Znów nastał ranek ,to kolejny dzień w nowej watasze ,sama nie wiem co
skłoniło mnie bym została. Gdy wyszłam z bezpiecznej ciemności jaskini
poczułam się osaczona przez otaczającą mnie przyrodę. Do moich długich i
czułych uszu docierał każdy nawet najdrobniejszy szelest. Postanowiłam
przejść się po terenach watahy ,w końcu wypadałoby kogoś poznać i się
zaprzyjaźnić ,może wtedy moje życie nabierze jakiegoś sensu. Szlam
przed siebie nie mając określonego celu ,czy trzeba wiedzieć gdzie się
idzie ,czasami sama podróż jest tak samo ważna. Pomiędzy starymi
drzewami o rozłożystych gałęziach co jakiś czas wyłapać mogłam obecność
innych wilków. Gdy mnie widziały ,zaczynały uważnie obserwować po czy
uśmiechały się przyjaźnie ,odwzajemniałam uśmiech ,ale nie był on z
rodzaju tych szczerych to był jeden z tych uśmiechów które trzeba siłą
wymuszać ,dlatego są takie nie ładne i nie mogą się równać z pięknem
prawdziwego uśmiechu. Może kiedyś ktoś sprawi ,że na mojej twarzy
zagości ten piękniejszy ....właśnie kiedyś. Wędrowałam tak zamyślona aż
napotkałam dziwne zwierzątko
Zapatrzona nie usłyszałam żadnych szelestów .To był wielki błąd ponieważ
po chwili miałam na sobie jakąś niebieską wadere ,która szybko zemnie
zlazła. Wstałam powoli ,byłam bardzo wkurzona na nią ale udało mi się
jakimś cudem zapanować nad negatywnymi emocjami. Przyjrzałam jej się
uważnie spód ciała miał kolor niebieski natomiast grzbiet był fioletowy.
Przyjrzałam się uważnie jej klatce piersiowej ,znajdował się na niej
tajemniczy symbol. Oczy koloru niebieskiego z jednej strony przesłaniała
długa grzywka. Gdy przyglądałam się waderze usłyszałam po krótkiej
chwili:
- Wybacz niechcący wzięłam cię za zwierzynę... –Niech jej będzie ale
brzmiało to mocno naciąganie –Kim jesteś?- To chyba ja powinnam zapytać
ją kim jest ,uśmiechnęłam się, śmieszył mnie fakt ,że na zewnątrz
wyglądam na spokojną ,a w środku aż kipię ze złości. Powiedziałam:
- Jestem Annabell
- -Pójdziesz ze mną na polowanie?- Jeszcze czego ?! Uda mi się samej nie
potrzebuje niczyjej pomocy .Jednak gdy miałam już odpowiedzieć do mojej
głowy zagościła myśl ,,Po udawaj jeszcze trochę miłą zobaczymy co się
wydarzy „ Dlatego wyszeptałam:
- Słaba w tym jestem
- Ale ja jestem dobra ,upoluje coś i się podzielę z tobą
- Dobrze- Ledwo co mnie zna i już mnie wyręcza ,niektóre wilki są takie
przyjacielskie aż się tym brzydzę że można je tak łatwo wykorzystać.-
Po krótkiej chwili wadera wróciła z dorodnym jeleniem ,z jego
przegryzionej szyi ciekła szkarłatna krew . Po chwili obie zaczęłyśmy go
zajadać . Co jakiś czas przyglądałam się waderze ,przez cały czas
tryskała radością i energią ,dziwiło mnie to, jak można być szczęśliwym
,może się czegoś od niej nauczę na ten temat. Gdy skończyłyśmy spora
część mięsa pozostałą nie tknięta ,gdy odeszłyśmy od truchła od razu
przybiegły 3 lisy i zaczęły szybko je pochłaniać. Obie miałyśmy pyszczki
w zakrzepłej krwi dlatego wysiliłam się na przyjacielski ton i
zapytałam:
- Pójdziemy nad jezioro zmyć tą krew?
- Jasne- Odpowiedziała przyjaźnie po czy ruszyła przed siebie. Szłam za
nią ,jakże łatwo byłoby ją teraz zabić ,jest za bardzo ufna ,jeszcze
ktoś jej przez to zrobi krzywdę ,ale to nie mój interes. Gdy doszłyśmy
do celu zobaczyłam jak wilki pływają i bawią się ze sobą. Po chwili
przypomniałam sobie ,że wadera mi się nie przedstawiła dlatego
zapytałam:
- -Jak masz na imię?- Spojrzała na mnie zmieszana po czym szybko odpowiedziała:
- -Przepraszam bardzo ,zapomniałam się przedstawić ...Jestem Klairney ,ale możesz do mnie mówić Klair –Uśmiechnięta zapytała :
- -Mogę skrócić twoje imię ? –Skrócić a po co ? Nie wydaje mi się to
konieczne ale jeśli to jest normalne wśród innych wilków powiedziałam z
wymuszonym uśmiechem:
- Jasne
- Bella co ty na to byśmy sobie popływały- Spojrzałam na nią nie
rozumiejąc. Pływać ? Pływać ? Nie widziałam w tym sensu ,nie potrafiłam
nawet pływać . Dlatego oznajmiłam:
- Nie potrafię
- -To cię nauczę. Choć!- Nie zdążyłam zaprzeczyć ponieważ Klair pchała
mnie w zimne odmęty wody. Gdy byłam zanurzona aż do szyi w zimnej wodzie
spojrzałam na nią wrogo ,dlaczego musi mnie tak męczyć. Po chwili
usłyszałam wesoły głos wadery ,która tłumaczyła mi wszystko jak małemu
dziecku
- -Musisz poruszać łapami tak jakbyś biegała ,możesz tez sobie pomagać
ogonem i... pływasz. To nie takie trudne - Ogonem ...Ogonem! Lepiej
niech już nic na jego temat nie wspomina. Zademonstrowała mi to parę
razy po czym spojrzała na mnie wyczekująco ...Dlaczego muszę ciągnąc tą
szopkę? No nic, ruszyłam na głębsze wody ,po chwili straciłam grunt po
łapami starałam się przestrzegać tego o czym mówiła ,jednak nie
przemieszczałam się zbyt szybko ,można by rzec ,że stałam w miejscu.
Dlatego z ociąganiem zaczęłam machać moim długim ogonem ,woda przyjemnie
go opływała i poddawała się jego sile . To całe pływanie było całkiem
przyjemne .Uśmiechnęłam się chociaż był to uśmiech szczery był on z tego
rodzaju którego trudno zauważyć ,nie to co te rozrywające koniki ust.
Popłynęłam na sam środek jeziora Klair była parę metrów przede mną.
< Klairney ? Smakowało >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz