niedziela, 17 stycznia 2016

Od Lelou do Touki

Wzdrygnąłem się, dopijając ostatnie krople eliksiru. Paskudztwo smakowało jak gorzka mieszanka grudek ziemi, zgniłych owoców oraz błota.
Odstawiłem naczynie po lekarstwie. Mei szybko do nas podeszła, po czym wyrzuciła zarówno moją buteleczkę, jak i tą Touki, w ogień huczący przy jednej ze ścian. Spojrzałem na waderę pytającym wzrokiem.
- Jeśli pozostawi się to lekarstwo na zbyt długo, zacznie wydzielać dość charakterystyczny zapach, który zwabia potwory. Dawniej wykorzystywano ten sposób jako pułapkę podczas polowań, ale dość szybko z tego zrezygnowano, bo rośliny usychały, kiedy te opary je dosięgały. Dlatego teraz jesteśmy w jaskini. Potem będę musiała nasmarować specjalną maścią moje zioła- wyjaśniła, równocześnie wskazując ruchem łapy na liczne sadzonki, zasiane w szczelinach jaskini, gdzie zamiast skały widać było ziemię.
- Rozumiem- uśmiechnąłem się.- A mogłabyś może opatrzyć ranę Touki?
- Nie potrzeba!- warknęła wspomniana wilczyca.
- Proponuję na najbliższe kilka minut odebrać prawo głosu waderom z czarną sierścią!- przerwałem jej.
- Popieram- zgodziła się Mei.- Nie złość się. Jestem medykiem i nie mogę patrzeć, jak ktoś łazi z raną i nawet nie daje sobie pomóc. A Lelou, jak zapewne wiesz, ma nieco zwiększoną potrzebę opieki. Martwi się o przyjaciół.
Prychnąłem.
- Wcale nie!
- Po co się niepotrzebnie kłopotać- mruknęła Touka.- To tylko zadrapanie.
- Zawsze tak mówią- odparła Mei, sięgając po bandaże.- Lelou, przytrzymaj ją, jeśli będzie chciała uciec.
- Tak jest!
- Niech wam będzie- czarna wilczyca niechętnie uniosła łapę.- Ale ja i tak...
- Bla bla bla. Podziękujesz, jak wyzdrowiejesz.
- Nie mam takiego zamiaru!
Medyczka, chichocząc, polała jedną ze swoich mikstur ranę Touki, po czym zawiązała ją bandażem.
- Do wesela się zagoi- uznała.- Za osiem dni nie powinno być śladu po ranie. Ale lepiej nie nadwyrężaj łapy przez najbliższych kilka tygodni, no i przychodź na zmianę opatrunku, chyba że wolisz sama to zrobić. Tylko ostrożnie!
- Dziękuję, Meredith- powiedziałem, lekko się kłaniając.- Pójdziemy już.
Razem z Touką wyszliśmy z jaskini, a biały śnieg sypał powoli na ziemię. Już po kilku minutach marszu na łebku wadery zebrała się spora warstwa puchu. Zachichotałem, zdejmując ją łapą.
- Przeziębisz się- zauważyłem.
- Taka pogoda nic mi nie zrobi- odparła, a jej ton zdawał się chłodniejszy niż ten zimowy dzień.
- Oj tam, nigdy nic nie wiadomo. Możesz złapać katar, gorączkę, potknąć się o gałąź w śniegu i skręcić łapę...
- Gdybanie nic nie da.
- Ale pomaga uniknąć wielu nieprzyjemnych sytuacji. Dlatego spontaniczne działania tak często kończą się fiaskiem, cierpieniem.
- Gadasz jak zawodowy nudziarz.
Uśmiechnąłem się krzywo, po czym popchnąłem lekko waderę. Ta nieco się zatoczyła, desperacko próbując odzyskać równowagę. Parsknąłem, patrząc na jej starania, po czym wybuchnąłem głośnym śmiechem, równocześnie uświadamiając sobie, iż dotychczas robiłem to tylko w towarzystwie siostry.
Złapałem przednią łapę wilczycy, a ta momentalnie stanęła pewniej. Obrzuciła mnie ponurym spojrzeniem, po czym skoczyła na mój grzbiet, przez co wywróciłem się na śnieg. Wstałem, otrzepując sierść z białego puchu, równocześnie formując śnieżki.
- Zaraz się przekonasz, jak nudziarz umie rzucać- mruknąłem pogodnie, przygotowując się.

< Touka? Wybacz, żeś tak długo czekała >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT