niedziela, 9 sierpnia 2015

Od Ann c.d Vincenta

Patrzyłam na niego nie dowierzając ,o czym on mówi ? Że życie jest piękne ,że warto żyć? Zaimponował mi jego upór i to jak przejmuje się losem innych. Dlatego po dłuższej chwili wewnętrznej walki zapytałam cicho:
-W tej całej watasze ,wszyscy traktują się jak rodzina?- Nie miałam pojęcia co znaczy to słowo ,nie wiedziałam też nic o otaczającym mnie świecie. Jedyną słuszną decyzją będzie wstąpić tam ,może dowiem się co nie co. Z zamyślenia wyrwał mnie głos basiora:
-Jasne ,że tak. Wszyscy przyjaźnie się do siebie odnoszą i pomagają ,a co chciałabyś dołączyć?- Odparłam po chwili zmieszana:
-T...tak
-Odpocznijmy jeszcze trochę ,a później zaprowadzę cię do alfy. Dobrze?
-Dobrze- Ciekawe jak tam będzie? To pytanie nie chciało opuścić mojej głowy. Po dłuższym rozmyślaniu ,postanowiłam ,że musze być dla basiora miła ,nie jakoś super aż do przesady ale przynajmniej na tyle przyjacielska by ,poczuł ,że jestem mu wdzięczna ,dlatego zapytałam z lekkim uśmiechem:
-Opowiesz mi co nie co o tej watasze ,jeszcze w żadnej nie byłam- Mój towarzysz spojrzał na mnie zdziwiony jakby nie dowierzając temu ,że o coś go zapytałam , po krótkiej chwili z uśmiechem zaczął opowiadać:
-Wataha jest niczym wielka rodzina ,każdy sobie w niej pomaga bezinteresownie. Gdy potrzebujesz pomoc wystarczy powiedzieć i już ją otrzymujesz. Każdy robi tam co chce ,jeden może być zielarzem inny strategiem ogólnie ujmując każdy robi to w czym jest najlepszy .Możesz tam bawić i spotykać się z innymi. –Oboje rozmarzyliśmy się ,brzmi całkiem ciekawie ale ,po chwili posmutniałam i oznajmiłam:
-Nie będę tam pasować
-Dlaczego nie?
-Ponieważ nie wiem jak się przy innych zachowywać ,nawet teraz mam ochotę uciec od ciebie z dala ,by nie widzieć na oczy twojej ciągle uśmiechniętej jadaczki- Gdy to wypowiedziałam od razu tego pożałowałam ,basior posmutniał nie wiedziałam co teraz zrobić ale zaryzykowałam i powiedziałam nie śmiało:
-P...Przepraszam ,nie da się od tak zmienić charakteru.
-Racja- Że też musiałam natrafić na tego cyklopa ,gdyby nie to dawno bym się stąd wyniosła. A tak muszę czekać ,aż żebra mi się zrosną ,by szybciej mi minął czas postanowiłam pójść spać ,lepsze to niż bezsensowna rozmowa o niczym. Znów śnił mi się ten sam sen ,ja przykuta do stołu ,wokół kilku ludzi w białych kitlach. Jednak coś się w nim zmieniło ,mianowicie ,to ,że któryś z naukowców przez przypadek mnie uwolnił ,a ja wykorzystując okazje zaczęłam ich zabijać ,każdego po kolei .Gdy widziałam ich wyraz twarzy gdy uchodziło z nich życie, ten widok napawał mnie dziką radością. Był to jeden z tych snów z których nie chciało się zbudzić

(Vincentuś ^^? )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT