- No bez jaj - powiedział spoglądając na przejrzysty lód, pod którym
przed chwilą przepłynął wieloryb... Czekaj, co?! Skąd wieloryb? Tutaj?
No świetnie, tego tylko brakowało, żeby ryby z oceanu przypłynęły do
jeziora. Może zaraz zobaczę tam jeszcze delfina, i usłyszę jego - jak ja
to nazywam - "rechotanie", może nie podobne do żaby.. Nie umiem
dokładnie tego odgłosu określić... takie rechotanie połączone z
piskiem... Albo piszczy i jednocześnie się dławi... Dobra, nie umiem
określać dźwięków.
- Ja stąd idę, zaraz zwariuje - rzuciłam przez ramię idąc w stronę
lasu, a właściwie, w stronę mojej jaskini. Tak! Teraz udało mi się
normalnie przejść po lodzie nie ślizgając się. Basior patrzył na mnie z
niedowierzaniem - zatkało? - spojrzałam na niego.
- Yyy, myślałem, że już zwariowałaś - uśmiechnął się. Posłałam mu groźnie spojrzenie i ruszyłam naprzód.
- Tei? - spytałam wiedząc, że powinien być obok mnie.
~ Mam cię dość, Yuko ~ usłyszałam, ma zły dzień, nie będę mu go jeszcze pogarszać, zostawię go w spokoju.
- Yuko! - odwróciłam się w stronę dochodzącego dźwięku - nie odchodź, nudzę się.
- I jaaa ci mam w tym pomóc? - zmarszczyłam czoło.
Kiwnął głową. Wróciłam do swojej wędrówki, chce do domciu, oczywiście
przed tym, jak nas jakiś niedźwiedź zaatakuje, nie lubię ich. Mają te
wielkie pyski z zębami, i czuję się tak, jakby chciały mnie zjeść to
jest straaaszne... Ja zapomniałam, że jest zima i te zapadają w sen
zimowy... Yuko jakaś ty głuuuupia!
A propo tej zimy, jest zaaa zimno. Mimo, że mam grube futro i tak mi
zimno! Śniegu jest nawet dużo... Kilka bałwanów by się z tego ulepiło,
na dodatek cały czas padał.
Moje łapy bezwładnie sunęły po gruncie, zimne powietrze otulało moją
szarą sierść, cały czas mój pyszczek był skierowany ku ziemi. Zaczęłam
rozpoznawać piękne okolice mojego miejsca zamieszkania. Wszystko było
otulone w białym puchu. Jeszcze te moje ulubione dwa świerki, stoją
przed moją jaskinią jak wrota do nowego świata. Zerknęłam na niebo,
słońce już dawno schowało się za horyzontem, a Steve'a samego nie
puszczę. Boje się, jeśli mu się coś stanie będę miała go na sumieniu do
końca życia.
Odwróciłam się przodem do basiora.
- Nie wchodzisz? - spytałam
- Wiesz co, ja już powinienem iść... - uśmiechnął się i gdy już miał wchodzić do lasu złapałam go zębami za skrzydło.
- Nigdzie. Nie. Idziesz - wycedziłam i wypuściłam z pyska jego kończynę
- Właź, jeśli mi tu zmarzniesz będę miała cię na sumieniu do końca
swoich dni.
Wpuściłam basiora do środka pierwszego, żeby podziwiał moje dzieło
sztuki. Jaskinia była mała i skromna, na samym środku umiejscowiona była
skóra z dzika. W prawym kącie pomieszczenia leżało moje posłanie,
również ze skóry dzika. Czy już wspominałam, że jadam tylko dziki? Przy
okazji z niektórych zdarłam skórę.. Co? Zimno mi! Nie mogę zabrać tego
zwierzęciu, które zabiłam? I bądź tu sprawiedliwy.
- Śpisz tam - wskazałam na drugi koniec jaskini, bezpieczeństwa nigdy
dość. Zanim zdążył wykrztusić jakiekolwiek słowo rzuciłam w niego
poduszką i kołdrą (nie muszę tłumaczyć z czego była zrobiona).
< Steve? Bierz co dają! Ps. Nie sprawdzałam, nie chciało mi się... >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz