czwartek, 20 sierpnia 2015

Od Vincenta do Alice

Trzeba kombinować. W końcu to trochę moja wina, że Alice została poturbowana. Wypadałoby pomóc. Rozejrzałem się po okolicy w poszukiwaniu czegokolwiek, co wspomogłoby przetransportować waderę do jakiegokolwiek Uzdrowiciela czy też Medyka. Najpierw przyszło mi do głowy, by zerwać jakąś rozłożystą gałąź i wykorzystać ją, jako coś w rodzaju sani. Jednakże pomysł ten szybko został odrzucony: nawet gdyby udało mi się zerwać któryś z konarów, to jego żgające gałązki zapewne dokuczałyby Alice. Również waga takiego konaru może sprawić problem, czy też samo manewrowanie nim pomiędzy drzewami. Odpada. Przez dłuższy moment żadne korzystne rozwiązanie nie przychodziło mi do głowy. W końcu spojrzałem nieco zmieszany na Alice, która uśmiechała się ciepło, jakby wszystko było okey.
-Miałabyś coś przeciwko, gdym wziął cię na grzbiet? – zapytałem. – Mam trochę mało pomysłów na przeniesienie cię w jakikolwiek innych sposób. To naprawdę niedaleko.
-Myślę, że nie będzie z tym problemów. – uśmiechnęła się.
-Dobra… jakby to…
Podszedłem do Alice. Powoli pochyliłem się, czołgając się tuż pod jej brzuchem, po czym wstałem, unosząc waderę ze sobą. Poprawiła lekko pozycję, by lepiej jej się jechało.
-Wygodnie? – zapytałem wesoło.
-A jakże! Jedziemy?
-Jedziemy.
Ruszyłem pewnie w kierunku jaskini Esmeraldy, mając nadzieję, iż ją tam zastanę. Chód miałem lekki i szybki-Alice nie ważyła dużo, zatem mogłem swobodnie przemieszczać się po strefie lasu.
-Nie miałem okazji cię wcześniej spotkać. – zagaiłem. – Jesteś tu nowa?
-Właściwie to nie całkiem. – odparła. – Po prostu nie przykładałam dużej wagi do zwiedzania terenów…
-Jak chcesz mogę cię oprowadzić, jak już wydobrzejesz. – zaproponowałem. – Przewiozę cię na grzbiecie przez całe nasze terytorium!
-Myślę, że po wizycie u lekarza będę zdolna do samodzielnego chodu. - stwierdziła pewnie, lecz ton jej głosu nie zdradzał zbytniego chełpienia swymi możliwościami.
-Przecież tylko żartowałem. – uśmiechnąłem się.
Alice uniosła dumnie łebek, jakby jej zdolność chodzenia była czymś niesamowitym, nie długo jednak trwał ten stan wyższości. Zatrzepotała swoimi skrzydłami, które zadziwiająco przypominały mi skrzydła wróżek, po czym zaśmiała się, dając do zrozumienia, iż ten moment hardości był tylko dla żartu. Gdy dotarliśmy do jaskini Medyczki, zapukałem w ściany groty, a ze środka wyszła Esmeralda.
-Cześć! – przywitałem się. – Alice to jest Esmeralda, Esmeraldo, to jest Alice. – przedstawiłem sobie wadery. – Alice miała mały wypadek. Mianowicie poturbowała ją sarna. Możesz sprawdzić czy z nią wszystko okey?
-Pewnie. – odparła, wprowadzając nas do środka.
Ostrożnie położyłem Alice na ziemi, po czym odsunąłem się na bok, dając Esme pracować.
<Alice? Kontynuujesz? ;3>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT