Mrraśnie... waderka dziabła mnie w ucho~. Ale jak się wydostać to z klasą. Jak już mówiłem... miałem przygotowane miny lądowe. Tak więc korzystając z bliskości wadery kliknąłem guziczek przy czym posłużyłem się "Fire in the hole!". Wybuch nam nic nie zrobił jedynie wywalił na paręnaście.... parędziesiąt... metrów od siebie. Posunąłem jeszcze parę metrów po ziemi robiąc za sobą ślad.
- Warto było... - wycharkałem do siebie. Bez większych skołowań podniosłem się... ale i tak jak na mnie to za dużo na dzisiaj wywalania się/upadków itd... Wytrzepałem się z kurzu i zacząłem nasłuchiwać. Przez chwilę wydawało mi się, że słyszałem szmer.... Szybka jest! Ogarnąłem się psychicznie (jeśli w ogóle to możliwe) i zacząłem się rozglądać. Tak jak przeczuwałem Ann znów skoczy na mnie od góry. Tym razem uchyliłem się robiąc przewrót do przodu (wysportowany ja tak bardzo!). Kiedy podniosłem głowę do góry o mało co i bym dostał cienistym sztyletem. Tak więc jeszcze szybciej się uchyliłem a broń która zmierzała w stronę mojego pięknego pyszczka wbiła się w drzewo za mną. Gwizdnąłem przeciągle i się podniosłem.
- Wiesz... - zacząłem, ale panieneczka nie dała mi dokończyć bo znów zaatakowała. Starałem się uniknąć ale dostałem Tam-Gdzie-Się-Facetów-Nie-Kopie. Padłem z piskiem na bok.
- No wiesz... teraz już nie dokończę...! - powiedziałem z wyraźną pretensją w głosie. Wadera totalnie olała to co powiedziałem, podeszła do mnie i zaczęła:
- Masz dość?
- Ja?... Coś ty... - aż się dziwię, że w tym momencie dała mi wstać. Chwiejnie... ale stałem! Niech zapamięta, że ten basior ma nierówno pod sufitem... ale się nie daje!
(Anka?~)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz