czwartek, 13 sierpnia 2015

Od Ashity ,, Szczeniaczek szuka drogi do domu"

Razem z Lulu byłam na spacerze. Dzisiejszy poranek był dość chłodny jak na letnie dni, ale z godziny na godzinę robiło się coraz cieplej, a kiedy nastało południe, skwar, jaki panował, przypominał raczej temperatury panujące na pustyni, niż w Stardust Forest, który znajdował się, jak to ludzie zwykli mówić w ,,klimacie umiarkowanym", cokolwiek miało to znaczyć. Przypuszczałam, że może chodzić w tym o to, że temperatury powietrza nie przekraczają jakiejś normy... Po krótkim namyśle porzuciłam jednak te jakże fascynujące rozmyślenia o pogodzie i spojrzałam w niebo. Jednak błękitna kopuła była niemalże całkowicie niewidoczna, ponieważ zasłaniały ją dumne drzewa, w których przeważały klony. Zawsze je lubiłam, podobały mi się kształty ich liści. Przymknęłam oczy, wsłuchując się w szum wiatru i ćwierkanie ptaków, chroniących się przed atakiem ze strony drapieżników, których w lesie było pełno.
W tym i ja...Na moim pysku zagościł uśmiech, a Lulu delikatnie poruszył się na moim grzbiecie, chcąc zmienić pozycję na wygodniejszą. Szepnęłam cicho do niego, aby zszedł na chwilę na ziemię, a ja w tym czasie zapoluję. Yujin położył swoje ciałko na ziemi i już po chwili z jego pyszczka wydobywało się cichutkie chrapanie. Ja zaś ruszyłam przed siebie, wypatrując zwierzyny. Po chwili spostrzegłam małego królika, który radośnie kicał dookoła drzew. Oblizałam pysk. Takie młode zwierzaki zawsze są takie nieuważne... tak łatwo je schwytać... Przyszykowałam się do skoku, ale wtedy usłyszałam cichy głosik:
- Dzień dobry!
Spojrzałam za siebie. Kilka metrów ode mnie stał młody wilczek, najwyżej dziewięciomiesięczny. Miał czarne futerko, z białą plamką dookoła prawego oka. Jego oczy były w niespotykanym, bursztynowym kolorze.
- Hej- odparłam pogodnie.- Ja jestem Ashita, a ty jak się nazywasz?
- Happy, proszę pani...
- Wystarczy Ashita. Albo Ashi, jak wolisz. Gdzie twoi rodzice i wataha?
- N... nie wiem... Zgubiłem się...
- Hej, łeb do góry, uśmiechnij się i do przodu! Znajdziemy ich, pomogę ci. Ale jak to się stało?
- Byliśmy na polowaniu- malec spuścił główkę w dół.- I pobiegłem za motylkiem. Dosłownie kawałeczek! A kiedy popatrzyłem za siebie, mamy i taty nie było...- po jego pyszczku zaczęły płynąć łzy.
- Nie płacz! Znajdziemy twoich rodziców, pomogę ci! Tylko wezmę swojego przyjaciela. Jesteś może głodny?- zapytałam, idąc po Lulu. Jednak ten już dreptał w naszą stronę, radośnie popiskując. Happy na jego widok lekko się wystraszył i wbiegł za moje łapy.
- Mały, nie bój się. To mój towarzysz, yujin. Jest nieszkodliwy i bardzo przyjazny. Nazywa się Lulu. A wiesz może, którędy do twojego domu?
Basiorek pokręcił łebkiem w przeczącej odpowiedzi, a ja ciężko westchnęłam.
- Dobra, mały. Plan jest taki: wzniosę nas i Lulu w górę i popatrzymy na to z powietrza. Szybciej znajdziemy wtedy twoją watahę. Może być?
- Naprawdę?! Ekstra!- Happy podskoczył. Ach, te szczeniaki...
Wzniosłam naszą trójkę w powietrze. Przez piętnaście minut krążyliśmy dookoła lasu, aż w końcu szczeniak rozpoznał teren swojej watahy. Wzięłam głęboki oddech, szykując się do zlotu w dół.
- Prosimy państwa o zapięcie pasów!- krzyknęłam.- Lądujemy!
Ostro zaaplikowałam w dół, dbając o to, aby moi ,,pasażerowie" byli bezpieczni. Po kilku sekundach znaleźliśmy się na stałym lądzie, niedaleko małej polanki, na której stały obce mi wilki. Każdy z nich wlepiał swoje ślepia w naszą stronę.
- Hej- rozpoczęłam.- My tu tylko przelotem. Jeden wysiada, a ja lecę na następny przystanek. Kapitan i tak będzie wkurzony, z powodu powietrznych korków mamy małe opóźnienia- wypaliłam, czekając na reakcję innych. Nikt się nie odezwał, więc postanowiłam zacząć inaczej.
- Dobra... Jestem Ashita, Alfa Watahy Porannych Gwiazd.
- Poważnie?- wyjąkał jeden z basiorów. Spojrzałam na niego.
- Owszem. To takie dziwne? W każdej chwili, zwracam zgubę i proszę o pilnowanie go na następny raz. W lesie nie jest tak bezpiecznie, by spuszczać szczeniaka z oczu, choćby na chwilę.
Nagle z tłumu wybiegła wadera o czarnej sierści, najwidoczniej matka małego.
- Happy!- krzyknęła, zalewając się łzami.- Gdzieś ty był?!
- W lesie. Pobiegł za motylkiem- wtrąciłam.- Niech pani na przyszłość bardziej uważa na swoje dziecko.
- Wadero, czy ty sugerujesz, że ja...
- Dość, Mia. To Alfa Watahy Porannych Gwiazd. Wiesz, tych od...- sędziwy basior zawiesił głos, a ja momentalnie się zjeżyłam.
- Tych od..?- zaczęłam gniewnie.
- A nic- wszyscy nagle zaczęli wykazywać wielkie zainteresowanie podłożem. Westchnęłam i odwróciłam się z zamiarem odejścia.
- Żegnam- mruknęłam.- Trzymaj się, Happy. Wpadnij kiedyś do nas. Lulu chętnie się pobawi, ja zresztą też. No i członkowie mojej watahy również.
- Zaczekaj!- krzyknęła matka szczeniaka.- Przyjmij... chociaż drobny prezent- wręczyła mi jakiś amulet.- Dzięki niemu będziesz mogła biegać szybciej od wiatru.
Spojrzałam na nią i wyszczerzyłam kły w łagodnym uśmiechu.
- Nie chcę tego. Zatrzymaj to dla swojego dzieciaka. Zdrowia i tak dalej!- odbiegłam, zabierając po drodze ze sobą Lulu.
 Przez kilka metrów słyszałam za sobą krzyki. Niektóre gniewne, inne radosne, a jeszcze inne pełne zdziwienia. Bardziej zastanawiały mnie słowa sędziwego basiora ,, To ci od..". O co im mogło chodzić?! Westchnęłam, dopisując punkcik do listy zagadek, które trzeba było rozwiązać. A potem pobiegłam na polowanie...
< Opko pisane za sprawą pewnej waderki, imieniem Klair, która zadała mi takowe wyzwanie. Także pytam się jej: czy zaliczyłam to zadanie? xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT