Stałem wpatrzony w trójkę uśpionych króli. Podobnie jak Amy zastanawiałem się, w jaki sposób uwolnić ich od zaklęcia wiecznego spoczynku. Przecież brać w tym udział musiała bardzo silna magia-w końcu uśpienie trzech, potężnych braci to nie zwykłe przywołanie płomyczka. Ruszyłem ku złotym tronom, zaraz jednak powstrzymał mnie syk Amy:
-Vincent! Czekaj! Nie widzisz tych wszystkich wilków? Nie sądzę, aby było przyjazne.
Cofnąłem się o dwa kroki. Miała rację, niemal całe podłoże pokryte było setkami wilków wszelkiego pokroju. Powierzchownie oceniłem, z czym mamy do czynienia-jedne prezentowały się rośle, zapewne były silne i agresywne. Inny rodzaj był raczej szczupły i zwinny. Zauważyłem, iż spora część osobników miała skrzydła. Dostrzegłem również kilkoro wilków zakutych w zbroje, niektóre miały miecze, łuki, tarcze. Czyli mieliśmy do czynienia ze wszystkim. Do wyboru, do koloru.
-Zostań tutaj, proszę. – powiedziałem do Amy. – Muszę podejść do tych króli i zobaczyć, co i jak…
-Nie ma mowy. – odparła stanowczo. – Idę z tobą.
-To niebezpieczne.
-Więc, czemu ty idziesz?
-Żebyś ty nie musiała iść, tym samym narażając się.
-A ty masz się narażać?
-Tak, bo jestem bardzo szlachetny.
-A ja nie jestem? – ciągnęła urażona.
-Jesteś, ale ja bardziej. – droczyłem się z nią.
Amy uniosła dumnie głowę, krocząc pewnie w stronę tronów. Ostrożnie manewrowała pomiędzy śpiącymi wilkami. Szło jej to dość sprawnie, gdy w połowie drogi natrafiła na duże skupisko osobników. Mogłaby ich przeskoczyć, lecz prawdopodobieństwo, iż bezpiecznie wyląduje, nie naruszając inny było raczej małe. Zainterweniowałem więc. Wzbiłem się w górę, lewitując nieco ponad dwa metry nad wilkami. Podleciałem do Amy.
-Okey, wykazałaś się. – rzekłem z uśmiechem, biorąc waderę ze strefy zagrożenia.
Gładko przedostaliśmy się na drugą stronę. Postawiłem przyjaciółkę na marmurowej posadzce, sam zajmując się oglądanie uśpionych króli.
-I co teraz? – zapytała wilczyca, również lustrując basiorów.
Zmrużyłem oczy, spoglądając na Truflogona-znaczy się, coś mi mówiło, iż wilk na środku tak właśnie się nazywa. Ostrożnie uniosłem łapę w jego kierunku, jednak szybko odpuściłem sobie dotykania go. Mógłby mnie jeszcze piorun trzasnąć, albo jakaś klątwa czy inne cuda. Zamiast tego szturchnąłem tron. Potem moje ruchy stawały się coraz bardziej natarczywe.
-Co ty wyprawiasz?! – syknęła Amy.
-Próbuję go obudzić. – odparłem, potrząsając tronem.
-Szturchając go? – jej głos aż raził zażenowaniem.
-Na ciebie podziałało. – rzuciłem. – poza tym, masz jakieś lepsze pomysły.
Ostatni raz pchnąłem królewski fotel-król zakołysał się niczym poruszony wiatrem liść, lecz nic więcej. Wypuściłem głośno powietrze, gdy nagle usłyszałem brzdęk metalu. Spojrzałem w górę. Wprost na mój nos zleciał żółty przedmiot. Zaskamlałem, podajać na ziemię.
-Wszystko dobrze? – zaraz obok mnie stanęła Amy.
Potrząsnąłem łbem, chcąc odpędzić oszołomienie. Dotknąłem łapą opuchnięty nos, sycząc cicho z bólu.
-Nic poważnego. – odparłem pogodnie. – Co to było?
Wadera rozejrzała się, odnajdując wzrokiem przedmiot, który tak nagle mnie zaatakował. Była to złota korona, wysadzana błękitnymi kamieniami. Amy ostrożnie podniosła znalezisko. Wstałem, uważnie przyglądając się trzymanemu przez przyjaciółkę przedmiotowi. Dostrzegłem, iż na samym środku korony znajduje się puste wgłębienie w kształcie litery „T”.
-Skąd ona się tu wzięła? – zapytałem. – I czemu zleciała mi na głowę?
Amy podniosła wzrok. Uważnie przyjrzała się wysokiemu oparciu tronu, w jej oczach dostrzegłem błysk. Zaraz podbiegła do dwóch pozostałych króli. Wskazała nosem górne rogi podpór, na których wisiały niemal identyczne korony-jedyna różnica polegała na tym, iż te miały czerwone i zielone kamienie, oraz wgłębienia na kształt liter „G” oraz „X”.
-Musiała spaść, kiedy potrząsałeś tronem! – zawołała. – Vincenta, jesteś geniuszem!
-Może i jestem. – rozmasowałem obolały nos. – Ale teraz powiedz mi, co dalej?
Amy zastanowiła się dłuższą chwilę. Po wyrazie jej pyszczka wywnioskowałem, iż nic szczególnego nie wymyśliła. Podeszła tylko do Truflogona, ostrożnie zakładając koronę na głowę władcy. Wilk poruszył się niemrawo, lecz nic więcej. Ja w tym czasie zdjąłem z tronów pozostałe korony, które również spoczęły na swoich właścicielach.
-Jak nic, trzeba znaleźć te brakujące kryształy. – powiedziała.
-Tak, tylko pytanie: gdzie one są? – myślałem.
Wadera krążyła wokół króli, szukając jakichkolwiek wskazówek. Ja natomiast siedziałem dumnie przed basiorami, udając pana świata. Spoglądałem władczo na pogrążone w śnie wilki wszelkiego pokroju, gdy nagle moją uwagę przykuł błysk. Na tle czarnych basiorów odzianych w żelazne zbroje wyróżniał się jasny kształt.
-Amy… - zawołałem. – chyba coś znalazłem…
Użyłem Lewitacji i podleciałem do błyszczącego obiektu. Był to błękitny kryształ w kształcie litery „T”. Był on obwiązany białym łańcuszkiem, który z kolei trzymał w pysku masywny wilk. Ostrożnie odplątałem kamień szlachetny, który niemal od razu rozpoznałem-był to szafir. Robiłem wszystko, by nie dotknąć choćby jednego basiora, by nie zakłócić ich snu. Udało się. Delikatnie chwyciłem „T” w zęby i podleciałem do Amy.
-Mamy już jeden. – oznajmiłem.
Wadera wzięła kryształ i umieściła go w koronie Truflogona. „T” zaświeciło mocniej. Król mruknął coś przez sen, lecz się nie obudził.
-Musimy uzbierać wszystkie. – stwierdziła przejęta Amy. – Jak myślisz, pozostałe dwa mogą być w…
Zamarła. Spoglądała oniemiała na tłum śpiących wilków. Zdziwiło mnie jej zachowanie, toteż również się obejrzałem. Zesztywniałem w jednaj chwili. Budzili się. Ich ruchy były niemrawe, jakby sen ich trwał na tyle długo, że kości zdążyły im skamienieć… w sumie byłem skłonny w to uwierzyć. Widziałem jak wyprężają ciała, jak prostują skrzydła, jak kłapią szczękami. Ich oczy miały barwę najgłębszej, nieprzeniknionej czerni. Basior, który strzegł szafiru potrząsnął łbem. Spostrzegł, iż kamień zniknął. Dziki skowyt obiegł salę echem. Chrzęst metali, zgrzyt wyciąganych mieczy pokaleczył moje uszy. Amy zawarczała groźnie. Rozpoczęła się walka…
<<Amy? Ale utrudniam x3>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz