Był mglisty poranek. Obudziłam się. Mama,tata i rodzeństwo jeszcze spali. Postanowiłam iść na spacer...
Poszłam. Motyle latały z kwiatka na kwiatek,ptaki szybowały w
powietrzu. Było ładnie-tylko mgliście. Mgła opadła po godzinie. W tym
czasie upolowałam już dwa zające.
Zobaczyłam trzeciego. Biegłam za nim i...wpadłam do dziury. Była ona
przykryta liśćmi,więc nie widziałam jej wcześniej...kiedy
upadłam,uruchomiłam alarm. Dźwięk dzwonków rozniósł się aż do
kłusowników. Ci-na koniach-zaczęli galopować na mnie.
-Tato!!!Mamo!!!-krzyczałam.
Kłusownicy byli coraz bliżej...zaczęłam płakać...
Jeden z kłusowników schylił się i popatrzył do sprytnie zmontowanej pułapki.
-Zobacz,co nam się złapało-roześmiał się-WILK ZE...Skrzydłami??? W zoo
dadzą nam za niego...przepraszam za NIĄ-dodał kłusownik widząc coś,co
wyróżnia dziewczyny od chłopców -fortunę!
-Tato!!!Mamo!!!-krzyczałam jeszcze głośniej.
Kłusownik przyłożył mi lufę broni do skroni...
-A teraz się nie ruszaj...-szepnął.
Usłyszałam szelest w krzakach. Nagle wyskoczyli z nich...moi rodzice!
Rzucili się na kłusowników. Ci strzelali do nich jak opętani. Wkrótce
kłusownicy uciekli,a rodzice...zostali ustrzeleni...krew spływała im na
ziemię z tętnicy szyjnej...nagle wbiegło moje rodzeństwo.
A w ogóle...tylko Daisy...reszta dostała kulami...zabici...
Z płaczem razem uciekłyśmy. Biegłyśmy przed siebie,jak najdalej od lasu.
Przez rok mieszkałyśmy na skraju lasu,niedaleko polanki.
-Alice?-spytała mnie Daisy pewnego dnia.
-Tak?
-Rozdzielamy się i szukamy czegoś do żarcia,ok?
-Ok.
I się rozdzieliłyśmy.
Zgubiłyśmy.
Nie odnalazłyśmy.
I nic...mimo moich nawoływań...
Głód...niewyobrażalny głód. Dawno nie jadłam. Nie miałam siły polować...opadałam z sił.
Niebo? Czy ono mnie woła?
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz