Minął rok odkąd zamordowali Beletha, jednak nadal szukałem jego
oprawców. Nie mogłem im wybaczyć, że go zabili, dlatego zacząłem ich
poszukiwać. Pytałem każdej osoby, którą spotkałem o dwa demony. Czasami
otrzymywałem interesujące mnie informacje czasami nie. Tak to w życiu
bywa. Jednak teraz byłem już bardzo blisko celu, dlatego nie mogłem się
zatrzymywać. Szedłem przed siebie wydeptaną już dróżką. Musieli być nie
daleko ten fakt bardzo mnie uradował. Szedłem coraz wolniej nasłuchując i
rozglądając się jednak wśród drzew trudno było coś zauważyć. Po około
godzinie zobaczyłem przed sobą światło które pewnie pochodziło z
ogniska. Usłyszawszy głosy zza wysokich krzaków, miałem pewność, że to
Demony, które zabiły mojego opiekuna. Dlatego zmieniłem swą postać i
wyskoczyłem trafiając na jednego z nich. Był cały czerwony z bliznami
pod okiem zamiast uszu z głowy wystawały mu zakręcone baranie rogi ,jego
ogon zamiast sierścią pokryty był łuskami. Zdziwiony patrzył na mnie,
nie wiedząc, co się dzieje. Wykorzystałem ten moment i wgryzłem się w
jego szyje. Z tyłu usłyszałem podejrzane szelesty nie zdążyłem jednak
zrobić uniku i dostałem potężną łapą. Odrzuciło mnie na średniej
wielkości drzewo, które złamało się pod wpływem mojego uderzenia.
Wyplułem krew ,która nagromadziła mi się w ustach ,gdy to zrobiłem
starałem się wstać ,jednak demony ,nie dały mi do tego okazji. Od razu
do mnie podeszły ,po czym zaczęły mnie gryźć. Po dość krótkiej chwili
leżałem w ciepłej kałuży własnej krwi, a moi oprawcy stanęli nade mną
śmiejąc się z mojej głupoty i naiwności. Szydzili, że taki pół demon
jest nic nie warty i nie byłby wstanie pokonać jednego demona a co
dopiero dwójkę. Jeden z nich na mnie splunął mówiąc
-Zabiłbym cię ,ale nie mogę tego zrobić , masz szczęście szczeniaku-Drugi od razu dodał z wyższością w głosie:
-Masz wypełniać swoje obowiązki jak należy jasne ? Idź zbieraj zagubione
duszyczki ,tylko do tego się nadajesz -Po, czym odeszli. Leżałem tak na
ziemi, jednak za nim straciłem przytomności z powodu utraty krwi
usłyszałem jak ktoś biegnie w tą stronę.
**************
Obudził mnie jakiś podejrzany odgłos ,otworzyłem szybko oczy i
rozejrzałem się dookoła, próbowałem też wstać ale poczułem w boku i na
szyi przeszywający ból. Mój wzrok jednak ,nie zobaczył nic podejrzanego
,dlatego zapytałem pewnie:
-Ktoś tu jest? (jakby morderca czy inny podejrzany tym miał mi
odpowiedzieć) jednak ku mojemu wielkiemu zdziwieniu usłyszałem radosny
głos wadery:
-Jasne ,że ktoś jest ,a mianowicie Marry –Odpowiedziałem po chwili:
-Jestem Sebastian ,miło mi cię poznać- Było bardzo ciemno dookoła
,dlatego zbliżyłem mój pyszczek do naszyjnika ,który nosiłem na szyi i
zapytałem szepcząc:
-Możesz trochę poświecić?- Po chwili z mojego medalionu zaczął wydobywać
się jasny niebieski promień ,który oświecił przestronną jaskinię
,szepnąłem w stronę naszyjnika
-Dzięki Beleth –Miałem nadzieje ,że mój opiekun mnie usłyszał.
Spojrzałem na Marry stałą nie daleko mnie ,jakiś metr. Była bardzo
piękna . Miała szarą i gęstą sierść ,która stawała się coraz ciemniejsza
w stronę grzbietu. Jej głowę zdobiły włosy koloru morza ,które stawały
się jaśniejsze przy końcówkach .Koło uszu wyrastały srebrne ,połyskujące
pióra. Przyjrzałem się swoim ranom, które były opatrzone liśćmi (tak na
marginesie wspomnę ,że było to zrobione bardzo starannie) . Marry
widząc ,że przyglądam się swoim raną ,zapytała:
-Jak się czujesz? Lepiej? –Odpowiedziałem z szerokim uśmiechem:
-Dziękuje ,że opatrzyłaś mi rany . Jakbym miał nie czuć się lepiej
,jestem przecież pod opieką pięknej i milej wadery ,więcej basiorowi do
szczęścia nie potrzeba
(odpiszesz :3 Marry ? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz