wtorek, 11 sierpnia 2015

Od Klairney

Jasne bo w końcu nie ciemne słońce zawitało w mojej jaskini. Wstałam z prędkością światła i udałam się na zewnątrz. Idealna pora na spacer, jest w końcu ciepło i przyjemnie. Samej jednak nie jest fajnie. Udałam się na spacer po okolicy, może trafię na jakiegoś wilka... Skierowałam się do lasu. Idąc tak ścieżką usłyszałam dobiegający hałas zza krzaków. Podeszłam by to sprawdzić. W jednej chwili wprost na mnie skoczył jakiś wilk. Barwy mniej więcej złotej że skrzydłami. Musiał usłyszeć jak idę, a mając dosyć bystry instynkt mógł wziąć mnie za zwierzynę. Leżąc na ziemi wilk spytał przyciągając mi głowę do ziemi:
- Kim jesteś? Chciałaś mnie zaatakować?
- No coś ty! - odparłam oburzona. - Zejdź że mnie!
- Kim jesteś? - dociekał.
- Na pewno jestem stąd. Mam na imię Klairney, ale mów mi Klair. Ty to pewnie Enigma?
- Tak - odpowiedział schodząc że mnie.
- Przejdziesz się na spacer? - zaproponowałam wesoło.
- Dobra - odpowiedział obojętnie.
Skierowałam się w stronę "centrum lasu". Basior poszedł za mną. Wesoło sobie truchtałam po trawie, podziwiając okolicę. Rzadko tu bywam. Szliśmy w ciszy. Nagle zatrzymałam się. Rozejrzałam dookoła. Enigma postąpił tak samo. Wyczułam obcy zapach. Coś za nami pękło, to pewnie gałązka. Tyle, że kto ją złamał?
- Ty też to czujesz? - Spytałam nie spokojnie. Zbliżyłam się do basiora. On również się cofnął.
- Kto tu jest? - warknął wilk.
Panowała cisza. Spytał ponownie, ale nadal nikt nie odpowiedzial. Enigma cofnął się stając w kółku że sznurka. Jednak nie zauważył, ją też. Zrobiłam to samo nie wiedząć, iż to pułapka. Nagle ktoś pociągnął za sznurek i oboje wisieliśmy w powietrzu. Powiedziałam po cichu:
- Szlak! Jak to możliwe!?
Mój towarzysz miał trochę wściekły wyraz twarzy. Zaniepokoiłam się. Ku naszemu zdziwieniu zza zarośli wyszedł wilk. Miał on czarną sierść z czerwonymi znaczeniami. Oczy świeciły mu czerwienią. Przypominał mi kogoś, tylko kogo? Wystawił kły w złośliwym uśmiechu. Teraz byłam pewna! To Marry!!! Krzyknęłam z odrobiną złości i zaskoczenia:
- To ty! Marry!
- Znasz go? - spytał podejrzliwie Enigma.
- Niestety... To właśnie on zabił moich rodziców! - odparłam że złością wskazując na obcego wilka. Bowiem był on strasznie po raniony. Miał ślady po walce. Pysk we krwi...
- A więc mnie rozpoznałaś Klair... - odpowiedział niskim, pełnym nienawiści głosem.
- Co chcerz zrobić? - zapytał Enigma.
- Dowiesz się niedługo. Związać ich! - wydał rozkaz. Po chwili sześcioro mężczyzn w białych ubraniach wyszło z ukrycia. Mieli liny i strzykawki z środkiem usypiającym. Ściągnęli nas z drzewa i wcisneli nam płyn na sen. Po 2 minutach zasnęłam, mój towarzysz też. Obudziłam się w laboratorium, Enigma już nie spał.
- Jak myślisz... Co nam zrobią? - spytał wilk.
- Oby nic złego... - odpowiedziałam przestraszona. Po mojej odpowiedzi, dosłownie minutę weszli ludzie. Moje oczy za błyszczały się od łez. Wzięli mnie i Enigmę za kark. Przenieśli nas na stół, zdjęli liny. Jeden z ludzi powiedział:
- Ten wilk ze skrzydłami przyda się. Odetniemy mu je i powiesimy na ścianie! - zaśmiał się.
- A co zrobimy z samicą? - spytał drugi.
- Jej futra użyjemy do produkcji kurtek. Ten odcień błękitu to rzadkość wśród wilków.
Przestraszyłam się ogromnie wiedząc, że z mojego futra będą kurtki! O nie! Nie pozwolę!
- Co zamierzasz? - szepnął Enigma.
- Zobaczysz, na mój znak biegnij w stronę otwartego okna.
Wik ruszył łbem w geście zrozumienia planu. Moje oczy skoncentrowały się na grupie ludzi.
- Hej, oni nie wiedzą, że mamy moce co? - spytalam
- Wydaje mi się, że nie. - odparł wilk.
- Świetnie!
Wstałam patrząc się na ludzkie istoty. Zza moich pleców wyłoniły się strzały. W tej samej chwili do pokoju wszedł Marry. Za nim szły dwa wilki, dosyć podrapane. Przypominały mi kogoś. To nie mogą być...
- Klairney mam tu kogoś kto cię zainteresuje - wtrącił Marry. Opuściłam strzały, spojrzałam w jego stronę. Enigma również wstał wziął jedną ze strzał i rzucił w ludzi. Przestraszeni uciekli. Może to i dobrze...
- O co ci chodzi - zawarczałam.
- Nie znasz ich? - odparł ze złośliwym uśmieszkiem.
- Nie, choć... Mama?! Tata!? Ale wy zgineliście wtedy... - odpowiedziałam ze łzami w oczach.
- Tak to my - odpowiedział jeden z wilków, wadera.
- Jeśli nie chcesz aby ucierpieli bardziej to oddaj mi swoją moc! - odparł Marry.
- Nie rób tego - uprzedził Enigma.
Marry nie mógł nas słuchać i nożem zranił mojego ojca. Miał przeczucie, że to nas uciszy. Miał rację... Zaczęłam bez słowa lekko płakać. W tej samej chwili moja matka nadepnęła złemu basiorowi na łapę krzycząc:
- Uciekajcie!
Tak też zrobiliśmy. Wyskoczyliśmy zza okna. Gdy byliśmy kilka metrów od budynku... On wybuchnął, a moja matka razem z nim... Padłam na ziemię płacząc. Enigma poklepał mnie w ramię jednocześnoe mówiąc " nie martw się ". Wstałam, w końcu muszę dorosnąć. Skierowałam się w stronę lasu z którego nas przyniesiono. Ciągle nie mogąc zapomnoeć o tym wydarzeniu...

<Opowiadanie pisane z przymusu xddd Miałam takie wyzwanie od Ashity, zaliczysz mi?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT