Byłam nieźle wkurzona. Mało kto umiał mnie tak wyprowadzić z równowagi, choć Zuko na swój sposób był dość miły i słodki- jak szczeniak. Mimo wszystko, miałam już tego wszystkiego powoli dość. Podniosłam się z zimi z zamiarem odejścia, ale zatrzymał mnie Zuko.
- Czekaj! Ja... przepraszam....
Spojrzałam na niego i przez minutę trwałam w ciszy. Już się uspokoiłam, nie umiałam być zbyt długo wkurzona.
- Dobra, ale na przyszłość jak mamy ustalony plan, to działaj według niego, ok? No i... gdzie Lulu? LULU!- krzyczałam.
Wbiegłam do lasu. To, co zobaczyłam sprawiło, że gwałtownie się zatrzymałam, a Zuko wpadł na mnie, choć zdołałam zachować równowagę.
- Przepraszam!- szepnęłam.
- Nic się nie stało- odparł pogodnie.
Zwróciłam oczy na yujina. Ten spokojnie zajadał sarnę, którą najwyraźniej sam upolował. Machnął łapką, zapraszając nas do posiłku.
- Od kiedy on to potrafi?!- mruknęłam cicho.
Usiedliśmy, zaczynając posiłek. Po chwili wstaliśmy.
- Może wstąpimy do Amfiteatru?- zaproponowałam.- Teraz powinny być jakieś śpiewy...
< Zuko, idziemy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz