poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Od Ashity

Razem w Lulu przemierzałam las watahy. Rozglądałam się za Waru, bądź innymi potworami, które mogłyby nam zagrozić- rutynowa kontrola. Często wykonywałam ją z kimś, ale teraz wszyscy byli czymś zajęci. Nawet Mei miała pełne łapy roboty. Rozglądałam się też za jakimiś nowymi terenami, bo nie zdążyłam jeszcze odkryć wszystkiego w pobliżu. Westchnęłam ciężko.
- I jak, przyjacielu- zagadałam do yujina- dobrze ci dzień mija?
Maluch kiwnął łebkiem w twierdzącej odpowiedzi i spojrzał na mnie pytająco.
- Nie narzekam- odparłam pogodnie.
Nagle dojrzałam ruch. Coś między drzewami poruszało się ze sporą prędkością. Zamrugałam oczami, starając się dostrzec szczegóły. Następnie stałam się niewidzialna, razem z Lulu i pobiegłam za tajemniczą istotą, która nie zdawała sobie sprawy z mojej obecności. Kiedy zbliżyłam się do postaci na odległość pięciu metrów, uświadomiłam sobie sprawę, że to wadera. Widziałam ją po raz pierwszy w życiu, na pewno nie była członkiem naszej watahy. Miała brązowe futro z zielonymi plamkami na łbie, a przez ogon ciągnął się u niej pas białej sierści. Nieznajoma na prawej łapie posiadała dziwny tatuaż, przedstawiający słońce przebite strzałą. Zmarszczyłam brwi, ciekawa jej tożsamości i znaczenia dziwnego symbolu. Dziwiło mnie też to, że wilczyca mamrotała coś o gwiazdach, zwiadzie, watahach i Waru...
Po godzinie doszłyśmy do jakiejś polanki. Podążałam za nią widzialna, ale kiedy dotarłyśmy do celu, ponownie skupiłam się
- Amaia melduje się na posterunku!- krzyknęła.
- Przyjmuję! Idź do Alfy i zdaj raport.
Alfy. Czyli jest tu jakaś wataha. Zmarszczyłam pysk w grymasie złości. Zwykle, kiedy na teren w naszym pobliżu przybywają nowe wilki, od razu o tym wiemy. Czemu tym razem było inaczej?
Nagle z jaskini wyszła wadera. Miała śnieżnobiałe futro, na którym znajdowały się czerwone pasma, zaś jej oczy były czarne jak smoła. Po minie wadery i jej sposobie poruszania się, czy patrzenia, wywnioskowałam, że musi być to Alfa. Ta uśmiechnęła się drwiąco... i spojrzała w moją stronę.
- Taka niewidzialność na mnie nie zadziała, Ashito. Pokaż się... chyba, że jesteś zbyt tchórzliwa?!
Warknęłam w jej stronę i cofnęłam technikę.
- Kim jesteś?- zapytałam.
- Maira, Alfa tutejszej watahy.
- Czemu widziałam tą wilczycę- wskazałam łapą na Amaię- na naszym terenie? Zdajesz sobie sprawę, co to oznacza?
- Doskonale. Ale ty też jesteś na naszym terenie, nieprawdaż?
- Daruj sobie. O co wam chodzi?- mruknęłam, coraz bardziej zdenerwowana.
- Myślisz, że ci powiemy?- odezwał się jeden z basiorów, zapewne będący Betą.
- Daj spokój, Liz. I tak ona zaraz umrze. Otóż, zbliża się wojna. A my... Zapewniamy sobie życie!
- Jak to?- zapytałam, zdezorientowana.
- Waderko, w jakim ty świecie żyjesz? Waru i Ferlun powstają, a Ramza i bogowie nam nie pomogą! Tym razem... zwyciężą siły ciemności!
- A wy stanęliście po ich stronie?
- Ależ nie. Mielibyśmy się bratać z takimi kreaturami? Po prostu zapewniamy sobie bezpieczeństwo. Szpiegujemy pewną watahę, która zamierza walczyć z Waru...
- Nas.
- Brawo! Wygrywasz prawo do szybkiej śmierci! Ale byłabym nieuprzejma, gdybym nie zaproponowała ci innego rozwiązania. Walczmy- tylko my we dwie, bez pomocy mojej watahy, bądź twojego zwierzaczka- wskazała na Lulu, który kulił się pod moimi łapami.- Na śmierć i życie!
- Skoro tak ładnie prosisz... Lulu, biegnij do kogoś od nas!
Mały yujin kiwnął łebkiem i odbiegł. Przyjęłam bojową pozycję, a moja przeciwniczka uczyniła to samo. Rzuciłyśmy się do walki. Użyłam na sobie Wzmocnienia, przez co moje ruchy były szybsze, a zmysły wyostrzone. Bez problemu unikałam ciosów Mairy. Jednak jej umiejętności były niczego sobie- zręcznie unikała moich ataków, niczym lekki ptak uciekający przed ciosem ciężkiego topora. Warknęłam i użyłam Cienistej Siatki, aby unieruchomić wilczycę. Ta spojrzała na mnie drwiąco i zamknęła oczy. Nagle pułapka... znikła.
- Twoje moce na nic tu się nie zdadzą. Moja magia polega na neutralizowaniu innych magii!- doskoczyła do mnie i przejechała pazurem po moim grzbiecie. Krzyknęłam z bólu i uderzyłam ją łapą w łeb. Walka trwała dalej. Siła nie była moją mocną stroną, korzystanie z technik na nic się nie zdawało. W dodatku Wzmocnienie przestało działać. W pewnym momencie z tłumu wybiegł szczeniak.
- Mamo!- powiedział, zwracając się do Mairy.
Ta spojrzała na niego.
- Titu, odejdź!- jakiś basior, zapewne ojciec małego, wciągnął go z powrotem. Zaś ja wykorzystałam moment nieuwagi wilczycy i przygwoździłam ją do ziemi. Ta próbowała się uwolnić, jednak jej wysiłki spełzły na niczym.
- Wygrałaś- szepnęła.- Więc zabij mnie.
- Nie zamierzam. Masz rodzinę. Masz watahę. Ale macie się stąd wynieść.
- Nie myśl sobie, że...- zaczęła.
- Daj spokój. Zwyciężyłam i twoje życie spoczywa w moich łapach. Decyduję więc, że masz żyć i stąd odejść. Chcesz zostawić swoje dziecko i partnera? I wszystkich tutaj?
Wadera spojrzała na mnie ponuro.
- Niech ci będzie. Obiecuję, że już nigdy nie będziemy was szpiegować, ani wam przeszkadzać. Odejdziemy stąd w tej chwili.
Kiwnęłam łbem.
- Dobrze. Żegnaj. Aha... Jeśli skrzywdzisz kogokolwiek z mojej rodziny, nie znajdę dla ciebie litości. Zapamiętaj. Udanej podróży- wyszczerzyłam kły w uśmiechu i pobiegłam przed siebie.
< Opko pisane w odpowiedzi na wyzwanie od Amy. Przepraszam, że tak długo Zaliczysz mi to zadanie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT