Strasznie martwiłam się o Zuko. W ostatniej chwili, kiedy odchodziłam, założyłam na jego łapę Lotis. Może nieco poprawi jego stan.
Biegłam jak najszybciej przed siebie, pomimo okropnych wyrzutów sumienia. Co ze mnie za alfa, że zostawiłam członka watahy samego w walącej się jaskini? Co ze mnie za przyjaciółka? Poczułam łzy, zbierające się pod moimi powiekami, ale odgoniłam je gniewnym machnięciem łapy. Nie będę płakać. Musze znaleźć pomoc.
Zmieniłam się w ważkę za pomocą Przemiany i wzleciałam w górę. Potem znowu stałam się waderą, zabrałam Lulu i wybiegłam na zewnątrz. Zaczęłam rozglądać się za innymi wilkami. Szczęście się do mnie uśmiechnęło, akurat przechodziła obok Meredith w towarzystwie tego nowego... jak mu tam było? A no tak, Toshiro!
- Mei!- krzyknęłam.- Szybko... Zuko... jaskinia... zawaliła... ranny...- wydyszałam.
- Ashita, wolniej!- odparła wadera, nieco zdenerwowana moim zachowaniem. Spojrzałam na nią i wzięłam głęboki wdech.
- Byłam z Zuko w jaskini, która nagle zaczęła się walić. Potem spadł na nas kamień... a on... osłonił mnie i dostał w brzuch. Zostawiłam go, żeby wezwać pomoc- spuściłam łeb.
- Rozumiem- odparła Mei.- Prowadź. Toshiro, ty może zostaniesz..?
Basior spojrzał na nas, dając nam do zrozumienia, że idzie. W jego oczach płonęła dziwna iskierka radości, jakby cieszył się na kolejną przygodę. Zawrzał we mnie gniew, ale postanowiłam, że nie ma czasu na zbesztanie go za brak przejmowania się obecną sytuacją. Choć z drugiej strony... nie mogłam mu mieć tego za złe...
- Ashita, szybko!
- Jasne!- krzyknęłam, biegnąc za moimi towarzyszami, którzy zdążyli już odejść kilka metrów dalej.
Stanęliśmy przed stertą gruzów. Bałam się o życie Zuko. Serce mocno tłukło mi w piersi, tak, że byłam pewna, iż za chwile eksploduje... Jak mamy się tam niby dostać?!
Zaczęłam walić w kamienie jak leci. Kryształowym Łańcuchem, Wietrznymi Ostrzami... wszystkim. Moi towarzysze również starali się pomóc. Basior wezwał jakąś laskę i krzyczeć dziwne formułki, po których skały zaczęły się zmniejszać, a wadera uderzała w kamienie trąbami powietrza. Po piętnastu minutach przejście było gotowe. Skoczyliśmy w nie, a ja złagodziłam nasz upadek, łapiąc naszą trójkę w Cienistą Siatkę i delikatnie upuszczając ją na ziemię. Potem poszłam za dobrze mi znanym zapachem Zuko. Kojarzył mi się... no właśnie, z czym? Po namyśle stwierdziłam, że nie wiem. Jak go spotkam, dowiem się. Wyszczerzyłam kły na samą myśl o ponownym spotkaniu z basiorem. Żywym, nie dopuszczałam do siebie innej myśli. Po dwóch minutach byliśmy na miejscu. Zaczęłam odrzucać ciężkie kamienie, aż na moich łapach pojawiły się bolesne zadrapania. Nie dbałam jednak o to, dalej szukając przyjaciela. Lulu pomagał mi jak mógł, odnosząc co lżejsze kamyczki. Kiedy dostrzegłam fragment łba Zuko, odzyskałam siły, kopiąc z dwukrotnie większą determinacją. Następnie Toshiro delikatnie odsunął mnie i wydobył bezwładne ciało basiora. Był cały poturbowany, miał wiele ran, z których płynęła krew. Mei bez słowa zabrała się do pracy, a ja zdjęłam Lotis z łapy Zuko.
Szara wadera nie ustawała w wysiłkach. Założyła na ciało rannego bandaże, które nie wiadomo skąd miała. Kątem oka dostrzegłam, że biały wilk sięga łapą w pustkę i wyjmuje coś, po czym podaje je medyczce. Z jakiej magi on korzysta?! Po godzinie Mei była już porządnie zmęczona, ale zadowolona.
- Jego życiu nic nie zagraża- oznajmiła.- Ale będzie jeszcze trochę nieprzytomny. Trzeba go zabrać z tego miejsca, może się w każdej chwili zawalić całkowicie...
Kiwnęłam łbem, śląc jej nieme podziękowania. Rozwinęłam skrzydła, przyzwałam Kryształowego Smoka i razem wznieśliśmy się w górę. Szara wadera również uniosła się w powietrzu, ale tak, jakby unosił ją sam wiatr! Kiedy znaleźliśmy się na powierzchni, bez słowa przerzuciłam sobie Zuko przez grzbiet i zaczęłam iść przed siebie.
- Ash!- krzyknęła Mei.- Pamiętaj, że on musi mieć zmieniane opatrunki! Jak coś, daj szybko znać!
- Jasne!- odparłam, idąc do swojej jaskini. Basior był dość ciężki, ale nie dbałam o to. Jak wróci i wyzdrowieje, zabiorę go na tak długi spacer, że na pewno porządnie schudnie. Wyszczerzyłam kły na samą myśl o tym. Lulu dreptał tuż obok mnie, radośnie popiskując i skacząc. Kiedy dotarłam do domu, byłam już porządnie zmęczona. Zrzuciłam wilka z grzbietu i położyłam go na ziemi. Sama usiadłam tuż przy nim. Wzięłam głęboki oddech.
- Pamiętasz jak się poznaliśmy, Zuko? Strasznie mnie irytowałeś tymi swoim charakterem podrywacza! Potem... potem nieco cię polubiłam. A pamiętasz, jak zabrałeś mnie na ten deszcz spadających gwiazd? Nie zdążyłam ci się jeszcze odwdzięczyć! A właśnie...- wyjęłam naszyjnik basiora i zawiesiłam go na jego szyi.- Jak mogłam o tym zapomnieć! Nadal ma też ten, który mi dałeś!- spojrzałam na swoje futro, gdzie połyskiwał złoty symbol księżyca.- A kiedy odkryliśmy tą głupią jaskinię... Niepotrzebnie chciałam ją zbadać. Jak głupia dałam się zaskoczyć i ty przez to cierpiałeś. Bo wiesz, wtedy zacząłeś też coś do mnie mówić, ale nie skończyłeś. I ja też mam ci coś ważnego do powiedzenia!- zarumieniłam się delikatnie, patrząc na twarz wilka.- Zuko. Obudź się wreszcie!- krzyknęłam.
Przez następną godzinę przemawiałam do nieprzytomnego basiora, czekając, aż się obudzi. Lulu spał obok mnie, a ja poczułam, że i mnie dopada zmęczenie.
- Ash..?- usłyszałam.
Gwałtownie poderwałam łeb i uśmiechnęłam się szeroko.
Zuko!- krzyknęłam, przytulając go mocno.
- Połamiesz mi żebra- wyszeptał.
- Przepraszam!- gwałtownie odsunęłam się od niego.- Jak się czujesz?
< Zuko? Wszystko dobrze? xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz