Obudziły mnie jasne promienie słońca ,które wdzierały się do jaskini ,z
jękiem nie zadowolenia wstałam po czy delikatnie otworzyłam oczy.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy był dzik . Jego ciemno brązowa sierść
była oblepiona błotem ,a gdzie nie gdzie znajdowała się krew ,koło
truchła siedział basior. Cały był pokryty ziemią i błotem, wyglądał
całkiem zabawnie ,nie mogąc się powstrzymać zaśmiałam się .Basior też
nie mógł powstrzymać śmiechu. Gdy się opanowaliśmy oznajmiłam:
-Mogłeś mnie obudzić ,sama bym sobie coś upolowała albo chociaż tobie pomogła.
-Nie chciałem cię budzić wyglądałaś jakby śnił ci się miły sen –Znów mi
się przypomniał ,był taki miły ,na samą myśl uśmiechnęłam się lekko .Ale
po chwili wyrwałam się z zamyślenia po czym powiedziałam oschle:
-Nie musiałeś tego robić
-Ale pomyślałem ,że będziesz głodna-Czy on się nigdy nie zmieni ? Ktoś
go będzie wykorzystywał a on będzie pomagał takiej osobie nawet za cenę
własnego życia ,a on tylko będzie się uśmiechał z tego powodu .Nigdy go
nie zrozumiem ,ponieważ żyjemy w dwóch zupełnie innych światach , on
był wychowywany wśród reszty wilków ,ja wśród ludzi ,dla których liczyło
się posiadanie. Vincent posmutniał ,chyba nie tego się spodziewał
dlatego .Uśmiechnęłam się sztucznie do basiora ,po czym oznajmiłam:
-Chyba nie pozwolimy by się zmarnowało ,co nie?- Oboje od razu
zabraliśmy się za jedzenie ,dawno nie miałam w ustach nic tak smacznego
,dlatego zapomniałam o mojej dumie i między kęsami jedzenia powiedziałam
przyjaźnie:
-Dziękuje ci- Gdy zjedliśmy położyliśmy się senni . Było dość upalnie
nawet w jaskini ,w której się znajdowaliśmy ,dlatego zapytałam po
chwili:
-Jest gdzieś w pobliżu jakieś jezioro? Jest dzisiaj strasznie gorąco.
-Jasne-Bez dłuższego zwlekania wyszliśmy z jaskini. Promienie słoneczne
mocno przygrzewały ,powodując u mnie utratę siły. Jak ja nie znosiłam
takiego upału ,dlatego powiedziałam lekko naburmuszona:
-Możemy już iść ?
-Jasne ,choć za mną- Szliśmy w milczeniu ,nie za bardzo mieliśmy o czym
rozmawiać . Gdy dotarliśmy nad jezioro stanęłam oniemiała. Widok był jak
z bajki. Szmaragdową i przejrzystą wodę zdobiła piękna tęcza
roztaczająca się nad zbiornikiem wody. Z tyłu jeziora mieścił się dość
wysoki wodospad z którego kaskadami spływała woda.. Z zamyślenia wyrwał
mnie głos basiora:
-Jest to wodospad Mizu ,nazwany tak został na cześć naszej bogini wody.
–Po tych słowach basior wskoczył do wody ,po czym zaczął płynąć na
przeciwny brzeg .Ja natomiast zaczęłam powoli przyzwyczajać się do
chłodnej wody. Przyjemnie ochładzała rozgrzaną skórę . Gdy znajdowałam
się w wodzie ,aż po samą szyje ,zaczęłam płynąć ,a raczej próbowałam
,ponieważ nigdy tego nie robiłam. Po paru nie udanych próbach ,udało mi
się w końcu utrzymać na powierzchni .Znajdowałam się w miejscu gdzie nie
miałam gruntu ,gdy poczułam ,że coś zaczyna mnie ciągnąć lekko w dół.
Jednak samo zdarzenie nie było niczym przerażającym. Gdy zaczęłam się
szamotać ,poczułam przenikliwy ból w jednym z płuc. Musiało to być
złamane żebro które nie zrosło się całkowicie ,pewnie przez gwałtowny
ruch poruszyło się i przebiło płuco . Jakimś cudem po krótkotrwałej
walce znalazłam się na powierzchni . Zaczęłam spokojnie płynąć na brzeg
,musiałam spokojnie oddychać by nie spowodować żadnych większych
obrażeń. Niestety coraz trudniej mi się oddychało ,przez co zaczęłam
tonąć ,nie mając energii do dalszego pływania. Jednak jakimś cudem udało
mi się dotrzeć do brzegu ,na którym od razu się przewróciłam.
Próbowałam oddychać ,,całą piersią” jednak żebro powodowało w tedy
dokuczliwy ,przeszywający ból ,który unieruchamiał moje płuca. Po
krótkiej chwili przybiegł do mnie Vincent ,który zasypał mnie gradem
pytań.:
-Co się stało ? Nic ci nie jest? Pomóc ci?-Jedyne co mogłam odpowiedzieć było tylko jedno ciche słowo:
-Ż...Żebrooo-Nie mogłam więcej powiedzieć ponieważ zaczynało mi brakować
powietrza. Jednak basior zrozumiał mój przekaz ,co sama nie powiem
,zadowoliło mnie. Coś czuje ,że nie obędzie się bez interwencji
lekarza, gdybym to zostawiła ,po jakimś czasie może i samo by się zrosło
,ale źle co spowodować mogło różne komplikacje. Vincent pewnie się
głowił jak mnie przemieścić ,nie mógł mnie przenieść na grzbiecie
,ponieważ mogło to pogorszyć mój stan. By ułatwić mu mój transport
,stworzyłam pod sobą coś na rodzaj sanek ,tylko ,że z kołami. Sznurek
powędrował pod łapy basiora, chociaż tak mogłam jakoś pomóc ,ponieważ
czarowanie zużywało dużo energii zwłaszcza w takim stanie. I znów basior
musiał mnie ratować ,z tego co się orientowałam trzeci raz z rzędu
,nie wiem czy śmiać się czy płakać z tego powodu.
(Vincent ,jestem jakąś niezdarą xd )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz