Pewnego dnia siedziałam w krzakach i obserwowałam watahę podgryzając
nogę wcześniej zabitej sarnie. Chciałam ogarnąć zachowanie tych
włochatych stworów by sprawdzić ich odruchy na niektóre zdarzenia.
Wiedziałam na razie tyle: ta niebiesko włosa pannica była alfą i kręciła
z niejakim czarno-białym wilkiem, który robi wszystko za szybko,
niejaki dziwak ociekający toksynami wybucha wszystko, biała wilczyca ze
znamionami lata jak popaprana i zmienia charakter szybciej niż ja
odrywam ,,ogonki" przy truskawkach, reszta to normalne wilki.
Po około dwudziestu dniach byłam gotowa wyjść do nich. Wystawiłam prawą
łapę z krzaków, po czym lewą i obie tynie. Niepewnie zmierzyłam w
kierunku watahy uważając na każdy niebezpieczny szelest. Szłam dalej z
dziarsko podniesionym łbem i z pozytywnymi myślami odnośnie innych
wilków.
-Podejdę tam i się przywitam...podejdę tam i się przywitam- powtarzałam
sobie cicho, niestety powoli traciłam wiarę iż wszystko pójdzie ,,cacy".
Im bliżej byłam, tym zapach stawał się silniejszy. Trzy kroki, cztery,
pięć, sześć i tak dalej liczyłam. Nie wiedziałam co mogę zrobić by
odsunąć złe myśli. Mogłam tylko iść.
W końcu dotarłam do jakiegoś lasu. Rozejrzała się i spróbowałam wywęszyć
jakiegoś wilka. Nie miałam pojęcia jak daleko jestem od swych
bezpiecznych krzaków, ale miałam nadzieje, że nie aż tak. W końcu
złapałam jakiś trop. Była to silna woń, więc musiała należeć do
potężnego samca. Miałam nadzieje, że to jakiś beta czy coś. Zaczęła biec
ile sił miałam w swych łapach a gałęzie obijały się o moje ciało. Nie
było to dość przyjemne więc uruchomiłam ,,Y" by nic mi się nie działo. W
końcu ujrzałam za drzewem basiora. Był to bardzo dobrze zbudowany,
szary wilk z akcentami błękitu i białego. Jego lodowato niebieskie oczy
bacznie obserwowały teren.
- Kto tu jest?!- zagrzmiał a jego głos rozniósł się po połowie lasu.
,,Tak, to musi być beta" pomyślałam i wskoczyłam na drzewo. Powolnym
krokiem dotarłam na sam skraj gałęzi po czym z niej zeskoczyłam wprost
na basiora.
- TRUUUUUUUUSKAWKIIIIIIIIII- ryknęłam i wpadłam na niego. Kurcze, źle
odmierzyłam odległość upadku. Potoczyłam się z nim do najbliższego
drzewa gdzie on się rozbił. Ja pokoziołkowałam trochę dalej, pod krzak
obrośnięty kwiatami. Wstałam i otrzepałam się z liści i dopiero po
chwili zauważyłam, że moja ofiara stoi przy mnie.
- Kim jesteś?- spytał warknięciem. Zamrugałam kilka razy by poprawić widoczność.
- Wow, z bliska nie wyglądasz tak władczo i...,,betowo"- podzieliłam się
moimi wnioskami z basiorem- ale mniejsza, cześć jestem Yasux, można
mówić mi Yx. Pochodzę z luj daleka i szukam watahy. Znalazłam waszą i
postanowiłam dołączyć, ale nie mogłam znaleźć alfy, więc poszłam za tobą
myśląc, że jesteś betą. Ale pomyliłam się, więc ups....Czy z łaski
swojej doprowadzisz mnie przed oblicze alfy bym mogła skończyć moją
tułaczkę tutaj i znaleźć tu dom jako jeden z członków tej zacnej watahy?
Chyba taka wypowiedź go trochę zatkała, nie mniej jednak po chwili odpowiedział:
<Vincent? Dokończ o panie xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz