wtorek, 19 stycznia 2016

Od Grima cd Ann

Upałem wezwłanie na kamienną posadzkę.
I co bariero, zadowolona jesteś? Wygrałaś. Znowu…
A ja znowu siedzę w tej mojej jaskini. Kiedyś, gdy tu przebywałem, czułem się zwyczajnie samotny. W porównaniu z tym co czuję teraz, wcześniejsza samotność była kaprysem. Zwykłą zachcianką przebywania z kimkolwiek i wymienienia paru pustych słów. TA samotność jaką czuję teraz rozdziera mi duszę. Bylem zwyczajnie pusty, zepsuty, bez serca. Serce zostało tam, w grocie,przy Ann. I właśnie usychało z pragnienia.
Minęła dobra godzina zanim coś odważyło się przerwać tą depresyjną ciszę. A dokładniej to coś wpadło do jaskini, wpuszczając za sobą podmuch mroźnego wiatru. I bynajmniej nie był to śnieg. Śnieg nie pachnie żelkami. Tym bardziej malinowymi z nutką wanilii. Tą wanilię rozpoznałbym wszędzie. Aromat dodawany do leków odmładzających już na zawsze będzie mi się kojarzyć zapachem futra Annabell. Tyle że ja już nie wierzyłem w cuda. Cudem byłoby, gdyby ona tu przyszła. A ja jakość dalej myślałem że została tam gdzie ją zostawiłem. Jednak waniliowy aromat zaczynał być coraz intensywniejszy. Mogła to być tak zwana fatamorgana, albo po prostu zasnąłem i mój mózg chciał mnie pocieszyć na jawie. Nieważne co sobie wtedy myślałem. Z czystej ciekawości przeturlałem się na plecy, twarzą do wejścia. A w wejściu stała Annabell
- Co ty tu robisz? - Musiałem się upewnić co do mojej teorii o fatamorganie. Gdybym nie usłyszał odpowiedzi, znaczyłoby to że gadam do ściany.
- P-przyszłam cię przeprosić.- Ann podeszła o jeszcze parę metrów tak, bym mógł stanąć z nią twarzą w twarz.
-Za co?
-Przepraszam, za swoje zachowanie. Nie powinnam była tak wybuchowo cię traktować. Jednak nie zrobiłam tego z faktu że cię nie lubię...
I tak Annie zaczęła tłumaczyć mi powód swojego zachowania i chcąc nie chcąc opowiedziała skrawek swojej zawiłej historii. Dotąd miałem tylko opisy, teraz doszły uczucia, a oba splotły się w zgrabny łańcuszek i uczepiły się teraźniejszości.
A potem cały świat stanął na głowie, a żeby jeszcze bardziej zamieszać mi we łbie, postanowił fiknąć jeszcze jednego kozła. Albowiem Ann dokończyła pocałunek.
Mój mózg zaciął się tuż po tym, jak tylko poczułem na ustach smak jej warg. Niedługo potem dołączył do tego subtelny aromat maliny. Taki sam jaki zapamiętałem dwie godziny temu. Tyle że tamten pocałunek był nieodwzajemniony. Natomiast ten aż prosił się o ciąg dalszy!
Jeden przeciągał się w kolejny, następny rodził następny, a ja nadal nie mogłem odmówić sobie tej przyjemności. Było to dość uzależniające jak się teraz tak na to spojrzy. No dobra...było BARDZO uzależniające.
Annabell osunęła się na ścianę jaskini, na chwilę przerywając pieszczotę. Musnąłem zachęcająco nosem jej policzek, a zaraz do moich płuc dostał się zapach soli i ten drugi -metaliczny i charakterystyczny tylko dla krwii.
T-ty płakałaś…- Otarłem jej dawno zaschnięte krwią policzki.
- To nic...- Skrzywiła się.- Po prostu Rin zaczęła mnie znowu pouczać. I udało jej się to trochę bardziej niż zazwyczaj.
- No już...- Przytuliłem ją do piersi. - Po co płakać...- Powiedziałem pół żartem.
- A mówiłam ci już że to było dawno i nieprawda?- Dyskretnie zasugerowała mi żebym przestał się nad nią użalać.
- Już się nie wytłumaczysz.- Zaśmiałem się pod nosem.- Łzy już cię zdradziły.
- Co!? jakie łzy?...- Wtuliła się w moje futro, jednocześnie używając go jako chusteczki.- Ja tam żadnych łez nie widzę..
- Za to teraz wyglądam jakbym cię zabił!- Padłem na ziemię ciągnąć za sobą Annabell. Plamy na futrze mówią same za siebie.-
- Jak dla mnie to ty bardziej na ofiarę pasujesz, wiesz? - podłapała żart, obracając go przeciwko mnie.
I pierwszy raz nie odgryzłem się. Tylko uśmiechnąłem się i pocałowałem - ale tym razem w czoło.
I leżeliśmy tak na chłodnej skale. Ja z moimi niewygodnie długimi rogami, zahaczającymi o kamienną ścianę,a ona - z pasiastym, szczurzym ogonem oplatającym nas z dobre 3 razy. Takie dwa małe paskudztwa. Takie niby nic, ale jednak. Jedno odrzucane przez każdego, drugie oszukiwanie, obdarte z miłości. I tak oto historia zatoczyła koło. Jedno paskudztwo zostało jeszcze raz odrzucone, potem przyjęte z otwartymi ramionami, pierwszy raz odkąd pamiętało. Drugie zaś dostało trochę czułości. Tej czułości, której żałowano jej jak pijanemu pieniędzy. Ale mimo wszystko wydawało się być z tego powodu całkiem zadowolone.
(Annie?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT