niedziela, 9 sierpnia 2015

Od Amfitryny CD Vincent

Kilka sporych basiorów, w tym ten, któremu Vin zabrał szafir, ruszyło prosto na nas. Jeden wymachiwał groźnie skrzydłami. Drugi kłapał paszczą, z jego oczu biła chłodna, nieprzenikniona czerń. Ten, któremu Vincent zabrał kamień wyglądał na jakiegoś generała. Potrząsnął groźnie łbem. Vincent przybrał pozycję do skoku, ale szturchnęłam go w bok. 
- Co? - spytał, lekko zdenerwowany. 
- Spójrz - powiedziałam, wskazując łapą jakiś wiszący na górnej belce pod sufitem, błyszczący przedmiot. - Kamień!
- Rubin... - Vincent obejrzał się i dodał: - Gornak...
- Tak! Musisz mnie tam zabrać, Vin! - krzyknęłam, nadal patrząc na rubin wiszący pod sklepieniem. 
- Okey, lecimy!
Vincent złapał mnie wpół i podlecieliśmy prosto do sufitu. Chwyciłam w zęby łańcuszek z rubinem w kształcie litery "G" i zawróciliśmy. Po chwili jednak poczułam jak łańcuszek wyślizguje mi się spomiędzy zębów, a potem zobaczyłam jak rubin spada wprost w czarne kłębowisko sług królów. 
- Nie! - krzyknęłam. - Zawróć!
Vincent zrobił to co powiedziałam, wyrwałam się z jego uścisku i wylądowałam pomiędzy wilkami, które nadal zbliżały się do tronów. Kiedy zobaczyły, że stoję obok nich, kilku skierowało się na mnie. Zawarczałam groźnie, a potem zmusiłam się całą siłą woli do pomyślenia o tych radosnych chwilach spędzonych na powietrzu, na górze. Tuż przede mną zmaterializowało się drobne, niebieskie światełko. Po chwili zaczęło rosnąć, aż w końcu przybrało postać tygrysa. Promieniował czystym światłem, nadzieją i szczęściem. Tygrys spojrzał na mnie czule, a potem, bez żadnego ostrzeżenia, ruszył do ataku. Odpędził ode mnie większość przeciwników, a ja dostrzegłam na ziemi czerwony błysk. Podbiegłam tam, a w tej samej chwili rubin wyleciał w powietrze. Wyskoczyłam w górę, chwyciłam go w pysk i przeciskając się wraz z moim patronusem do piedestału, usiłowałam nie zgubić rubinu i wypatrzyć szmaragd z korony Xantosa. Podbiegłam do siedzącego na prawo (jeśli patrzeć od strony Truflogona) od głównego tronu basiora i włożyłam mu rubin w koronę. Ten zaświecił pięknym blaskiem, ale po chwili groźne basiory ruszyły prosto na mnie. Nagle obok mnie stanął Vincent. Generał skoczył na niego, mnie zaatakował ten ze skrzydłami. Walka była zacięta. Skrzydlaty mnie gryzł, ale nie pozostawałam mu dłużna na długo. Jednak kilka minut później, krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam:
- Vincent! Szmaragd!
Szary basior spojrzał na mnie, odepchnął swojego przeciwnika i podbiegł do mnie. Chwycił skrzydlatego za kark, odsunął go, a ja stanęłam na nogach. 
- Tamten! - wskazałam łapą szkarłatnego wilka siedzącego w kącie i patrzącego na całą zadymkę obojętnym wzrokiem. - Jego oko!
I faktycznie. W oczodole szkarłatnego basiora błyszczał szmaragd w kształcie litry "X". Zaczęliśmy się do niego przeciskać, przy okazji likwidując tych przeciwników, których mogliśmy. Świetlny tygrys zniknął. Kiedy pięć minut później stanęliśmy przed szkarłatnym basiorem, Vincent przyłożył mu w pysk, zanim tamten zdołał coś powiedzieć. Vin chwycił delikatnie kamień w zęby i odwrócił się. Już zmierzało ku nam co najmniej pięćdziesiąt wrogo nastawionych wilków. 
- Leć! - krzyknęłam do Vincenta. 
- A ty? - spojrzał na mnie. 
- Poradzę sobie! - puściłam do niego oko i uśmiechnęłam się. - Leć! Kamień jest najważniejszy! 
Vin wystartował i zobaczyłam jak leci nad wszystkimi wilkami do tronów. Jednak po chwili wyleciał mu naprzeciw jakiś skrzydlaty wilk. Nie zdążyłam zarejestrować co działo się dalej, bo po chwili do ziemi przygwoździł mnie czarny basior. Zbliżył pysk do mojej szyi, ale po chwili znów pojawił się mój patronus. Zrzucił ze mnie silnego basiora i razem ruszyliśmy na resztę. Po chwili krzyknęłam:
- Vincent! Pospiesz się!
I wtedy kilka rzeczy stało się jednocześnie. Zobaczyłam ponad tłumem, że Vincent wciska szmaragd w koronę, a potem rozległ się potworny krzyk. Nagle cała sala została rozświetlona do granic możliwości. Poczułam jak ktoś łapie mnie za łapę i ciągnie w górę. Kiedy moje łapy dotknęły zimnej posadzki, światłość zniknęła. Stałam plecami do tronów, obok mnie siedział Vincent. Uśmiechał się promiennie, patrząc na tłum wilków. Też tam spojrzałam. Dotychczas wrogie wilki teraz stały się spokojne i wesołe. Uśmiechały się do siebie i do nas, a ich czarne, nieprzeniknione dotąd oczy, teraz zaczynały barwić się na różne kolory. Zaczęło się machanie ogonami, składanie skrzydeł i radosne śmiechy. A potem poczułam jak ktoś kładzie mi łapę na ramieniu. Odwróciłam łeb w tamtym kierunku i zobaczyłam przystojnego basiora o zielonych oczach, uśmiechającego się do mnie łagodnie. 
- Król Xantos? - spytałam. 
Basior skinął łbem. Po chwili jego bracia, Gornak i Truflogon, również wstali ze swoich tronów. Vincent odwrócił się do nich, uczyniłam to samo. A potem ugięliśmy przed nimi łapy, składając ukłony. Tuż po nas zrobiła to cała sala pełna różnych wilków. Mój patronus znowu zniknął. Królowie unieśli razem prawe przednie łapy, nakazując nam powstanie i ciszę. A potem przemówił Truflogon. Jego głos był głęboki i łagodny:
- Witajcie, szlachetny panie i piękna pani. Dokonaliście niemożliwego. Obudziliście nas i nasz zamek. 
Potem zwrócił się do nas Gornak, podobnym do głosu swojego brata tonem:
- Zasłużyliście na nagrodę. Chcemy wam zdradzić tajemnicę zamku. 
Na końcu odezwał się Xantos, głębokim, budzącym zaufanie głosem:
- Tajemnica polega na tym, że wszelkie ochronne zaklęcia, broniące zamku zostały zdjęte. Nie ma już żadnych potworów, ani trudności. Jeżeli teraz wrócicie do swojego świata tymi drzwiami - wskazał te przed sobą, na drugim końcu sali - zamek zawali się. Wszelkie sale zostaną zdmuchnięte z powierzchni ziemi. Nie będzie już zamku. Ani nas. Jeśli postanowicie zostać, nie wrócicie już nigdy. 
Uśmiechnęli się do nas. Spojrzałam na Vincenta. Uśmiechnęłam się do niego, a potem do wszystkich królów. Pokręciłam łbem. 
- Nie możemy zostać. Na powierzchni czeka na nas nasza rodzina. Musimy tam wrócić - powiedziałam. 
- Przewidzieliśmy taką odpowiedź i rozumiemy - rzekł Truflogon. - Skoro taka wasza wola, życzymy wam powodzenia. 
- Dziękujemy wam - wtrącił Vincent. - To było wspaniałe przeżycie. 
- To my wam dziękujemy - rzekł Gornak. - Obudziliście nas i pozwoliliście nam naprawdę odejść w stan spoczynku. 
- Żegnajcie, przyjaciele - powiedzieli chórem królowie. 
- Żegnamy, królowie - ukłoniliśmy się raz jeszcze i skierowaliśmy się do pięknych, wysokich drzwi w drugim końcu sali. Zanim je pchnęliśmy, obejrzeliśmy się na całą salę. Wilki skinęły nam głowami i wszyscy się do nas uśmiechnęli. Odwzajemniliśmy to i pchnęliśmy drzwi. Natychmiast znaleźliśmy się przy Wodospadzie Mizu. Drzwi za nami same się zamknęły. A potem usłyszeliśmy stłumiony odgłos burzenia się. A zatem to koniec. Nie ma już zamku. Spojrzałam na Vincenta. Uśmiechnęłam się smutno i spuściłam łebek, patrząc w wodę. 
- Nie smuć się, Amy - Vincent podniósł mi pyszczek. Spojrzałam mu w oczy. 
Siedzieliśmy tak długą chwilę, a potem odwróciłam łeb i znów spojrzałam w wodę ze smutkiem. 
<Vincent? Już nie będziesz utrudniać XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT