Patrzyłam na niego nie dowierzając ,o czym on mówi ? Że życie jest
piękne ,że warto żyć? Zaimponował mi jego upór i to jak przejmuje się
losem innych. Dlatego po dłuższej chwili wewnętrznej walki zapytałam
cicho:
-W tej całej watasze ,wszyscy traktują się jak rodzina?- Nie miałam
pojęcia co znaczy to słowo ,nie wiedziałam też nic o otaczającym mnie
świecie. Jedyną słuszną decyzją będzie wstąpić tam ,może dowiem się co
nie co. Z zamyślenia wyrwał mnie głos basiora:
-Jasne ,że tak. Wszyscy przyjaźnie się do siebie odnoszą i pomagają ,a co chciałabyś dołączyć?- Odparłam po chwili zmieszana:
-T...tak
-Odpocznijmy jeszcze trochę ,a później zaprowadzę cię do alfy. Dobrze?
-Dobrze- Ciekawe jak tam będzie? To pytanie nie chciało opuścić mojej
głowy. Po dłuższym rozmyślaniu ,postanowiłam ,że musze być dla basiora
miła ,nie jakoś super aż do przesady ale przynajmniej na tyle
przyjacielska by ,poczuł ,że jestem mu wdzięczna ,dlatego zapytałam z
lekkim uśmiechem:
-Opowiesz mi co nie co o tej watasze ,jeszcze w żadnej nie byłam- Mój
towarzysz spojrzał na mnie zdziwiony jakby nie dowierzając temu ,że o
coś go zapytałam , po krótkiej chwili z uśmiechem zaczął opowiadać:
-Wataha jest niczym wielka rodzina ,każdy sobie w niej pomaga
bezinteresownie. Gdy potrzebujesz pomoc wystarczy powiedzieć i już ją
otrzymujesz. Każdy robi tam co chce ,jeden może być zielarzem inny
strategiem ogólnie ujmując każdy robi to w czym jest najlepszy .Możesz
tam bawić i spotykać się z innymi. –Oboje rozmarzyliśmy się ,brzmi
całkiem ciekawie ale ,po chwili posmutniałam i oznajmiłam:
-Nie będę tam pasować
-Dlaczego nie?
-Ponieważ nie wiem jak się przy innych zachowywać ,nawet teraz mam
ochotę uciec od ciebie z dala ,by nie widzieć na oczy twojej ciągle
uśmiechniętej jadaczki- Gdy to wypowiedziałam od razu tego pożałowałam
,basior posmutniał nie wiedziałam co teraz zrobić ale zaryzykowałam i
powiedziałam nie śmiało:
-P...Przepraszam ,nie da się od tak zmienić charakteru.
-Racja- Że też musiałam natrafić na tego cyklopa ,gdyby nie to dawno bym
się stąd wyniosła. A tak muszę czekać ,aż żebra mi się zrosną ,by
szybciej mi minął czas postanowiłam pójść spać ,lepsze to niż
bezsensowna rozmowa o niczym. Znów śnił mi się ten sam sen ,ja przykuta
do stołu ,wokół kilku ludzi w białych kitlach. Jednak coś się w nim
zmieniło ,mianowicie ,to ,że któryś z naukowców przez przypadek mnie
uwolnił ,a ja wykorzystując okazje zaczęłam ich zabijać ,każdego po
kolei .Gdy widziałam ich wyraz twarzy gdy uchodziło z nich życie, ten
widok napawał mnie dziką radością. Był to jeden z tych snów z których
nie chciało się zbudzić
(Vincentuś ^^? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz