Spojrzałam w oczy Vincenta, które jak zwykle zdawały się błyszczeć. Nie
wiedziałam co w nich jest. Mówił prawdę czy tylko na potrzeby spektaklu?
Jednakże, odpowiedź w obu przypadkach była kłopotliwa.
- Stetryczały Grzybie... - Cokolwiek to znaczy, dokończyłam w myślach,
jednocześnie warcząc na basiora. - Prędzej popełnię samobójstwo, niż za
ciebie wyjdę!
- Ach tak? Mogę zagwarantować, że to zrobisz, po tym! - zawołał i triumfalnie wyprostował się.
Wydawał się zagubiony i zdumiony, tym co zrobił. Ja zresztą również.
Marry na chwilę przestała grać i spojrzała dziwnie na Kapitana. Niestety
Vincent, tylko spojrzał na mnie błagalnie. Muszę coś z tym zrobić,
pomyślałam, publiczność zaczyna się wiercić i niecierpliwić.
Wyszeptałam zaklęcie uruchamiające kryształ na moim naszyjniku, który
pozwalał na zatrzymywanie czasu. Rozejrzałam się wokół i wszystko
stanęło. Widzowie mieli zmarszczone miny, lecz nie ruszali się. Vincent
rozglądał się wokół nieruchomo (xD), a Marry leżała na scenie, spoglądając na mnie.
Właśnie! Marry! Podbiegłam do niej i złapałam psykiem za sierść na karku.
- Przepraszam, Marry, to może trochę zaboleć - wymamrotałam, nadal trzymając ją w pysku i idąc w stronę wyjścia z Amifiteatru.
Tam ją zostawiłam, mówiąc ciche wybacz i modląc się, żeby jakimś
sposobem nie myślała, że potrafię zatrzymywać czas. Szybko wróciłam na
scenę i stanęłam w tym samyn miejscu, co stałam przed tem.
- Temporalis - wymamrotałam podekcytowana i nagle czas znów zaczął biec swoim znużonym krokiem.
Publiczność znów zdawała się być zdegustowana, a Vincent przerażony.
- Stetryczały Grzybie! Jak mogłeś zniknąć moją siostrę?! - krzyknęłam do niego.
Kapitan obrócił się kilka razy:
- Co?? Cha, cha, cha... Śmiałaś wątpić w moce Kapitana?!
- Tak, niestety tak. - Podeszłam do niego. - I to nie jest żadne truu loff story, jasne?
I zrobiłam PUFFF!!! Nie no, tak naprawdę to zrobiłam się niewidzialna.
<Vincent? Marry?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz