sobota, 23 stycznia 2016

Od Yuko C.D Steve'a

- No bez jaj - powiedział spoglądając na przejrzysty lód, pod którym przed chwilą przepłynął wieloryb... Czekaj, co?! Skąd wieloryb? Tutaj? No świetnie, tego tylko brakowało, żeby ryby z oceanu przypłynęły do jeziora. Może zaraz zobaczę tam jeszcze delfina, i usłyszę jego - jak ja to nazywam - "rechotanie", może nie podobne do żaby.. Nie umiem dokładnie tego odgłosu określić... takie rechotanie połączone z piskiem... Albo piszczy i jednocześnie się dławi... Dobra, nie umiem określać dźwięków.
- Ja stąd idę, zaraz zwariuje - rzuciłam przez ramię idąc w stronę lasu, a właściwie, w stronę mojej jaskini. Tak! Teraz udało mi się normalnie przejść po lodzie nie ślizgając się. Basior patrzył na mnie z niedowierzaniem - zatkało? - spojrzałam na niego.
- Yyy, myślałem, że już zwariowałaś - uśmiechnął się. Posłałam mu groźnie spojrzenie i ruszyłam naprzód.
- Tei? - spytałam wiedząc, że powinien być obok mnie.
~ Mam cię dość, Yuko ~ usłyszałam, ma zły dzień, nie będę mu go jeszcze pogarszać, zostawię go w spokoju.
- Yuko! - odwróciłam się w stronę dochodzącego dźwięku - nie odchodź, nudzę się.
- I jaaa ci mam w tym pomóc? - zmarszczyłam czoło.
Kiwnął głową. Wróciłam do swojej wędrówki, chce do domciu, oczywiście przed tym, jak nas jakiś niedźwiedź zaatakuje, nie lubię ich. Mają te wielkie pyski z zębami, i czuję się tak, jakby chciały mnie zjeść to jest straaaszne... Ja zapomniałam, że jest zima i te zapadają w sen zimowy... Yuko jakaś ty głuuuupia!
A propo tej zimy, jest zaaa zimno. Mimo, że mam grube futro i tak mi zimno! Śniegu jest nawet dużo... Kilka bałwanów by się z tego ulepiło, na dodatek cały czas padał.
Moje łapy bezwładnie sunęły po gruncie, zimne powietrze otulało moją szarą sierść, cały czas mój pyszczek był skierowany ku ziemi. Zaczęłam rozpoznawać piękne okolice mojego miejsca zamieszkania. Wszystko było otulone w białym puchu. Jeszcze te moje ulubione dwa świerki, stoją przed moją jaskinią jak wrota do nowego świata. Zerknęłam na niebo, słońce już dawno schowało się za horyzontem, a Steve'a samego nie puszczę. Boje się, jeśli mu się coś stanie będę miała go na sumieniu do końca życia.
Odwróciłam się przodem do basiora.
- Nie wchodzisz? - spytałam
- Wiesz co, ja już powinienem iść... - uśmiechnął się i gdy już miał wchodzić do lasu złapałam go zębami za skrzydło.
- Nigdzie. Nie. Idziesz - wycedziłam i wypuściłam z pyska jego kończynę - Właź, jeśli mi tu zmarzniesz będę miała cię na sumieniu do końca swoich dni.
Wpuściłam basiora do środka pierwszego, żeby podziwiał moje dzieło sztuki. Jaskinia była mała i skromna, na samym środku umiejscowiona była skóra z dzika. W prawym kącie pomieszczenia leżało moje posłanie, również ze skóry dzika. Czy już wspominałam, że jadam tylko dziki? Przy okazji z niektórych zdarłam skórę.. Co? Zimno mi! Nie mogę zabrać tego zwierzęciu, które zabiłam? I bądź tu sprawiedliwy.
- Śpisz tam - wskazałam na drugi koniec jaskini, bezpieczeństwa nigdy dość. Zanim zdążył wykrztusić jakiekolwiek słowo rzuciłam w niego poduszką i kołdrą (nie muszę tłumaczyć z czego była zrobiona).

< Steve? Bierz co dają! Ps. Nie sprawdzałam, nie chciało mi się... >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT