Nieznana wadera walczyła całkiem nieźle. Zdołała zranić dwóch basiorów z naszej watahy- Vincenta w łapę i Jaspera w pysk. Kiedy chciała uciec, stanęłam jej na drodze, w efekcie czego wilczyca przewróciła się na ziemię. Nie tracąc ani chwili, przygwoździłam ją, tak, że nie miała szans uciec- a przynajmniej miałam taką nadzieję.
- Skąd jesteś, co tu robisz, jak się nazywasz i czego chcesz?!- warknęłam.
- Ashita! Zbyt wiele pytań!- krzyknął ktoś, jednak postanowiłam go zignorować.
- A po co wam ta wiedza?!- odparła zimno nieznajoma.
- Weszłaś na teren nasz teren, więc mamy prawo wiedzieć. Jestem Ashita, alfa tutejszej watahy- powiedziałam.- Chcesz może do nas dołączyć?
- Żartujesz sobie? Ani mi się śni dołączać do takiej zgrai.
- Zaraz cię...
- Spokojnie, Annabell.
Spojrzałam w oczy wadery. Były ciemne, pozbawione uczuć. Wiele musiała przejść. Nie będę zmuszać jej do dołączenia, ale zranienia członków watahy- mojej rodziny- nie zamierzałam puszczać płazem. Dobrze, że Lulu schronił się w koronach drzew. Ponownie spojrzałam na wilczycę. Najwidoczniej nie miała zamiaru dobrowolnie odejść. W najgorszym przypadku będzie trzeba ją zabić. Zapewne będzie czekał ją jakiś proces, chyba że dobrowolnie odejdzie, albo będziemy zmuszeni zabić ją tutaj, jeśli będzie próbowała jakiś sztuczek.
- Co z nią zrobimy?- zapytał ktoś.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz