środa, 5 sierpnia 2015

Od Annabell c.d Vincenta

Zamiast spokojnie odejść ,coś a raczej ktoś uparcie dążył do tego bym została na tym świecie. Sama nie wiedziałam co jest takiego w życiu ,że wszyscy go się tak kurczowo trzymają . Dzięki temu ,że Vincent przeniósł mnie w ciemność moje ciało zaczęło się szybciej regenerować ,ale nie na tyle by uleczyć złamane żebra . Dlatego by szybciej minął mi ten czas postanowiłam się zdrzemnąć ,za dużego wyboru nie miałam. Jednak nie był to za dobry pomysł ,ponieważ już na początku snu pojawili się wokół mnie ludzie w białych fartuchach. Leżałam przywiązana do zimnego metalicznego stołu . Rozejrzałam się po pomieszczeniu jak zwykle czyste i sterylne, przy ścianach stały jakieś maszyny ,które cicho pracowały. Pamiętam ten dzień bardzo dobrze ,gdy byłam chora a oni próbowali mnie uleczyć . Jeden z lekarzy trzymał w dłoni strzykawkę z turkusowym płynem ,to pewnie lek młodości ,który mi wcześniej zaaplikowali ,gdy igłą miała przebić moją skórę ,próbowałam się wyrwać ze stołu . Obudził mnie czyjś pisk. Zdezorientowana upadłam na brzuch. Spojrzałam na basiora ,któremu zaczął puchnąć policzek. , był dla mnie taki miły i przyjazny a ja zdzieliłam go z ogona i to bardzo mocno. Było mi smutno i wstyd ,pierwszy raz czułam taką mieszankę uczuć ,najpewniej było to poczucie winy. Nastała między nami nie zręczna cisza ,którą przerwał Vincent
-Mój błąd. – mruknął.
– Nie powinienem cię szturchać, gdy śpisz. Pewnie się przestraszyłaś czy coś, prawda? Przepraszam. Chciałem się tylko upewnić czy wszystko z tobą okey. Już lepiej? –Należały mu się jakieś przeprosiny i wyjaśnienia ,myśli pewnie ,że zrobiłam to złośliwie ,dlatego wypuściłam powoli powietrze które przez cały czas znajdowało się w moich płucach ,po czym powiedziałam :
– Prz...Przee...Przepraszam –Przełknęłam ślinę po czym szybko dodałam:
– -Nie chciałam cię uderzyć ,to przez to ,że śnił mi się pewien przykry dla mnie dzień.- Dzięki ciemności w której się znalazłam moja energia szybko się uzupełniała ,nie to co energia Basiora . Popatrzyłam na jego poturbowane plecy ,uratował mnie nawet za cenę własnego życia, patrzyłam na niego z podziwem a jednocześnie ze zdziwieniem. Nie rozumiałam o co mu chodziło ani co nim kierowało .Podeszłam do niego i dotknęłam delikatnie ogonem jego grzbietu ,nie zważając na reakcje Vincenta .Skupiłam się i wyobraziłam sobie jak część mojej energii wędruje przez ogon do basiora ,po chwili poczułam ,że to działam. Byłam niczym przewód który przeprowadza prąd z gniazdka do jakiegoś urządzenia. Gdy skończyłam odeszłam do najciemniejszego miejsca w jaskini i położyłam się z powrotem. Na pełne zdziwienia spojrzenie basiora oznajmiłam rozglądając się po grocie:
– To moje podziękowanie za to co dla mnie zrobiłeś. –Trzeba będzie rozruszać trochę mięśnie twarzy ,pewnie zdążyły już skamienieć ,dlatego z wielkim trudem uśmiechnęłam się w jego stronę –Przyjrzałam się tafli wody ze strumyczka , sama nie wiedząc czemu zapytałam się mojego towarzysza:
– -Opowiedzieć ci moją historie
– Oczywiście- Odpowiedział z zaciekawieniem mój towarzysz .Wzięłam parę głębszych oddechów po czym zaczęłam:
– Moja historia zaczęła się jakieś 5 może 6 lat temu . Byłam najsłabsza z miotu ,rodzice nie chcąc marnować energii ani czasu na moje wychowanie, porzucili mnie zaraz po urodzeniu. Na moje nieszczęście pod opiekę wzięli mnie ludzie . I ogólnie ujmując zaczęli mnie badać i na mnie eksperymentować . Gdy ciężko zachorowałam dali mi tajemniczy specyfik ,który spowodował u mnie to... -Po czym poniosłam i opuściłam ogon .
– -To dlatego jestem tak ...oziębła ,nie zostałam wychowana w rodzinnym cieple– Gdy skończyłam położyłam głowę na łapach .Nie oczekiwałam, że zacznie mi się zwierzać ,nawet nie za bardzo tego nie chciałam .Wolałam rozmyślać w samotności

(Jasne ,że nigdy (:. Vincent? )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT