poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Od Mavis

Lekki wietrzyk zaigrał na mojej sierści. Promienie słońca, które zaczęło chylić się ku zachodowi, zaczęły bawić się pojedynczymi kosmykami. A ja? A ja siedziałam w bliżej nieznanym mi miejscu. Przestałam się już jednak ukrywać. Jeśli chce, to niech Cruel mnie znajdzie. Z radością go powitam i zabiję. Nie ma mowy, ja mu nie odpuszczę. Nigdy nie odpuszczam. To nie w moim stylu. Cruel zabił mi rodziców, pozbawił szczęścia, zostawił blizny na całe życie... nigdy mu tego nie daruję. Jeśli to będzie możliwe, dręczyć go będę nawet w zaświatach. Spojrzałam w niebo. Ognista pomarańcz powoli ustępowała głębokiemu granatowi. Słońce nie oślepiało już tak jak wcześniej, wręcz przeciwnie - zaczęło się chować, jakby mówiło "Do zobaczenia, przyjaciele. Jutro do was wrócę". Ale czy na pewno? Jutro może przecież nigdy nie nadejść. Może będzie koniec świata, albo co innego?
Potrząsnęłam łbem, stanowczo wypraszając te myśli z mojej głowy. Ech, mój mózg zawsze robi mi takie idiotyczne sprawdziany... Teraz na niebie pojawił się zarys księżyca, który widocznie już się niecierpliwił, aby przekazać jakiemuś wybranemu wilkowi wiadomość. Zawsze patrzyłam na księżyc gdy wschodził. O tej porze zawsze odbywały się Łowy. Uwielbiałam patrzeć godzinami w tą wielką, białą kulę świecącą tajemniczym światłem w nocy. Wierzyłam, że pewnego dnia odezwie się do mnie, pomoże mi odnaleźć szczęście... ale... to tylko szczenięce fantazje. Co z tego, że jestem wilkiem Fantazji, skoro nie umiem się zmusić do myślenia o zabawnych, radosnych rzeczach? 
 Ciche cykanie świerszcza rozległo się kilka kroków ode mnie. Kocham odgłosy nocy. Cykanie owadów, szum wiatru w koronach drzew, a przede wszystkim - ten uroczy szept liści. Niezrozumiały dla tych, którzy nie chcieli go poznać, tajemniczy dla tych, którzy go poznają i czytelny dla tych, którzy go poznali. W lesie za mną trzeszczały pnie drzew; to nimfy przewracały się z boku na bok, śpiąc w swoich drzewach. Od czasu do czasu rozległ się jakby odległy, cichy i wiecznie skryty tętent kopyt centaurów, spieszących do badania gwiazd, albo satyrów tańczących w dźwiękach muzyki.
Muzyka... takie piękne, rozmarzone słowo... muzyka... Piękniejsze od wszystkich innych słów, niezrównane w swoim majestacie i piękności, przyćmiewające inne słowa, ścierające je na proch... Moje myśli pogalopowały po torze nabrzmiałym właśnie tą dziką, satyrową pieśnią, śpiewaną przez nimfy i driady, które zechciały bawić się razem z nami. Przywołałam wspomnienia, kiedy wymykałam się z jaskini Elfiasa i kroczyłam pośród lasu, słuchając jego cichego, uspokajającego głosu... aż w końcu docierałam na polanę skąpaną w blasku księżyca. Stali na niej satyrowie, uśmiechając się do mnie miło, driady, kurczowo ściskające pnie swoich drzew, nimfy wesoło zerkające na mnie z rzeczki oraz najady, które przybyły tu, aby tańczyć i śpiewać. Stawałam wtedy na środku polany i zaczynałam tańczyć właśnie w rytm tej szalonej, dzikiej muzyki...
Wszystkie kolory zawirowały, gdy powróciłam myślami do rzeczywistości. Przez chwilę w uszach nadal rozbrzmiewał mi śpiew driad, pluski z rzeczki nimf oraz najad, które radośnie krążyły dookoła mnie i mówiły między sobą w ich języku. A potem wszystko zniknęło. Znów nastała czerń. Spojrzałam w górę. Granatowe niebo rozwinęło w pełni swój okazały płaszcz, pokazując wyszyte na nim piękne, jaśniejące punkty - gwiazdy. Zamrugałam szybko kilka razy i zaczęłam strzyc uszami jak zaniepokojony zając, aby upewnić się, że muzyka wyparowała, a przed oczami nie stoją mi uśmiechające się driady. Najwidoczniej wszystko było okey... Ale już po chwili zza moich pleców wydobył się szelest. A więc nieuważny podglądacz w końcu się zdradził. Zerknęłam w tamtą stronę, ale odwróciłam się po krótkiej chwili. Nie chciałam, aby miał pewność, że wiem gdzie się znajduje. Jednak wkrótce rozległo się ochrypłe, ale groźne warczenie. Ciche kroki stawiane przez nieznajomego, dźwięczały mi w uszach pośród tej głuchej ciszy. 
 A następnie łapy nieznanego mi wilka z zadziwiającą prędkością oderwały się od podłoża, odsuwając w tył kupkę liści i ziemi. Uchyliłam się zgrabnie, niby mimowolnie. Wilk stracił równowagę w locie i... hm... zarył nosem w glebę. Podeszłam do niego, rozbawiona, z zamiarem pomocy w wstaniu. Ach, długo jeszcze będę śmiała się z tego upadku... Wyciągnęłam łapę do wilka. Ten złapał ją i dopiero po chwili ujrzałam go w świetle księżyca. Niewątpliwie wadera, raczej o czarnej sierści, patrzyła na mnie zadziornie niebieskimi, przeszywającymi oczami.
<Ashita? Fajne przywitanie XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT