Usiedliśmy na dużym kamieniu, Vincenty musiał nas opuścić i zostaliśmy sami.
- Ja po prostu mam taki charakter.
- Może spróbował byś go zmienić? - Amfitryta się do mnie uśmiechnęła.
- Oj wątpię czy mi się uda, jeszcze przy takiej Waderze..., to znaczy ja, ja, mi raczej by się nie udało.
- Coraz bardziej zaczynam wątpić, w moje poprzednie pytanie.
- Poczekaj zaraz wrócę - zszedłem z kamienia i pobiegłem wzdłuż ścieżki.
- Zaraz, gdzie idziesz? - krzyknęła Amfitryta.
Nie usłyszałem tego co mówiła, ponieważ byłem już zbyt daleko.
Po chwili wybiegłem zza drzewa. W pysku, trzymałem kawałek drewna, w którym wyrzezbiona była twarz Amfitryty.
- To dla ciebie, no wiesz za to wszystko, tylko proszę już mnie więcej nie pchaj - roześmiałem się.
Amfitryta nic nie powiedziała.
- No jak ci się podoba? Czasami, jak mnie coś najdzie, robię takie.
-To naprawdę dla mnie? Ja, dziękuję... nie musiałeś - Amfitryta, cały czas trzymała prezent ode mnie w łapach i spoglądała na niego.
- Bardzo się cieszę ,że ci się podoba.
Już miałem ją przytulić, ale się pohamowałem. Na szczęście ona tego nie zauważyła.
- To może gdzieś się razem przejdziemy? zapytała Amfitryta.
- Że, ty ze mną? - uśmiechnąłem się od ucha do ucha
- Tak, ale nie wyobrażaj sobie coś więcej - stanowczo powiedziała.
- Ja? ja nigdy.
- Może pójdziemy nad Wodospad Mizu? - zaproponowała Wadera.
- Chętnie bym się trochę zmoczył - zaśmiałem się.
- Oj Zuko, Zuko ... .
- No co? - Chdzmy już tam lepiej.
<< Amfitryta? >>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz