poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Od Ann c.d Vincenta

Obudziły mnie jasne promienie słońca ,które wdzierały się do jaskini ,z jękiem nie zadowolenia wstałam po czy delikatnie otworzyłam oczy. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy był dzik . Jego ciemno brązowa sierść była oblepiona błotem ,a gdzie nie gdzie znajdowała się krew ,koło truchła siedział basior. Cały był pokryty ziemią i błotem, wyglądał całkiem zabawnie ,nie mogąc się powstrzymać zaśmiałam się .Basior też nie mógł powstrzymać śmiechu. Gdy się opanowaliśmy oznajmiłam:
-Mogłeś mnie obudzić ,sama bym sobie coś upolowała albo chociaż tobie pomogła.
-Nie chciałem cię budzić wyglądałaś jakby śnił ci się miły sen –Znów mi się przypomniał ,był taki miły ,na samą myśl uśmiechnęłam się lekko .Ale po chwili wyrwałam się z zamyślenia po czym powiedziałam oschle:
-Nie musiałeś tego robić
-Ale pomyślałem ,że będziesz głodna-Czy on się nigdy nie zmieni ? Ktoś go będzie wykorzystywał a on będzie pomagał takiej osobie nawet za cenę własnego życia ,a on tylko będzie się uśmiechał z tego powodu .Nigdy go nie zrozumiem ,ponieważ żyjemy w dwóch zupełnie innych światach , on był wychowywany wśród reszty wilków ,ja wśród ludzi ,dla których liczyło się posiadanie. Vincent posmutniał ,chyba nie tego się spodziewał dlatego .Uśmiechnęłam się sztucznie do basiora ,po czym oznajmiłam:
-Chyba nie pozwolimy by się zmarnowało ,co nie?- Oboje od razu zabraliśmy się za jedzenie ,dawno nie miałam w ustach nic tak smacznego ,dlatego zapomniałam o mojej dumie i między kęsami jedzenia powiedziałam przyjaźnie:
-Dziękuje ci- Gdy zjedliśmy położyliśmy się senni . Było dość upalnie nawet w jaskini ,w której się znajdowaliśmy ,dlatego zapytałam po chwili:
-Jest gdzieś w pobliżu jakieś jezioro? Jest dzisiaj strasznie gorąco.
-Jasne-Bez dłuższego zwlekania wyszliśmy z jaskini. Promienie słoneczne mocno przygrzewały ,powodując u mnie utratę siły. Jak ja nie znosiłam takiego upału ,dlatego powiedziałam lekko naburmuszona:
-Możemy już iść ?
-Jasne ,choć za mną- Szliśmy w milczeniu ,nie za bardzo mieliśmy o czym rozmawiać . Gdy dotarliśmy nad jezioro stanęłam oniemiała. Widok był jak z bajki. Szmaragdową i przejrzystą wodę zdobiła piękna tęcza roztaczająca się nad zbiornikiem wody. Z tyłu jeziora mieścił się dość wysoki wodospad z którego kaskadami spływała woda.. Z zamyślenia wyrwał mnie głos basiora:
-Jest to wodospad Mizu ,nazwany tak został na cześć naszej bogini wody. –Po tych słowach basior wskoczył do wody ,po czym zaczął płynąć na przeciwny brzeg .Ja natomiast zaczęłam powoli przyzwyczajać się do chłodnej wody. Przyjemnie ochładzała rozgrzaną skórę . Gdy znajdowałam się w wodzie ,aż po samą szyje ,zaczęłam płynąć ,a raczej próbowałam ,ponieważ nigdy tego nie robiłam. Po paru nie udanych próbach ,udało mi się w końcu utrzymać na powierzchni .Znajdowałam się w miejscu gdzie nie miałam gruntu ,gdy poczułam ,że coś zaczyna mnie ciągnąć lekko w dół. Jednak samo zdarzenie nie było niczym przerażającym. Gdy zaczęłam się szamotać ,poczułam przenikliwy ból w jednym z płuc. Musiało to być złamane żebro które nie zrosło się całkowicie ,pewnie przez gwałtowny ruch poruszyło się i przebiło płuco . Jakimś cudem po krótkotrwałej walce znalazłam się na powierzchni . Zaczęłam spokojnie płynąć na brzeg ,musiałam spokojnie oddychać by nie spowodować żadnych większych obrażeń. Niestety coraz trudniej mi się oddychało ,przez co zaczęłam tonąć ,nie mając energii do dalszego pływania. Jednak jakimś cudem udało mi się dotrzeć do brzegu ,na którym od razu się przewróciłam. Próbowałam oddychać ,,całą piersią” jednak żebro powodowało w tedy dokuczliwy ,przeszywający ból ,który unieruchamiał moje płuca. Po krótkiej chwili przybiegł do mnie Vincent ,który zasypał mnie gradem pytań.:
-Co się stało ? Nic ci nie jest? Pomóc ci?-Jedyne co mogłam odpowiedzieć było tylko jedno ciche słowo:
-Ż...Żebrooo-Nie mogłam więcej powiedzieć ponieważ zaczynało mi brakować powietrza. Jednak basior zrozumiał mój przekaz ,co sama nie powiem ,zadowoliło mnie. Coś czuje ,że nie obędzie się bez interwencji lekarza, gdybym to zostawiła ,po jakimś czasie może i samo by się zrosło ,ale źle co spowodować mogło różne komplikacje. Vincent pewnie się głowił jak mnie przemieścić ,nie mógł mnie przenieść na grzbiecie ,ponieważ mogło to pogorszyć mój stan. By ułatwić mu mój transport ,stworzyłam pod sobą coś na rodzaj sanek ,tylko ,że z kołami. Sznurek powędrował pod łapy basiora, chociaż tak mogłam jakoś pomóc ,ponieważ czarowanie zużywało dużo energii zwłaszcza w takim stanie. I znów basior musiał mnie ratować ,z tego co się orientowałam trzeci raz z rzędu ,nie wiem czy śmiać się czy płakać z tego powodu.

(Vincent ,jestem jakąś niezdarą xd )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT