Zamiast spokojnie odejść ,coś a raczej ktoś uparcie dążył do tego bym
została na tym świecie. Sama nie wiedziałam co jest takiego w życiu ,że
wszyscy go się tak kurczowo trzymają . Dzięki temu ,że Vincent przeniósł
mnie w ciemność moje ciało zaczęło się szybciej regenerować ,ale nie na
tyle by uleczyć złamane żebra . Dlatego by szybciej minął mi ten czas
postanowiłam się zdrzemnąć ,za dużego wyboru nie miałam. Jednak nie był
to za dobry pomysł ,ponieważ już na początku snu pojawili się wokół mnie
ludzie w białych fartuchach. Leżałam przywiązana do zimnego
metalicznego stołu . Rozejrzałam się po pomieszczeniu jak zwykle czyste i
sterylne, przy ścianach stały jakieś maszyny ,które cicho pracowały.
Pamiętam ten dzień bardzo dobrze ,gdy byłam chora a oni próbowali mnie
uleczyć . Jeden z lekarzy trzymał w dłoni strzykawkę z turkusowym płynem
,to pewnie lek młodości ,który mi wcześniej zaaplikowali ,gdy igłą
miała przebić moją skórę ,próbowałam się wyrwać ze stołu . Obudził mnie
czyjś pisk. Zdezorientowana upadłam na brzuch. Spojrzałam na basiora
,któremu zaczął puchnąć policzek. , był dla mnie taki miły i przyjazny a
ja zdzieliłam go z ogona i to bardzo mocno. Było mi smutno i wstyd
,pierwszy raz czułam taką mieszankę uczuć ,najpewniej było to poczucie
winy. Nastała między nami nie zręczna cisza ,którą przerwał Vincent
-Mój błąd. – mruknął.
– Nie powinienem cię szturchać, gdy śpisz. Pewnie się przestraszyłaś czy
coś, prawda? Przepraszam. Chciałem się tylko upewnić czy wszystko z
tobą okey. Już lepiej? –Należały mu się jakieś przeprosiny i wyjaśnienia
,myśli pewnie ,że zrobiłam to złośliwie ,dlatego wypuściłam powoli
powietrze które przez cały czas znajdowało się w moich płucach ,po czym
powiedziałam :
– Prz...Przee...Przepraszam –Przełknęłam ślinę po czym szybko dodałam:
– -Nie chciałam cię uderzyć ,to przez to ,że śnił mi się pewien przykry
dla mnie dzień.- Dzięki ciemności w której się znalazłam moja energia
szybko się uzupełniała ,nie to co energia Basiora . Popatrzyłam na jego
poturbowane plecy ,uratował mnie nawet za cenę własnego życia, patrzyłam
na niego z podziwem a jednocześnie ze zdziwieniem. Nie rozumiałam o co
mu chodziło ani co nim kierowało .Podeszłam do niego i dotknęłam
delikatnie ogonem jego grzbietu ,nie zważając na reakcje Vincenta
.Skupiłam się i wyobraziłam sobie jak część mojej energii wędruje przez
ogon do basiora ,po chwili poczułam ,że to działam. Byłam niczym przewód
który przeprowadza prąd z gniazdka do jakiegoś urządzenia. Gdy
skończyłam odeszłam do najciemniejszego miejsca w jaskini i położyłam
się z powrotem. Na pełne zdziwienia spojrzenie basiora oznajmiłam
rozglądając się po grocie:
– To moje podziękowanie za to co dla mnie zrobiłeś. –Trzeba będzie
rozruszać trochę mięśnie twarzy ,pewnie zdążyły już skamienieć ,dlatego z
wielkim trudem uśmiechnęłam się w jego stronę –Przyjrzałam się tafli
wody ze strumyczka , sama nie wiedząc czemu zapytałam się mojego
towarzysza:
– -Opowiedzieć ci moją historie
– Oczywiście- Odpowiedział z zaciekawieniem mój towarzysz .Wzięłam parę głębszych oddechów po czym zaczęłam:
– Moja historia zaczęła się jakieś 5 może 6 lat temu . Byłam najsłabsza z
miotu ,rodzice nie chcąc marnować energii ani czasu na moje wychowanie,
porzucili mnie zaraz po urodzeniu. Na moje nieszczęście pod opiekę
wzięli mnie ludzie . I ogólnie ujmując zaczęli mnie badać i na mnie
eksperymentować . Gdy ciężko zachorowałam dali mi tajemniczy specyfik
,który spowodował u mnie to... -Po czym poniosłam i opuściłam ogon .
– -To dlatego jestem tak ...oziębła ,nie zostałam wychowana w rodzinnym
cieple– Gdy skończyłam położyłam głowę na łapach .Nie oczekiwałam, że
zacznie mi się zwierzać ,nawet nie za bardzo tego nie chciałam .Wolałam
rozmyślać w samotności
(Jasne ,że nigdy (:. Vincent? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz