wtorek, 4 sierpnia 2015

Od Vincenta do Amfitryty

-Magia się stała! – powiedziałem, widząc szeroki, szczery uśmiech na pyszczku Amy.
-Bez przesady… - mruknęła wadera.
Odwzajemniłem uśmiech, ale i tak nie był on tak piękny jak uśmiech Amfitryty. Po tym czasie spędzonym z wilczycą, gdy tylko fukała, warczała, próbowała mnie od siebie odpędzić, przez jedną krótką chwilę myślałem o tym, aby po prostu dać jej spokój. Teraz jednak te wszystkie trudy zostały wynagrodzone, przez jeden, szczery uśmiech. Czułem się wspaniale. Powoli się otwierała. Stawałem się kimś, kogo akceptowała, kogo mogłaby poprosić o cokolwiek. Musiałem zrobić wszystko, aby nie spaść z tego punktu. Chciałem poznać prawdziwą Amy. Bo czułem, iż gdzieś tam głębiej kryje się coś wspaniałego.
-Wiesz… - zacząłem z chytrym uśmieszkiem. – Gdyby nie ty, zapewne wpadłbym na tą kobrę i byłaby ze mną bieda. Jakby nie patrzeć, ocaliłaś mi życie. W ramach rewanżu zapraszam na spacer.
Amy przewróciła oczami. Ja zaśmiałem się ukradkiem. Przestępowałem z łapy na łapę oczekując odpowiedzi. Mój ogon kołysał się powoli, zdradzając radość.
-Za często ci pomagam. – westchnęła wadera.
-Zdecydowanie. – zgodziłem się. – Proponuje Shinrin. Przyjemna okolica. Moglibyśmy coś upolować w Stardust Forest, w końcu znajduje się niedaleko. Pochodzimy, pogadamy, może odpoczniemy w cieniu drzew? Albo trochę zaszalejemy, jednak z rozwagą, bo muszę uważać na łapę.
-No tak. – przyznała Amy. – Moja praca nie może pójść na marne.
-Nie dopuszczę do tego. – zapewniłem. – Co prawda Shnrin jest lasem, przeznaczonym głównie do edukowania szczeniaków, ale z tego, co wiem, w naszej watasze takie się jeszcze nie pojawiły.
Zamyśliłem się nad własnymi słowami. Odpłynąłem myślami do obrazu rozbrykanych maluchów, hasających między drzewami. Gdzieś z boku przyglądają im się troskliwi rodzice, nauczyciele. Poczułem dziwne ukłucie w sercu. Nigdy nie miałem nikogo, z kim mógłbym bawić się w berka, chowanego. Tak naprawdę nigdy nie widziałem szczeniaka innego niż moje odbicie w wodzie. Tak się wychowywałem i myślałem, że właśnie tak powinno być. Nigdy nie robiło to specjalnego problemu. Teraz jednak, gdy mam przy sobie wilki, które różnią się od siebie pod wieloma względami, czuje jak wracam do tamtego okresu, gdy moją jedyna towarzyszką była mama. Gdy nie raz leżałem skulony w norze, gdy ona musiała polować. Jak strasznie się nudziłem, lub bałem, podczas długiej nieobecności rodzicielki. Zastanawiałem się, jakby wyglądało moje życie, gdyby nie śledzące nas Waru. Czy obecność innych wilków wpłynęłaby na mój charakter? Czy gdybyśmy żyli w watasze, Waru nie skrzywdziłyby mamy?
Potrzasnąłem łebkiem, odpędzając od siebie wszelkie przemyślenia i brutalne obrazy z przeszłości. Skierowałem wzrok na Amy. Moje nagłe zamilknięcie nieco ją speszyło. Szybko odzyskałem pogodę ducha, uśmiechnąłem się, machnąłem ogonem, jednak jakaś cząstka wspomnień nadal ściągała kąciki mych ust w dół.
-Co ty na to? – zapytałem pogodnie, po czym dodałem na zachętę. – Moglibyśmy posłuchać ptaków, zygzakować między drzewami, pogawędzić, poznać się lepiej, poganiać wiewiórki…
Dostrzegłem jak ogon Amy zakołysał się lekko, gdy wspomniałem o wiewiórkach, zaraz jednak opadł sztywno. Uniosłem brew, uśmiechając się jak detektyw, który właśnie rozwikłał jedną z najtrudniejszych zagadek.
-Ponoć jest ich tam sporo. – podsycałem ekscytacje wadery. – Co prawda nigdy się za nimi specjalnie nie uganiałem, ale chętnie spróbuje. Jednak najgorzej jest, gdy się rude gryzonie wespną na drzewa. W te są naprawdę wysokie, uznać można, iż z czubka takowej sosny wzrokiem objąć można cały teraz watahy. – kolejny ruch zadowolenie od strony Amy. Kolejny uśmiech ode mnie. - Jednocześnie są na tyle mocne, aby utrzymać wilka. Ja tam nie jestem dobry w wspinaczce, jednak zawsze mogę podlecieć. – uniosłem się nad ziemię, krążąc wokół towarzyszki. Rozgryzłem ją. Wiedziała o tym. – To jak? Dasz się namówić?
<<Amy? ;3>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT