piątek, 7 sierpnia 2015

Od nieznanego wilka



Wataha, wataha, wataha. ,,Który to już raz ? Ile jeszcze ich będzie" - słyszę cichy głosik w głowie i wbrew sobie prycham pod nosem.
- Nie wiem - odpowiadam znudzona własnymi zmartwieniami. Ale czemuż tak? Bo nie mam domu. Znów uciekam przed siebie. Zmieniam stada tak naturalnie, jak zmieniają się pory roku. Dlaczego? Bo tak musi być? Wolę tego nie wspominać. Za dużo myśli, zbyt wiele bólu. Wybrałam po prostu drogę samotniczki i tyle. Nie lubię siedzieć cały czas w jednej watasze zastanawiając się co też mam ze sobą zrobić w każdy dzień, gdzie się nic nie dzieje. Mój żywioł to niebezpieczeństwo, podróż, wieczna ucieczka. Uwielbiam dreszczyk jaki przepływa przez moje ciało, gdy z kazdym zakończonym zadaniem, ropływam się we mgle. Niezauważalnie przenikam na nowy teren, lecz nie na długo. Zbierając informacje o członkach i ich historii... Teraz zmierzam na nieznane mi tereny.. znowu... Mam w końcu dożywotnie zwolnienie ze służby. Za co? Za to że uwiodłam najważniejszego samca w sforze, mimo swojej niskiej rangi?,,Przecież pochodzisz z rodziny..." nie dałam dokończyć swojemu głosowi, choć naprawdę nie wiedziałam dlaczego to się dzieje. A może dlatego że miałam dość nacisków ze strony alf i postanowiłam uciec? Skończyć z tym... Tak... Szukam od pewnego czasu spokojnego i bardzo romantycznego miejsca... Śmieszne co nie? Przechadzałam się po jakimś lesie otoczona świeżym powietrzem i cichym śpiewem ptaków, czując jak adrenalina wzbiera w moim ciele. Zawsze tak się dzieje gdy kogoś spotkam i... Rzeczywiście! Wychylając się delikatnie zza drzewa dostrzegłam kogoś. Koło płynącej błękitnej rzeki siedziała jakaś samica. Jej futro było szaro - rude a ogon puszysty, zakończony czarnym paskiem na kóncu. Schowałam się w krzakach, słuchając miarowego bicia jej serca. Na szczęście mnie nie zauważyła. Uśmiechnęłam się zadowolona i wyszłam z kryjówki.. Moja passa nie trwała długo. Samica wyparowała! Zdezorientowana wyszłam za nią. To był błąd. Poczułam nagle ostre zęby na swoim karku i głośne powarkiwania. To jakiś wielki basior! Zawarczałam na niego starając się wyswobodzić ale na próżno. Wilk przygniótł mnie do ziemi, uniemożliwiając ruch. W popłochu ugryzłam go w łapę. Metaliczny smak, jego jęk bólu.
- Pożałujesz tego! Zaraz Ci dołożę!
-Ani mi się śni!
Wilk zaczął się trząść z bólu. Ten pieprzony samiec chciał mnie zabić... Z triumfem spojrzałam na niego, ale nie zauważyłam czającej się grupki. Skoczyli na mnie i zaczęli gryźć. Próbowałam się bronić ale nie potrafiłam. No co? Nie uczyli mnie tego.
- Nie zabijajcie jej!
Powiedział samiec stojący nieco z tyłu. Wilki posłusznie przygniotły mnie do ziemi. Nie mogłam się ruszać! Prosiłam w myślach by stał się cud... Spojrzałam na basiora z nienawiścią. Gdy tylko się zbliżył wytrzeszczyłam kły, głośno warcząc.
- Uspokój się młoda!
Warknął na mnie i zbliżył się jeszcze bardziej, po czym... trącił mnie noskiem?
- Co ty robisz, palancie!? - Krzyknęłam i wyrwałam się, gdy jeden z samców zwolnił uścisk. Stałam kilka metrów od nich w osłupieniu patrząc na basiora, który mnie... No właśnie co? Otrząsnęłam się i rzuciłam do ucieczki a wilki poczęły biec za mną.
- Łapcie ją! - Moje kły wbiły się w czyiś pysk. Trysnęła krew i słychać było pisk. Dało mi to chwile na ucieczke. Obejrzałam się gdy byłam pewna, że wygrałam, gdy ktoś przede mną powalił mnie na ziemię... No to mam przechlapane!
<ktoś?>
*************
Opowiadanie napisała  Ksana-Hares, na chacie watahy znana jako New moon.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT