-Dziękuje za pomoc, chrobry basiorze. – przemówił głębokim, dumnym
głosem, zupełnie niepasującym do jego niewinnego wyglądu. – Lecz pewien
jestem swych sił i z Waru poradziłbym sobie bez wątpienie w samotności.
Uniosłem brew, spoglądając na stworzonko z lekką dezaprobatą. Miałem
ochotę przypomnieć mu, z jaką pewnością Waru bawiły się jego kosztem i
jakie liche były próby odpędzenia ich. Zachowałem to jednak dla siebie,
swój stosunek do chełpliwości tworu pokazując tylko krzywą miną.
Nieznajomy najwidoczniej nie wyczuł mojej sceptyczności, dalej dumnie
prezentując swą potężną istotę.
-A tak w ogóle to skąd się tu wziąłeś? – zapytałem, lekko się
pochylając, by stworek nie musiał zadzierać główki. – I kim jesteś?
Istota zrobiła wielkie oczy, zupełnie jakbym palnął największy absurd w
dziejach. Napuszył się, dumnie ukazując pierś. Jego łebek powędrował ku
górze, prezentując swą wyższość, zakręcił demonstracyjnie ogonem i
prychnął pogardliwie:
-Kimże ja jestem? – powtórzył wyniośle. – Śmiesz nie znać mojej osoby? Jestem Omnia Sentiens, Wiedzący Wszystko!
-Wybacz, lecz nie kojarzę… - odparłem speszony.
Zarzucił głową, odwracając ode mnie urażony wzrok. Mruknął jakieś
niezrozumiałe słowa, po czym znów uraczył mnie krytycznym spojrzeniem.
-Jestem jednym z tworów Chaosu, najstarszym jego dziełem i
najpotężniejszym zarazem! – tłumaczył. – Jestem jednym z Gwiazd, mej
mocy nie dorówna żadne inne ciało niebieskie, ma mądrość jest
nieskończona! Śmiesz się pytać, kim jestem? Jestem Gwiazdą, która zna
dzieje przeszłe i przyszłe! Omnia Sentiens! Wiedzący Wszystko!
Zaniemówiłem. Wpatrywałem się osłupiały w to małe, niewinne wcielenie, a
myśl, iż jest to najpotężniejsza z Gwiazd zdawała się tak
surrealistyczna, że aż śmieszna. Omnia Sentiens wyczekiwał mojej
odpowiedzi, nadal lustrując mnie krytycznym spojrzeniem.
-To ty spisałeś „Historię naszego świata”? – wydukałem. – To ty jesteś Kronikarzem?
Prychnął, kładąc się na miękkiej trawie, zerkając na mnie z ukosa.
-Trafiona odpowiedź, drogi Vincencie. – klasnął teatralnie.
-Znasz mnie? – odczuwałem coraz większy niepokój.
-A jakże? Ten, który pyta się wszechwiedzących o błahe rzeczy, takie jak
położenie Psów Gończych. Chyba nie ma Gwiazdy, która by o tobie nie
słyszała!
Zarumieniłem się, również spoczywając na ziemię. Chyliłem łebek przed
Omnia Sentiensem, uświadomiwszy sobie, iż wcześniej nie oddałem mu
należytego pokłonu. Mam nadzieję, że nie zwrócił na to szczególnej
uwagi.
-Cały kosmos mnie zna? – bąknąłem.
-Ależ oczywisty to fakt! – zaśmiał się, co zupełnie mnie zaskoczyło. – Nawet nie wiesz, jakim obiektem kultu się stałeś!
Podniosłem na niego zdębiały wzrok. Omnia uśmiechał się, lecz ten wyraz
twarzy był nieco niepewny-jakby już dawno nie miał powodu do radości.
-Zawsze, gdy któryś z moim towarzysz poczyna bajać niemożebnie… jak to
się dzisiaj mówi? Ah, „gasimy” go słowami: „drugi Vincent powstaje wśród
naszej kompanii”!
-Nieźle… - stwierdziłem. – Ale czy mógłbyś mi odpowiedzieć na pytanie, skąd się tutaj wziąłeś?
Nagle spoważniał. Spojrzał na mnie wzrokiem, który uciszyłby nawet roześmiana Ashite, po czym powoli, jak do dziecka, przemówił:
-Czasem, gdy rodzi się nowa Gwiazda, inne, zwłaszcza te prastare nagle
doznają zaniku swej mocy. Zdarzenie to ma miejsce niezwykle rzadko,
nazywane jest przez mieszkańców tej planety „spadającymi gwiazdami”. Nie
będę napełniać twej makówki tysiącletnią wiedzą, powiem tylko, iż
podczas tego zaniku spadamy na losowy glob, gdzie musimy zregenerować
swe siły, jednocześnie unikając zagrożeń.
-Dlaczego opadacie na ziemię, gdy rodzi się nowa Gwiazda? – zapytałem ciekaw.
-Mówiłem, nie będę zdradzał ci prastarej wiedzy. – odparł nieco
zniecierpliwiony. – I tak byś jej nie pojął. Powiem prosto, młode
Gwiazdy są jak szczeniaki. Szczeniaki potrzebują opieki i miłości, by
dobrze się rozwijać. Gwiazdy, natomiast potrzebują mocy, którą jesteśmy w
stanie się podzielić. Czasem jednak oddajemy za dużo…
-Nieźle żeś się wypompował. – stwierdziłem z uśmiechem. Omnia Sentiens
spojrzał na mnie jakby wypowiedział zdanie w jakimś kompletnie obcym
języku, spoza tej gromady galaktyk.
-„Wypompował”? – powtórzył zdezorientowany.
-Nie ważnie. To, kiedy będziesz mógł wrócić do swojej kompanii?
-Och, czas regeneracji jest bliżej nieokreślony, jednak niedługi. Wraz
ze świtem powinny wrócić mi siły, dzięki czemu dołączę do moich
towarzyszy. Wschód nastąpi już za chwilę, zatem… czy jest jeszcze coś, o
co chciałbyś mnie zapytać?
-Tak, właściwie mam jeszcze masę pytań! – mówiłem pośpiesznie. – Na
przykład, czy spisana przez ciebie „Historia naszego świata” jest w stu
procentach prawdziwa?
-Śmiesz twierdzić, iż dzieje opisane w kronikach to fałszerstwo? –
oburzył się. – Oczywiście, że to prawda! Sprawowałem piecze nad
wiarygodnością tejże historii! Jest dziełem stworzonym moimi własnymi
łapami!
Pierwsze promienie słońca wychylały się zza horyzontu.
-A-a-a czy Chaos, ten jedyny prawdziwy nadal istnieje gdzieś, jako
samodzielna istota? – śpieszyłem się z pytaniem. – Gdzie teraz przebywa?
-Są pogłoski na ten temat, lecz jako strażnik tajemnic nie mogę ci
jednoznacznie odpowiedzieć, gdyż sam Chaos tuż przez rozszczepieniem
wpoił nam, iż jego istota ma pozostać sekretem.
-Czy wiesz jak pokonać Waru i Ferluna? – zapytałem z nadzieją.
-Och, basiorze, twój umysł jest żądny odpowiedzi, jednak na to pytanie nie mogę podać ci rozwiązania.
-Trudno… - westchnąłem zawiedziony. – A może jednak?
Omnia rozbłysnął mocniej. Przez zmrużone oczy postrzegłem tylko jego
rosnącą sylwetkę, teraz dumną i królewską. Światłość zmusiła mnie do
zaciśnięcia powiek.
-Ostatnie pytanie? – wznosił się ku niebu.
-Emm… tak! Co było pierwsze? Kura czy jajko?
Potężne westchnięcie przetoczyło się echem po terenach watahy.
-Zadziwiasz mnie, Vincencie.
Omnia wystrzelił w górę i zniknął. Rozchyliłem powieki, spoglądając na
blednące niebo. Dostrzegłem Gwiazdę Poranną, oraz kilka innych ciał
niebieskich. Jedno z nich mrugało do mnie przyjaźnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz