Czułam, że coś jest nie tak. Czy przypadkiem nie powinnam leżeć w lesie
przy rzece? Tymczasem czułam zimny kamień. Rany nie bolały już tak mocno
a żebra nie dawały o sobie znaku. Czy umarłam? Nie. Nie ma takiej
opcji. Pewnie smażyła bym się teraz w piekle a nie leżała na kamieniu,
który był dla mnie zbawieniem. Powoli zaczęłam otwierać oczy. Po chwili
usłyszałam wartki potok słów mówionych przez waderę. Zdołałam wychwycić
parę słów: "...jesteś bezpieczna... nic ci tu nie grozi..." Może to
prawda skoro jestem jeszcze żywa? Otworzyłam oczy i dostrzegłam dwie
wadery. Jedną czarnę z niebieskim pasem sierści, na oko była trochę
młodsza odemnie. To ją widziałam nad rzeką. Druga wadera była również
czarna lecz jej ciało pokrywały szafirowe zdobienia. Wyglądała na
zmęczoną. Zaczęłam się podnosić.
- Nie radzę. Jeszcze nie wszystko się dobrze pozrastało - powiedziała czarno-szafirowa wadera. Odpuściłam sobie wstawanie.
- Jak się nazywasz? - zapytała mnie pierwsza wadera. Kłamać czy mówić prawdę? I tak pewnie zostanę tu na dłużej w swoim stanie.
- Shikei. Ale wole jak mówi się na mnie Kira - odpowiedziałam. - A wy jak się nazywacie? - zapytałam się wader.
<Blackey? Ashita?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz