Annabell ułożyła się wygodnie i zamknęła oczy, jednoznacznie dając znać,
iż teraz należy jej się spokój i odpoczynek. Nie zamierzałem na chwilę
obecną przeszkadzać waderze. Ja sam byłem nieco znużony: przebieżka
wokół Jushiri, pomoc Annabell, walka z cyklopem… Potrzebowałem wypocząć.
Poszedłem za przykładem towarzyszki i zwinąłem się w kłębek kilka
metrów dalej. Leżałem odwrócony przodem do małego wejścia, przyglądając
się granatowemu niebu, które ozdabiały miliony gwiazd. Ziewnąłem,
napełniając płuca rześkim, nocnym powietrzem, po czym głęboko
westchnąłem. Ostatni raz zerknąłem na Annabell. Miała zadowolony wyraz
pyszczka, zapewne śniło jej się coś przyjemnego. Zastanawiało mnie tylko
co? Znając jej historię nie potrafiłem wyobrazić sobie niczego, co
mogłoby wywołać marzenia senne u wadery. Choć w sumie nie musiała mi
mówić wszystkiego. Postanowiłem nie pytać. Niech śni o swoich
marzeniach, jakie by one nie były. Nie minęło długo czasu, gdy i ja
odpłynąłem pogrążając się w stan spoczynku, pozbawiony jakichkolwiek
snów-spokojna, milcząca nicość.
Obudziły mnie pierwsze promienie wschodzącego słońca. Mruknąłem
niezadowolony z przerwanego snu. Obróciłem głowę, nim rozchyliłem
powieki-nie chciałem, aby przyzwyczajone do mroku oczy nagle oślepiło
światło dni. Przeciągnąłem się, wyprężając każdy mięsień ciała.
Spojrzałem w tył. Annabell nadal smacznie spała. Nie zamierzałem jej
budzić. Wymknąłem się z groty, szukając czegoś do jedzenia. Udałem się
do Shinrin. Miałem nadzieję na jakiegoś porządnego jelenia, dzika czy
chociażby zająca. Węszyłem zawzięcie, by w końcu wyczuć stadko szaraków,
pasących się gdzieś na obrzeżach lasu. Przyczaiłem się, ostrożnie
posuwając ku ofiarą. Dostrzegłem grupkę kicających zwierzątek. Kilka z
nich beztrosko ganiało się, inne skubały trawę, a reszta bacznie
obserwowała teren. Czekałem. Dwa młode osobniki, pogrążone w
ekscytującej gonitwie za sobą nieświadomie zbliżyły oddaliły się od
reszty stadka. Czekałem. Podchodziły coraz bliżej, jeszcze chwila…
Napiąłem łapy, lekko wychyliłem się z zarośli, już-już miałem skoczyć,
lecz nagle wszystkie zające się rozpierzchły. Dwójka młodych osobników
czmychnęła za stadem nim zdążyłem zaatakować. Niech to szlag! Za bardzo
się wychyliłem! Nieco zdenerwowany niepowodzeniem, ruszyłem głębiej w
las, szukając innego źródła pożywienia. Minęło kilkadziesiąt minut, nim
zwietrzyłem zapach kolejnej ofiary. Był to dzik. Rozpoznałem to po
charakterystycznej mieszance aromatów błota, żywicy, grzybów i orzechów.
Kierowany tym zapachem dotarłem do niewielkiego bajorka, w którym
taplał się spory odyniec. Ostrożnie podkradłem się do dzika, który
zajęły swoją kąpielą nie zwrócił na mnie uwagi. Zaatakowałem. Zwierz
kwiknął zaskoczony. Chwyciłem go za mięsisty kark, próbując przewrócić
na grzbiet, by sięgnąć szyi zdobyczy. Mocowaliśmy się w błocie dłuższy
moment, w końcu, gdy byłem już cały brązowy od mokrej ziemi, udało mi
się uśmiercić dzika. Trochę zmęczony po walce, wyciągnąłem ofiarę z
bajorka i otrzepałem się z błota. Mimo to nadal wyglądałem jakbym się
wytarzał w kakao. Oczyściłem dzika najbardziej jak mogłem-ciężko usunąć
ziemie z sztywnej szczeciny. Chwyciłem pewnie śniadanie i ruszyłem z
powrotem do jaskini, gdzie spała Annabell.
<<Annabell? Na śniadanie dziczyzna xd>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz