czwartek, 6 sierpnia 2015

Od Vincenta do Marry i Destiny

Destiny zniknęła mi z oczu. Marry również się gdzieś zapodziała. Zapewne obydwie użyły niewidzialności. Nieźle. Rozejrzałem się po publiczności-widzowie zaskoczeni rozglądali się po scenie w poszukiwaniu wader.
-Pora to zakończyć! – dałem sygnał Destiny.
Najwidoczniej zrozumiała. Poczułem pchnięcie w bok. Upadłem ciężko na glebę. Po trybunach przeszedł szmer.
-Niewidzialność! – krzyknąłem, uświadamiając widownie w tym, co się dzieje. – Niezła sztuczka! Lecz mnie nie pokonasz!
-Jesteś pewny? – skądś dobiegł głos Destiny, zaraz potem znów padłem na ziemię.
Wilki na trybunach z zainteresowaniem przyglądały się akcji. Walka trwała dłuższy moment, aż w końcu dobiegł mnie pewny krzyk Destiny:
-To twój koniec!
Po czym zostałem przewrócony na grzbiet. Czułem ucisk na szyi, jednak był on tak lekki, iż ledwie go czułem. Destiny zmaterializowała się tuż nade mną, trzymając między szczękami mą krtań. Publiczność wydała z siebie odgłosy zadziwienia, wadera natomiast cicho szepnęła:
-Umieraj.
Wydałem z siebie ostatnie tchnienie i padłem martwy na ziemię. Destiny odsunęła się, lekko mnie szturchnęła, upewniając się czy naprawdę „nie żyję”. Wtem na scenę wbiegła Marry.
-Uratowałaś mnie, siostro! – krzyknęła.
-Udało się. – grała Destiny. – Teraz możemy już spokojnie wrócić do domu!
-Koniec! – zakomunikowałem, podnosząc się z ziemi.
Staliśmy na środku Amfiteatru. Kilka wilków zaczęło klaskać, a zaraz potem zawtórowała im reszta, obsypując nas brawami za ten niedorzeczny występ. Szybko ukłoniliśmy się, następnie pchnąłem wadery w stronę wyjścia. Gdy odbiegliśmy dobre kilkadziesiąt metrów od budowli, Marry już pulsowała żyłka.
-CO. TO. MIAŁO. BYĆ? – burczała niczym wulkan przed wybuchem.
-Właśnie. – poparła Destiny. – Wyjaśniaj.
Patrzyłem to na zdenerwowaną Marry to na zdenerwowaną Destiny. Wybuchnąłem śmiechem. Ma reakcja zadziwiła obydwie wadery. Zatoczyłem się w bok, stanąłem prosto, lecz szybko usiadłem, pewny, że nie utrzymam pionu.
-Vincent… - burknęła Marry. – O co w tym wszystkim chodzi?
-Ale dałyście się zrobić! – parsknąłem.
-Co, co, co proszę?
Stłumiłem śmiech, choć nadal trząsłem się i ledwie łapałem oddech.
-Pamiętacie wczorajszy dzień? – zapytałem hamując rechot.
-Tak… - odparły powoli.
-I pamiętacie jak wepchnęłyście mnie tuż pod Boga Ziemi?
-To zemsta, prawda? – domyśliła się Destiny po dłuższej chwili.
-Dokładnie! Ja wczoraj musiałem się nagadać by uratować wam zady, to teraz była wasza kolej, by ocalić nas przed wieczną niesławą.
-Ty… - warknęła Marry.
-Czyli to wszystko, ta „miłość” do mnie, ta chęć zabicia Marry i w ogóle… to było na niby? – upewniła się Destiny
-Oczywiście! – oparłem. – Przecież nie zabiłbym przyjaciółki, by zmusić jej „siostrę” do ucieczki gdzieś daleko. To trochę mało romantyczne… Nie masz się co martwić, nie zamierzam spętać się i wywieść gdzieś, gdzie „nigdy nas nie znajdą”. – uśmiechnąłem się do towarzyszki.
-Momentami byłeś… naprawdę wiarygodny… - zlękła się wadera.
-Ta, trochę mnie poniosło, przyznaje. Ale warto było, zważywszy na wasze miny! – zaśmiałem się.
-Ośmieszyłyśmy się przez ciebie! – Marry strzeliła mi porządnego kuksańca.
Umknąłem jej łapą, lecz zdenerwowana wilczyca skoczyła w moją stronę, by mnie ukarać za ten żart. Skoczyłem, zacząłem lewitować, stając na wysokości, która nie pozwalała Marry mnie dotknąć.
-Wy się ośmieszyłyście? – oburzyłem się. – Byłyście bohaterkami! To ja wyszedłem na starego zboczeńca-psychopatę! Poza tym, widownia była zadowolona. I musicie przyznać, że było fajnie, prawda?
<<Hehehehe, tego żeście się nie spodziewały! XD Vincent-Master Troll BI Kontynuujcie, proszę, tylko nie bijcie ;-;>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT