Trudno jest robić dobrą minę do złej gry. Nie chciałam, aby Vincent mnie
rozśmieszał, albo, co gorsza, pytał co mi jest. Dlatego właśnie się
uśmiechnęłam i spytałam:
- To co teraz? Jesteśmy najedzeni, więc może po prostu się przejdziemy, co?
- Tak, dobry pomysł. Może Jushiri? - odparł, drapiąc się za uchem.
- Yhm... - mruknęłam tylko i ruszyłam przed siebie.
Vincent kroczył obok mnie, w milczeniu. Kiedy wyszliśmy spod ochrony
drzew zawiał lekki, ciepły wiaterek, a na nas wylał się żar słońca. Już
po chwili szliśmy z wywieszonymi jęzorami, starając się trochę
schłodzić. Jednak gdy to nie pomogło, położyliśmy się w cieniu drzew, na
skraju lasu, mając piękny widok na całą polanę. Ułożyłam łebek na
łapach, wyciągniętych przed siebie i zamyśliłam się. Czy naprawdę będę
musiała, i to już niedługo, zmierzyć się z tym, co najgorsze? Co prawda,
planowałam to już od dawna, ale spotkanie z przeszłością będzie na
pewno bolesne. Potrząsnęłam łbem i postawiłam uszy, bo Vincent właśnie
spytał:
- Amy... mogę cię o coś spytać?
- Właśnie to zrobiłeś - mruknęłam, nie patrząc na niego.
- No, ale wiesz co mam na myśli...
- Pytaj.
- Czemu jesteś smutna?
Wiedziałam. Wiedziałam, że padnie to pytanie. Nie patrząc na niego, westchnęłam i odparłam:
- Ponieważ muszę wyruszyć w głąb swojej świadomości, sięgnąć do dna duszy i zalepić krater, który się tam znajduje.
Moja odpowiedź wcale nią nie była. Rodziła nowe pytania, ale właśnie
chciałam, żeby tak zabrzmiała. Nie miała nic wyjaśniać, tylko lekko
przyciemniać. Usłyszałam, że Vincent kręci się trochę na swoim miejscu, a
potem znowu spytał:
- To znaczy?
- Vincent! - podniosłam łeb gwałtownie i spojrzałam na niego ze złością. - Przestań dociekać. To moja sprawa.
Położyłam się na boku, plecami do basiora i przestałam się do niego odzywać.
<Vin? Sorry, że krótkie>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz