Potrząsnęłam łbem, stanowczo wypraszając te
myśli z mojej głowy. Ech, mój mózg zawsze robi mi takie idiotyczne
sprawdziany... Teraz na niebie pojawił się zarys księżyca, który widocznie już
się niecierpliwił, aby przekazać jakiemuś wybranemu wilkowi wiadomość. Zawsze
patrzyłam na księżyc gdy wschodził. O tej porze zawsze odbywały się Łowy.
Uwielbiałam patrzeć godzinami w tą wielką, białą kulę świecącą tajemniczym
światłem w nocy. Wierzyłam, że pewnego dnia odezwie się do mnie, pomoże mi
odnaleźć szczęście... ale... to tylko szczenięce fantazje. Co z tego, że jestem
wilkiem Fantazji, skoro nie umiem się zmusić do myślenia o zabawnych, radosnych
rzeczach?
Ciche cykanie świerszcza rozległo się kilka
kroków ode mnie. Kocham odgłosy nocy. Cykanie owadów, szum wiatru w koronach
drzew, a przede wszystkim - ten uroczy szept liści. Niezrozumiały dla tych,
którzy nie chcieli go poznać, tajemniczy dla tych, którzy go poznają i czytelny
dla tych, którzy go poznali. W lesie za mną trzeszczały pnie drzew; to nimfy
przewracały się z boku na bok, śpiąc w swoich drzewach. Od czasu do czasu
rozległ się jakby odległy, cichy i wiecznie skryty tętent kopyt centaurów,
spieszących do badania gwiazd, albo satyrów tańczących w dźwiękach muzyki.
Muzyka... takie piękne, rozmarzone słowo...
muzyka... Piękniejsze od wszystkich innych słów, niezrównane w swoim majestacie
i piękności, przyćmiewające inne słowa, ścierające je na proch... Moje myśli
pogalopowały po torze nabrzmiałym właśnie tą dziką, satyrową pieśnią, śpiewaną
przez nimfy i driady, które zechciały bawić się razem z nami. Przywołałam
wspomnienia, kiedy wymykałam się z jaskini Elfiasa i kroczyłam pośród lasu,
słuchając jego cichego, uspokajającego głosu... aż w końcu docierałam na polanę
skąpaną w blasku księżyca. Stali na niej satyrowie, uśmiechając się do mnie
miło, driady, kurczowo ściskające pnie swoich drzew, nimfy wesoło zerkające na
mnie z rzeczki oraz najady, które przybyły tu, aby tańczyć i śpiewać. Stawałam
wtedy na środku polany i zaczynałam tańczyć właśnie w rytm tej szalonej,
dzikiej muzyki... Wszystkie kolory zawirowały, gdy powróciłam myślami do rzeczywistości. Przez chwilę w uszach nadal rozbrzmiewał mi śpiew driad, pluski z rzeczki nimf oraz najad, które radośnie krążyły dookoła mnie i mówiły między sobą w ich języku. A potem wszystko zniknęło. Znów nastała czerń. Spojrzałam w górę. Granatowe niebo rozwinęło w pełni swój okazały płaszcz, pokazując wyszyte na nim piękne, jaśniejące punkty - gwiazdy. Zamrugałam szybko kilka razy i zaczęłam strzyc uszami jak zaniepokojony zając, aby upewnić się, że muzyka wyparowała, a przed oczami nie stoją mi uśmiechające się driady. Najwidoczniej wszystko było okey... Ale już po chwili zza moich pleców wydobył się szelest. A więc nieuważny podglądacz w końcu się zdradził. Zerknęłam w tamtą stronę, ale odwróciłam się po krótkiej chwili. Nie chciałam, aby miał pewność, że wiem gdzie się znajduje. Jednak wkrótce rozległo się ochrypłe, ale groźne warczenie. Ciche kroki stawiane przez nieznajomego, dźwięczały mi w uszach pośród tej głuchej ciszy.
A następnie łapy nieznanego mi wilka z zadziwiającą prędkością oderwały się od podłoża, odsuwając w tył kupkę liści i ziemi. Uchyliłam się zgrabnie, niby mimowolnie. Wilk stracił równowagę w locie i... hm... zarył nosem w glebę. Podeszłam do niego, rozbawiona, z zamiarem pomocy w wstaniu. Ach, długo jeszcze będę śmiała się z tego upadku... Wyciągnęłam łapę do wilka. Ten złapał ją i dopiero po chwili ujrzałam go w świetle księżyca. Niewątpliwie wadera, raczej o czarnej sierści, patrzyła na mnie zadziornie niebieskimi, przeszywającymi oczami.
<Ashita? Fajne
przywitanie XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz