Przechadzałam się po terenach watahy ,a dokładniej znajdowałam się w
tysiąc letniej puszczy. Drzewa w niej były bardzo wysokie a ich
rozłożyste korony ,nachodziły na siebie nie przepuszczając żadnego
promienia słońca. Co tworzyło na dolę przyjemny cień i chłód ,na upały
wręcz idealne miejsce. Co jakiś czas omijając stare drzewa natrafiałam
na małe gryzonie. Miały one różną kolorowe futerka , czasami była to
zielona wiewiórka innym razem ,niebieska łasica. Gdy wyszłam z lasu ,na
polanę ,słońce znajdowało się blisko horyzontu. Jego czerwone promienie
oświetlały ,soczystą trawę ,która porastała łąkę. Pobiegłam przed
siebie, gdy przemierzałam polanę, małe roślinki ,przyjemnie łaskotały mi
łapy. Jednak miękka trawa skończyła się i znów pojawiła się sucha
ściółka leśna ,która cicho szeleściła pod moimi łapami. Podniosłam głowę
,znajdowałam się obecnie w Stardust Forest ,rozpoznałam to ponieważ
tutaj drzewa były znacznie niższe niż w tysiąc letniej puszczy, po za
tym latały tu małe światełka, przypominające świetliki. Skoro pojawiły
się musiało to oznaczać ,że słońce już zaszło za linią horyzontu.
Uwielbiałam tą porę dnia gdy jest jeszcze widno ,ale z sekundy na
sekundę robi się coraz ciemnej. Pobiegłam przed siebie ,sama nie wiedząc
dlaczego ,ale czy trzeba to wiedzieć ,czy nie można robić czegoś po to
by to robić? Bieganie sprawiało mi wielką przyjemność czułam ,że jestem
wolna ,zapominam o dręczącej mnie przeszłości ,żyje w tedy chwilą obecną
.Zanim się zorientowałam znalazłam się na kolejnej łące .Spojrzałam do
góry, ciemne niebo pokryte było milionem świecących małych punktów,
wyglądało to bardzo pięknie. Miałam ochotę zaśpiewać piosenkę ,którą
kiedyś usłyszałam
https://www.youtube.com/watch?v=inxHmvwd3MY
Szłam powoli między wysokimi drzewami ,które miały czarną korę przez co
zlewały się z nocą. Spojrzałam w górę liście tych drzew miały odcienie
szarości i bieli, jakby nie miały w sobie życia. Nie wiedziałam co to za
miejsce ,ale to już nie był Stardust Forest. Teren tego tajemniczego
lasu ,nie był równy ,co chwila natrafiałam na jakieś pagórki, wzgórza i
doły . Co jakiś czas słyszałam podejrzane odgłosy ,które nie brzmiały za
przyjaźnie. W powietrzu roznosiły się nieludzko głośne ryki i
powarkiwania. Sama nie wiem co mnie tu nadal trzymało ,już dawno
powinnam stąd zniknąć. Gdy miałam tak uczynić, koło mnie przefrunął
różowy promień ,otoczył mnie kilka razy po czym skierował się w głąb
mrocznego lasu, bez zastanowienia pobiegłam za dziwnym światełkiem. Po
paru minutach, promień zniknął w stary i dużym drzewie. Jego kora była
szara, a liście granatowe. Obwód pnia przekraczał 30 metrów. Zaczęłam
opukiwać drzewo ciekawa czy jest coś w środku, gdy skończyłam ,otworzyły
się przede mną tajemnicze drzwi ,które były ukryte za korą. Zajrzałam
zdziwiona do środka. Przestrzeń po środku drzewa była pusta, jedyne co
tam się znajdowało były kretę schody prowadzące na dół. Zaciekawiona
zaczęłam schodzić ,po zniszczonych schodach, deski wygięte były od wody
,gdzie nie gdzie zaczął wyrastać mech. Wędrówka na dół zajęła mi jakieś
półgodziny .Gdy znalazłam się na samym dolę moim oczom ukazała się
przestronna jaskinia, w której wyrastały różne dziwne rośliny.
Spojrzałam na sklepienie dziwnego miejsca ,całą jaskinie oświetlał złoty
kryształ ,był on większy ode mnie. Pobiegłam przed siebie ,wydawało mi
się ,że coś zobaczyłam w oddali. Czasami natrafiałam na dziwne rośliny
,jak plujące kwasem wielkie kwiaty, owoce ,które wybuchały gdy chciało
się je zjeść albo pnącza które zachowywały się jak węże boa. Biegłam tak
chyba przez cały dzień ,dlatego po pewnym czasie padłam ze zmęczenia i
usnęłam ,nie przejmowałam się w tej chwili ,że coś mnie zaatakuję byłam
tak zmęczona ,że od razu usnęłam .
Rano (chyba)
Obudziły mnie dziwne hałasy dochodzące z góry, gdy spojrzałam w tamtym
kierunku otworzyłam ,ze zdziwienia pyszczek. Pod sklepieniem jaskini
latały dziwne zwierzęta ,chociaż wyglądem przypominały psy miały one
długi ogony zakończony skrzydłami, co jakiś czas dziwne skrzeczały.
Lekko wystraszona znów zaczęłam biec, co jakiś czas zatrzymując się by
odpocząć. Po kolejnym całym dniu spędzonym na biegu dotarłam na drugą
stronę tajemniczej jaskini. Przed moimi oczami ukazały się wielkie złote
wrota, zdobione były w motywy roślinne jak ,kwiaty ,pnącza ,co jakiś
czas mogłam dostrzec jakieś zwierzątko. Wszystko było bardzo piękne, na
drobnych listkach mogłam dostrzec nawet najmniejszą żyłeczkę .Wrota były
zamknięte ,gdy bliżej im się przyjrzałam zobaczyłam ,że trzeba ułożyć
jakąś układankę ,by mów wejść. Zmieniłam się w człowieka i po około
półgodziny udało mi się otworzyć masywne wrota. Gdy weszłam od razu
poczułam pod stopami wodę. Gdy zrobiłam jeszcze parę kroków woda sięgała
mi już do kolan. W pomieszczeniu było ciemno ,nie był on oświetlany
przez kryształ jak w pierwszej jaskini. Użyłam swojej mocy by móc
widzieć w ciemności, moim oczom ukazało się jezioro, które roztaczało
się na całą jaskinię, która była mniejsza niż wcześniejsza. Po
przeciwnej stronie z ściany wylatywała woda pod wysokim ciśnieniem.
Nigdzie nie widziałam żadnych kolejnych wrót ani drzwi ,dlatego
postanowiłam zawrócić. Jednak gdy miałam zamykać złote wrota różowe
światełko okrążyło mnie parę razy i skierowało się w odmęty chłodnej
wody, oświetlając przy tym cały zbiornik. Mym oczom ukazał się czarny
dół ,który zasysał wodę, a obok niego znajdowały się malutkie drzwiczki.
Zastanawiałam się jak dostać się do tajemniczego wejścia, nie mogłam
przecież tak głęboko zanurkować ,jeszcze wir by mnie wessał i utopiłabym
się. Myślałam nad rozwiązaniem bardzo długo, aż po pewnym czasie
poczułam tępy ból w żołądku, na moje zdziwienie, organ głośno zaburczał.
No tak nie jadłam nic od dwóch dni oprócz paru jagódek. Wyszłam z
jaskini wody i znów znalazłam się w tej oświetlonej, gdzie znajdowały
się różne dziwne stwory. Spojrzałam w górę, pod sklepieniem nadal latały
dziwne stwory, wyglądały całkiem apetycznie. Bez dłuższego zwlekania
wyczarowałam sobie skrzydła z cienia, przyjrzałam im się uważnie ich
czarne i połyskujące pióra wyglądały jakby były zrobione z szkła albo
kryształu, jednak w dotyku były bardzo miękkie i puszyste. Musiałam
przed każdym lotem sprawdzać czy wszystko w porządku ,ponieważ czasami
zdarzało się ,że skrzydła miały dziury, albo nie miały piór. Gdy
upewniłam się ,że wszystko w porządku, zaczęłam wyobrażać sobie ,że
skrzydła poruszają się w górę i dół. Unosiłam się powoli w górę, gdy
znalazłam się wysokości dziwnych stworów, ruszyłam szybko w ich
kierunku, jednak chybiłam i wylądowałam na twardym sklepieniu (trudno
było polować w powietrzu, zwłaszcza ,że ciągłe musiałam myśleć o
machaniu skrzydłami). Upatrzyłam sobie najsłabszego i najwolniejszego
osobnika z całego stada. Po kilkunastu bliższych spotkaniach z litą
skałą w końcu udało mi się upolować dziwnego stwora. Wylądowałam na
ziemi ,po czym zaczęłam zachłannie zajadać mięso pso-ptaka. Gdy
zapełniłam swój żołądek, przyjrzałam się bliżej ów stworowi . Miał on
zielone mięso, miętową krew i sierść ,która mieniła się niczym tęcza.
Najedzona odeszłam od truchła i położyłam się w cieniu drzewa o
płomiennej korze, która żarzyła się niczym węgiel (dodam tak na
marginesie ,że przyjemnie ogrzewała) ,nie zwróciłam uwagi na liście
ponieważ od razu zapadłam w miłą i długą drzemkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz