Nie potrafiłem zasnąć. Adrenalina nadal wrzała w moich żyłach, mimo że
od spotkania z Bogiem Ziemi minęło już trochę czasu. Co prawda nie był
zły, nie przeklął nas ani nie zabił, lecz takie wydarzenia pamięta się
długo. Zrezygnowałem z walki o sen. Nie czułem zmęczenia, mimo to
podejrzewałem, iż o świcie dopadnie mnie nieprzepasana noc. Wstałem,
rozglądając się po jaskini. Marry spała skulona w najgłębszej części
groty. Na paluszkach zbliżyłem się do wadery, upewniając się, czy śpi
spokojnie. Oddech miała głęboki i równy, pyszczek niezmącony
jakimkolwiek grymasem. Wszystko okey. Odnalazłem wzrokiem Destiny.
Leżała tuż przy wyjściu. Nie mogłem ocenić czy obserwuje otoczenie poza
grotą, czy również zasnęła. Podszedłem do towarzyszki. Lekko
szturchnąłem jej kark nosem. Zadrżała, jednak nie obróciła się. Również
spała spokojnie. Trochę im zazdrościłem-także chciałem wypocząć. Zamiast
tego wyszedłem na zewnątrz, siadając tuż przed jaskinią. Obserwowałem
pogrążony w ciszy las-wysokie iglaste drzewa, których barwy ciemniały od
mroku nocy. Zdołałem wychwycić tylko leniwy szum gałęzi poruszanych
przez rześki, chłodnawy wiaterek. Gdzieś dalej pohukiwała sowa.
Skierowałem wzrok ku górze, na granatowe, bezchmurne niebo. Skrzyło się
na nim miliony gwiazd. Niektóre układały się w konstelacje, jedne
świeciły mocniej, inne migały, tu większa, tam mniejsza błyskotka.
Księżyc był dzisiaj w pełni. Uśmiechnąłem się, zamknąłem oczy. Zawsze
odczuwałem silną więź z nocą. Jedną z moich umiejętności było pobieranie
energii ze światła księżyca. Podczas pełni mogłem funkcjonować
normalnie, jak wypoczęty, zdrowy wilk, a o świcie nie czuć negatywnych
efektów nieprzespanej nocy. Miałem szczęście. Zerknąłem na śpiące w
jaskini wadery. Jutro czeka nas dalszy ciąg zwiedzania -chyba, że Marry
będzie mieć dość wrażeń. Zacząłem obmyślać, w jakiej kolejności mogę
przedstawił przyjaciółce poszczególne tereny. Myślę, że Amfiteatr może
się im spodobać. Może wystawimy jakąś sztukę? Zaśmiałem się na ten
pomysł. „Przygody Kapitana Vincenta” to byłby hit teatru! Nagle
zaburczało mi w brzuchu. No tak, dziś nie miałem okazji wiele upolować. W
tym samym momencie na myśl przyszło mi, iż wilczyce również mogły być
głodne. Wybrałem się na szybkie polowanie. Na szczęście udało mi się
dostrzec jelenia, tak, więc śniadanie będzie sycące. Zaczaiłem się,
wyczekując na odpowiedni moment. Skoczyłem. Rogacz spłoszył się. Umknął
między zarośla, lecz ja nie zrezygnowałem z posiłku. Rzuciłem się w
pogoń. Jeleń pędził niestrudzenie, jednak spowolniły go gęste krzaki,
przez które chciał się przebić. Rzuciłem się na zwierzę z rozwartymi
szczekami. Chwilę potem leżał martwy. Chwyciłem zdobycz za poroże,
ciągnąć w stronę jaskini. Było około północy. Dotarłem na miejsce.
Postawiłem jelenia przed wyjściem, sam siadając tuż obok. Czekałem na
świt, aż wadery się obudzą. Zjemy śniadanie i postanowimy, co dalej
robić. Słońce nie zdążyło choćby wychylić się znad horyzontu, gdy
usłyszałem rozkoszne ziewnięcie. Obróciłem się, dostrzegając zmierzającą
w moim kierunku przyjaciółkę.
-Jak się spało? – zapytałem na dzień dobry.
<<Marry? Destiny? ;3>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz