wtorek, 11 sierpnia 2015

Od Ashity ,,Zamiana ciał i koktajl z wężotruskawek"

Umówiłam się dzisiaj na spacer z Klair. Wyruszyłyśmy z samego rana, Lulu zostawiłam pod opieką Mei, bo ostatnio nieco gorzej się czuł. Medyczka stwierdziła, że to nic poważnego, ale powinien poleżeć u niej dobę na ,,obserwacji", cokolwiek miało to znaczyć.
Czekałam na błękitną waderę pod rozłożystym dębem, który cicho szumiał. Co jakiś czas wlatywały na niego ptaki, radośnie ćwierkając. Pełna sielanka.
Ze smutkiem myślałam o tym, że gdyby nie Waru, mogłoby tak być niemal codziennie. Choć z drugiej strony... czy gdyby nie one, los połączyłby członków watahy? Czy też żylibyśmy sobie oddzielnie, nieświadomi swojego istnienia? A może w ogólne by nas nie było, bo urodziliśmy się, aby powstrzymać Ferluna i spółkę?
Odegnałam od siebie te myśli. Takie rozważania nie mają sensu. Jesteśmy tu. I żyjemy. Nic więcej się nie liczy.
- Shi! Jestem!- usłyszałam.
- Klair! Idziemy?- zapytałam, kiedy moja towarzyszka do mnie podbiegła.
- Długo musiałaś czekać? Przepraszam, musiałam jeszcze coś zrobić!
- Nie martw się, wszystko jest dobrze. Niedawno przyszłam. W drogę!- powiedziałam, śmiejąc się.
Ruszyłyśmy na przechadzkę. Nie dostrzegałam żadnego niebezpieczeństwa, czy obiadu. Nagle Klair popchnęła mnie. Wyszczerzyłam kły w udawanym grymasie złości i rzuciłam się na nią. Obie zaczęłyśmy turlać się po całym lesie, walcząc i krzycząc na siebie z przerwami na śmiech. Nagle poczułam, że... spadamy w dół! Wilczyca obok mnie darła się wniebogłosy, a ja zastanawiałam się, co mamy zrobić, aby stąd wyjść.  I czekałam na cudowne spotkanie z podłożem.
Nastąpiło ono po kilku sekundach. Z jękiem podniosłam swój zadek z ziemi, rozmasowując obolałe ciało.
- Klair, wszystko dobrze?- zapytałam cicho.
- Jakoś żyję- odparła.- Gdzie my jesteśmy?
- Nie wiem- mruknęłam.- Ale trzeba zbadać to miejsce. Idziesz ze mną, czy wolisz zostać i pilnować tutaj?
- Pójdę z tobą.
Rozejrzałam się po miejscu, w którym stałyśmy. Była to ogromna jaskinia. Nieco dalej zaś dostrzegłam jeziorko. Podeszłam do niej, a moja towarzyszka ruszyła w ślad za mną. Pochyliłam się nad wgłębieniem.
Woda w nim była jaskrawo zielona woda, jakby trująca.
- Shi, co to?!- krzyknęła Klair, biegnąc w moją stronę.
- Hej, zatrzymaj się!
Niestety, posadzka w jaskini była bardzo śliska. Wadera nie zdążyła wyhamować i wpadła na mnie, po czym obie... wpadłyśmy do wody. Przez jedną, straszliwą chwilę, życie przeleciało mi przed oczami. Odtrącenie mnie od reszty watahy, zaprzyjaźnienie się z Nami, atak na moją rodzinę, śmierć wszystkich, ucieczka, atak Waru, założenie watahy... wszystko. Byłam pewna, że to koniec. Nie wiedziałam gdzie jest góra, a gdzie dół.
Poczułam się też jakoś... inaczej. Jakbym nie była w swoim ciele.
W tym samym momencie poczułam, że znowu mogę jasno myśleć. Złapałam Klair za ogon i wypłynęłam razem z nią na powierzchnię. Przez kilka sekund leżałam tam nieruchomo z zamkniętymi oczami. Kiedy je wreszcie otworzyłam i spojrzałam na moją towarzyszkę, myślałam, że umarłam, bądź śnię. Albo mam halucynacje.
- K...Klair- wyjąkałam.- Dlaczego widzę samą siebie?
Spojrzałam na swoje ciało. Mój brzuch był błękitny.
- Shi... Zamieniłyśmy się ciałami!- krzyknęła Klair.
- Ale super! Znaczy... jak to odkręcić?
- A skąd mam wiedzieć?
Zamyśliłam się.
- Może jeszcze raz zanurkujemy w wodzie?- zaproponowałam.
- Czemu nie.
Wskoczyłyśmy do wody. Nie poczułam nic. Jeszcze chwilę pobyłam w wodzie, po czym się wynurzyłam i jęknęłam. Nadal byłam w ciele Klair.
- Może to po jakimś czasie minie?- zastanowiłam się na głos.
- Szczerze, wątpię. Ta woda... jest jakaś dziwna. Może wężotruskawki pomogą?
- Że co proszę?!
- Wężotruskawki. Podobno mogą wyleczyć każdą dolegliwość.
- W takim razie na przód!
Wyszłyśmy z jaskini- odkryłam, że tunel prowadzi do wyjścia na zewnątrz.
- Klair... Gdzie rosną te wężo-cosie?
- Z tego co wiem, w Stardust Forest jest wąwóz. Właśnie w nim.
- W takim razie ruszamy!
***
- Mam już dość- marudziła wadera, rozmasowując obolałe łapy.
- Jeszcze tylko trochę- pocieszałam ją, idąc naprzód.- O, jesteśmy na miejscu!
Przed nami rozpościerał się doprawdy niezwykły widok. Dokoła nas roztaczał się las niczym magiczny pierścień, zaś na polance rosły rozłożyste krzewy i malutkie kwiaty. Jednak najbardziej rzucał się w oczy olbrzymi wąwóz. Podeszłam do niego i zajrzałam na jego dno. Było jakieś 25 metrów niżej...
- Jesteś gotowa?- zapytałam.
Wadera kiwnęła łbem w odpowiedzi. Znalazłam jakieś pnącz i obwiązałam nimi nas obie w pasie, po czym obie zaczęłyśmy ostrożnie iść w dół.
Kilka razy było naprawdę groźnie. Raz pnącze Klair zaplątało się w jednej ze skał, ale udało nam się opanować sytuację. Innym razem potknęłam się o kamień i prawie zleciałam łeb na szyję ku ziemi. W ostatniej chwili złapałam równowagę.
Po kilku minutach byłyśmy na dole. Wykończone, ale całe. Rozejrzałam się po terenie i z mojego gardła wydobył się cichy śmiech.
- Lepiej nie przychodzić tu z Zuko- oznajmiłam pogodnie.
- Dlaczego?
- Tam rośnie jemioła- pokazałam na jakiś obiekt, oddalony od nas o dwadzieścia metrów.
- Racja, dzięki. A teraz szukajmy wężotruskawek!
Zabrałyśmy się do poszukiwań. Dziwnie było zwracać się do Klair, widząc samą siebie. Ona zapewne czuła to samo, ale nic nie mówiła. Niedługo potem...
- Shi! Mam je!- krzyknęła.
Podbiegłam w jej stronę, cała w skowronkach. Nareszcie!
W tym samym momencie przed nami pojawił się ogromny stwór, nieco przypominający smoka, aczkolwiek ten osobnik nie miał skrzydeł, zaś jego ciało było nieco dłuższe niż u innych przedstawicieli tegoż gatunku.
- Czy mi się wydaje- zagrzmiał.- Czy ktoś kradnie moje wężotruskawki?!
- Wydaje ci się, dziadku. My tu przejazdem- odparłam.
- W takim razie, co trzymacie w łapach?!
- Zupełnie nic- oznajmiłam bez mrugnięcia okiem.- Kryształowy Łańcuch!
Nic się nie wydarzyło...
- Strzały skute lodem!- wrzasnęła Klair. Bezskutecznie.
- Nie możemy używać naszych mocy... Znaczy, możemy, ale ty moich, a ja twoich. Zwiewamy!
Zaczęłyśmy biec przed siebie. Towarzysząca mi wadera rozłożyła skrzydła i uniosła mnie w górę, dzięki czemu uciekłyśmy naszemu prześladowcy. Kiedy byłyśmy już bezpieczne, wyciągnęłam wężotruskawki, które podczas naszej ucieczki... zgniotły się.
- Klair... masz może ochotę na koktajl z wężotruskawek?- wyszeptałam.
Wilczyca spojrzała na mnie. A potem tuż obok nas rozległo się głośne ,,BUM!" i świat zawirował.
Kiedy odzyskałam przytomność, nadal byłam w ciele Klair. Rozejrzałam się po okolicy i dostrzegłam swoje ciało.
- O, obudziłaś się, Shi- powiedziała.
- C...co się stało?- wyjąkałam.
- Ciężko powiedzieć. Od tego smoko- podobnego ktosia dowiedziałam się, że kiedy wilki zamienią się ciałami w tej wodzie, mają trzy godziny na wymyślenie sposobu, aby przywrócić sobie prawdziwą postać. Myśl z wężotruskawkami była dobra, ale spóźniłyśmy się...
- No to pięknie- jęknęłam.
< Opowiadanie nie ma nic wspólnego z innymi w watasze, Ash i Klair zachowają swoje prawdziwe postacie. Napisane zostało w odpowiedzi na wyzwanie od Annabell, także pytam- czy zaliczysz mi je? xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT