Nie powiem, że basior mnie nie irytował. Irytował mnie bardzo.
Obrzuciłam go jadowitym spojrzeniem, kiedy mnie mijał w podskokach
kierując się ku sercu lasu. Po chwili zwietrzyłam zapach jelenia.
Vincent chyba także, bo się oblizał i trochę ugiął łapy. Krocząc pośród
krzaków, zapach stawał się dla mnie coraz bardziej wyczuwalny. Po kilku
minutach ujrzeliśmy sporego jelenia o dużym, rozłożystym porożu. Vincent
zaszedł go z prawej strony, ja z lewej, Zuko pozostał pośrodku. Po
chwili ja i Vincent wystrzeliliśmy z obu stron na jelenia, wbijając mu
pazury w boki. Zuko rzucił się do ataku i skoczył zwierzęciu na zad.
Obezwładnił mu tylne nogi, a potem wspólnymi siłami przewróciliśmy
jelenia na bok. Vincent przegryzł mu szyję. Przez kilka minutach
panowała cisza, jeśli nie liczyć odgłosu przeżuwania i połykania. Gdy z
padliny zostały same kości, przeciągnęłam się z lubością i spytałam:
- Co teraz możemy zrobić?
Pytanie było skierowane bardziej do mnie, niż do któregokolwiek z basiorów. Po chwili jednak usłyszałam odpowiedź Zuko:
- Wiecie gdzie jeszcze nie byłem na terenach watahy? Aleja Zakochanych.
Uniosłam brwi do góry, a potem pokręciłam łbem w proteście. Vincent
wytrzeszczył oczy na basiora, który - co mnie wkurzyło - uśmiechał się.
<Zuko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz