środa, 5 sierpnia 2015

Od Amfitryty do Jaxa

Siedziałam na drzewie samotnie, ciesząc się brakiem towarzystwa. Delektowałam się ciszą przerywaną jedynie moim oddechem i szumem wiatru w gałęziach drzewa. Ułożyłam łeb na swobodnie zwisających łapach i szykowałam się do snu. Po chwili jednak usłyszałam głośne przekleństwo. Wykręciłam łeb w tamtą stronę, na moim pysku zagościł grymas wściekłości, ponieważ ujrzałam jakiegoś czarno-zielonego wilka, który zaplątał się w krzak jeżyn. Teraz je zerwał, usiłując się wydostać, przy okazji depcząc mnóstwo innych roślin. Przewróciłam oczami, wstałam i przeciągnęłam się. Wlazłam na najbliższą, grubą gałąź wiszącą dwie stopy nad ziemią i zawiesiłam się na niej tylnymi łapami i ogonem. Zwinęłam się w kłębek, czekając aż wilk przejdzie pode mną. Kiedy to zrobił, rozwinęłam się i, wyglądając jak nietoperz, spytałam:
- Ładnie to deptać kwiatki?
Wilk, a raczej basior odwrócił się natychmiast. Na jego pysku zawitał wyraz zdziwienia, a później szyderczy, nieco szalony uśmiech. Znowu przewróciłam oczami i zeskoczyłam miękko z gałęzi. Wylądowałam stopę od basiora, który teraz przyglądał mi się uważnie. Ja również na niego patrzyłam. Miał czarną sierść z zielonymi, nieregularnymi plamami ciągnącymi się od ogona do łba. Jego oko było turkusowe, drugie przykryte grzywką, niewidoczne. A potem powiedziałam oschłym tonem:
- Następnym razem uważaj jak chodzisz.
Odwróciłam się od niego i wskoczyłam ponownie na drzewo, wspinając się coraz wyżej, aż usiadłam na jednej z wyższych gałęzi. Basior zniknął mi z oczu - i dobrze - co uznałam za dobry znak.
<Jax?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT