nie było śladu, a popołudniowe słońce dopiero teraz zdołało
się przebić przez ciemne chmury. Teraz oświetlało cały ten zimowy
krajobraz ciepłym, złotym promykiem, który rozszczepiał się w
kryształkach lodu tworząc na śniegu efekt ,,brokatu''. W skrócie- było
całkiem całkiem...
Tymczasem Ann właśnie próbowała rozniecić ogień za pomocą dwóch
kamulców. Tarła o nie ochoczo, chcąc na nowo zapalić ugaszony przez
siebie ogień świecy.
- Choć już lepiej.- podszedłem do niej, zerkając na nią z ukosa.- Moja
jaskinia nie jest najprzyjemniejszym miejscem do siedzenia... znam
lepsze.
Dobra, może i nie znałem, ale moje lokum raczej nie zasługiwało na tytuł
,,przyjemnego". Szczególnie w otoczeniu tych czaszek i ich pustych na
wylot oczodołów. Chociaż....gdyby miały oczy, byłoby jeszcze gorzej.
(Ann? Przyjedziesz się? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz