wtorek, 1 września 2015

Od Vincenta C.D Mavis

Gdy ognisko zgasło nie widziałem większego sensu w bezczynnym leżeniu i wpatrywaniu się w zwęglone drewienka. Nie miałem siły, ani specjalnej ochoty na rozmowę Mavis. Nie byłem na nią zły, w żadnym razie. Po prostu ta cała sytuacja nieco mnie przerosła. Pan śmiercożerców? Śmierć rodziców? Wyssanie esencji? Wadera miała naprawdę skomplikowane dzieciństwo. Na początku chciałem to sobie ułożyć w głowie, sam bez pomocy, a dopiero później zapytać. Gdy będę już oswojony z myślą o potężnym basiorze, jego sługusach, którzy w każdej chwili mogą pojawić się znów i zagrozić Mavis.
-Dziękuje. – wyszeptała nagle wilczyca, przerywając moje rozmyślenia.
Rozchyliłem powieki, spoglądając na towarzyszkę, lecz ona już zasypiała zwinięta w biały kłębek na posłaniu niedaleko. Wyczułem w głosie wadery smutek i lekką niepewność-czyżby obwiniała się za zaistniałą sytuację? Zapewne tak, jednak nie rozumiałem, czemu. Przecież pomagaliśmy sobie w walce, ratowaliśmy nawzajem, nawet użyczyła mi moc swego zaklęcia. To podziękowanie brzmiało w pewnym sensie jak przeprosiny. Przeprosiny za nic, według mnie. Jakby nie patrzeć sam tam polazłem, sam naraziłem się na niebezpieczeństwo. Nawet gdyby kijem mnie stamtąd odpędzała, zostałbym, żeby ją chronić. W końcu jestem wojownikiem, to moje zadanie. Jeszcze przez chwilę wpatrywałem się w białe futerko wilczycy, która zdążyła już zapaść w sen. Poszedłem jej śladem, zamykając oczy i uspokajając umysł, by w końcu zasnąć. Nim odpłynąłem w czarną, pozbawioną obrazów nicość, przez głowę przeszła mi myśl: nie ważne, co się stanie, ja będę obok, by ją chronić. Pogrążyłem się we śnie, niezmąconym żadnym obrazem wyobraźni.
Obudziłem się o świcie, ponaglany suchością w ustach. Teraz trochę żałowałem, że w nocy nie skorzystałem z uprzejmości Mavis i nie napiłem się wody ze źródełka. Teraz nie bardzo miałem jak się ruszyć, a wadera jeszcze spała-nie chciałem jej budzić. Westchnąłem, zatem, próbując zwilżyć gardło śliną, jednak nie było to ani efektywne, ani zbyt przyjemne. Pozostało mi tylko zamknąć oczy i liczyć, że mimo nieprzerwanych sygnałów nadawanych przez ciało uda mi się zasnąć-chociaż na te dwie-trzy godziny. Nic z tego. Minuty mijały a ja za nic nie mogłem odpędzić od siebie nieprzyjemnej suchości i lekkiego otępienia, wywołanego brakiem płynów. Niechętnie rozchyliłem powieki. Ostrożnie poruszyłem łapą, sprawdzając jak tam moja siła. Było lepiej niż wczoraj, jednak nadal poruszałem się nieco mozolnie. Gdy tak przecierałem kończyną podłoże, nieopatrznie zahaczałem o posłanie pazurami-szum pocieranego o kamień mchu zakłócił sen Mavis. Wadera mruknęła coś, by zaraz skierować się powolnym ruchem w moją stronę i otworzyć oczy.
-Wybacz, nie chciałem cię budzić. – bąknąłem, zaprzestając szurania.
-Nic się nie stało. – rzekła pogodnie, przecierając przy tym oczy. – Jak się teraz czujesz?
-Znacznie lepiej. – odparłem sielsko. – A jak tam u ciebie?
Nie chciałem wyjść na kogoś pozbawionego taktu, zatem nie poprosiłem na wstępie o wodę. Chciałem przywitać się z Mavis, dowiedzieć się o jej samopoczuciu. Pragnienie poczeka.
-Nie mogę narzekać. – podała odpowiedź. – W miarę się wyspałam, odpoczęłam… napijesz się wody?
Mimowolnie oblizałem wargi.
-Bardzo bym prosił. – uśmiechnąłem się.
Ugasiwszy pragnienie poczułem się o wiele lepiej. Potem Mavis podała mi przypisane przez Meredith tabletki. Nie miały one przyjemnego smaku, jeśli jednak miały pomóc mi wyzdrowieć, to nie wzbraniałem się przed łykaniem ich.
-Wiesz, niedługo wybije dziesiąta. – zakomunikowała Mavis, wyglądając na zewnątrz jaskini. – O tej porze będziesz musiał zjeść porządny posiłek. Pewnie jesteś głodny?
Pokiwałem głową, a żołądek zgodnie zaburczał, by mnie poprzeć. Wadera uśmiechnęła się lekko-najwyraźniej jednomyślność organu i wilka są rozśmieszyła.
-Pójdę coś upolować. – powiedziała. – Leż tutaj i oszczędzaj się.
-Trzeba stosować się do zaleceń medyków. – westchnąłem niby zrezygnowany. – Później to ja coś upoluje.
-Naprawdę, nie trzeba będzie. – zapewniła. – I tak już dużo dla mnie zrobiłeś.
Wpatrywałem się w nią przez chwilę, jednak w końcu skinąłem głową, a wilczyca opuściła jaskinie. Leżałem na posłaniu, marząc tylko o dobrym posiłku i odrobinie ruchu-miałem wrażenie, że kości, które tak długo pozostawały w bezruchu skrzypią jak nienaoliwione drzwi. Mimo to wziąłem do serca słowa Mavis i porady Meredith. Grzecznie zajmowałem posłanie z mchu, a moją głowę pochłonęły rozmyślenia. Nie były one przypadkowe, gdyż w myśli krążyły mi wizję dnia wczorajszego i ewentualne wydarzenia w przyszłości. Głównie skupiające się na Mavis. Chciałem pomóc towarzyszce w jej rozterkach, jednocześnie nie wtykając nosa w nie swoje sprawy. Jakby nie patrzeć to zajście między nią, a Cruelem, jednak od wczorajszego wieczoru ja również zostałem w pewnym sensie w to wplątany. Jednak ma wiedza o przeciwniku była skąpa i żeby na cokolwiek się przydać potrzebowałem zapytać Mavis o wszystko, bo ułatwiłoby mi walkę. Nie wiedziałem jednak, jak wadera zareaguje na moją dociekliwość. Trwożyłem się pytać w obawie, że może ją to rozzłościć, a także odwrócić się ode mnie, bylebym był dalej od tej sprawy. Jednak, gdy Mavis znajdzie się jeszcze raz w niebezpieczeństwie, to wszelkie zasady moralności jak poszanowanie prywatności pójdą w las-będę ją chronić.
<<Mavis? W porównaniu do poprzednich, to opko jest tak bardzo krótkie x3>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT