Kiedy już byłam gotowa do ułożenia się w posłaniu, pomyślałam o
dzisiejszym dniu. Położyłam się wygodnie na leżu, złożyłam łeb na łapach
i moje myśli skierowały się ku Vincentowi, mojemu pierwszemu
przyjacielowi. Zabawnie było teraz odtwarzać poszczególne momenty dnia.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie skakania z drzewa, upadki Vincenta i
gonienie wiewiórek. A potem, zmorzył mnie słodki sen pachnący lasem.
Lekkie słowa wiatru brzmiały mi w uszach.
*rano*
Poczułam jak ktoś trąca mnie łapą w bok. Otworzyłam leniwie oczy i spostrzegłam Vincenta stojącego obok mnie i mówiącego:
- Amy, Amy...
Ziewnęłam szeroko, uśmiechnęłam się, a basior odetchnął z udawaną ulgą.
- Myślałem, że nie żyjesz - powiedział z uśmiechem.
- Eee, tam. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz - odparłam.
Zaśmiał się i rozejrzał sie po jaskini.
- Ładnie tu - stwierdził.
- Dzięki. Sama urządzałam.
- Idziesz się przejść nad Wodospad Mizu? - zaproponował.
- Z chęcią rozprostuję kości.
Wyszliśmy z jaskini i natychmiast uderzyły mnie w oczy promienie
jasnego, oślepiającego słońca. Mrugnęłam szybko kilka razy i zrobiłam
krok do przodu. I wtedy poczułam, że nagle spadam. Usłyszałam krzyk
Vincenta, a w następnej chwili szorowałam brzuchem po twardej, kamiennej
posadzce. Wstałam dość chwiejnie, otrząsnęłam się, próbując pozbyć się
szoku i rozejrzałam się. Znajdowałam się w wielkiej, marmurowo-kamiennej
sali z kilkoma kolumnami i wielkimi odrzwiami w ścianie naprzeciw mnie.
Znów rozległ się krzyk Vincenta. Podbiegłam do dziury w suficie przez
którą wpadłam i krzyknęłam:
- Nic mi nie jest!
Lecz już po chwili Vincent stał obok mnie na posadzce i potrząsał łbem.
- Nie strasz mnie więcej - burknął.
- Dobra, dobra. Lepiej sprawdźmy w ogóle co to za miejsce - odparłam
spokojnie podchodząc do jednej z kolumn i przyglądając się jej.
<Vin?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz