Trzymana w szponach smoka spuściłam łeb i zamknęłam oczy. Nie miałam
siły na szarpanie się, z resztą moje wyrywanie się mogłoby się skończyć
śmiercią towarzysza Steva. Przez cała podróż patrzyłam w dół jednak
wszędzie była tylko biel. Ostatecznie zamknęłam oczy starając się
pogrązyć we śnie.
~*~
Smoki wypuściły nas ze swoich szponów, nasze ciała uderzyły o lodową
posadzkę przed bramami pałacu. Królowa zsiadła z grzbietu największego
smoka i podeszła do nas. Założyła nam białe obroże przekłuwane gdzie nie
gdzie kryształkami lodu. Do nich przypięła dwie smycze z białej skóry.
Ujmując mocno skórzane pasy zaczęła iść w stronę bram pałacu. Szliśmy za
nią opornym krokiem z pyskami skierowanymi do lodowej posadzki.
Spojrzałam się kątem oka na Steva, basior stawiał łapę za łapą jakby
obojętne mu było całe życie. Podniosłam głowę słysząc głośne, drażniące
uszy skrzypnięcie. Lodowa brama przed nami właśnie się otwierała
ukazując wnętrze pałacu. Tron stojący tuż na przeciwko bramy skupiał
największą uwagę. Ogromny lodowy tron wyścielony śnieżno białym futrem
zaś w oparciu wyrzeźbione były dwa smoki. Ich motywy pojawiały się także
na kolumnach. Gady które do tej pory wlokły się za nami wleciały
entuzjastycznie do środka skrzecząc. Kobieta nawet nie drgnęła kiedy
przeleciały tuż obok niej, natomiast ja lekko się skuliłam słysząc
uderzenia ich skrzydeł.
-Joe !
Na zawołanie kobiety zza kolumny wyłonił się mężczyzna. Odziany w białą
skórę i futra w tym samym koloże. Ukłonił się przed nią obrzucając nas
spojrzeniem. Kąciki jego ust uniosły się po czym przygryzł lekko wargę i
wyprostował się. Na widok swojej królowej przybrał kamienny wyraz
twarzy.
-Zajmij się nimi.
-Wedle życzenia.
Skłonił się poraz kolejny i wziął smycze.
(Steve ? Wybacz, że krótkie są ostatnio)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz