poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Od Vincenta do Destiny i Marry

Nie potrafiłem zasnąć. Adrenalina nadal wrzała w moich żyłach, mimo że od spotkania z Bogiem Ziemi minęło już trochę czasu. Co prawda nie był zły, nie przeklął nas ani nie zabił, lecz takie wydarzenia pamięta się długo. Zrezygnowałem z walki o sen. Nie czułem zmęczenia, mimo to podejrzewałem, iż o świcie dopadnie mnie nieprzepasana noc. Wstałem, rozglądając się po jaskini. Marry spała skulona w najgłębszej części groty. Na paluszkach zbliżyłem się do wadery, upewniając się, czy śpi spokojnie. Oddech miała głęboki i równy, pyszczek niezmącony jakimkolwiek grymasem. Wszystko okey. Odnalazłem wzrokiem Destiny. Leżała tuż przy wyjściu. Nie mogłem ocenić czy obserwuje otoczenie poza grotą, czy również zasnęła. Podszedłem do towarzyszki. Lekko szturchnąłem jej kark nosem. Zadrżała, jednak nie obróciła się. Również spała spokojnie. Trochę im zazdrościłem-także chciałem wypocząć. Zamiast tego wyszedłem na zewnątrz, siadając tuż przed jaskinią. Obserwowałem pogrążony w ciszy las-wysokie iglaste drzewa, których barwy ciemniały od mroku nocy. Zdołałem wychwycić tylko leniwy szum gałęzi poruszanych przez rześki, chłodnawy wiaterek. Gdzieś dalej pohukiwała sowa. Skierowałem wzrok ku górze, na granatowe, bezchmurne niebo. Skrzyło się na nim miliony gwiazd. Niektóre układały się w konstelacje, jedne świeciły mocniej, inne migały, tu większa, tam mniejsza błyskotka. Księżyc był dzisiaj w pełni. Uśmiechnąłem się, zamknąłem oczy. Zawsze odczuwałem silną więź z nocą. Jedną z moich umiejętności było pobieranie energii ze światła księżyca. Podczas pełni mogłem funkcjonować normalnie, jak wypoczęty, zdrowy wilk, a o świcie nie czuć negatywnych efektów nieprzespanej nocy. Miałem szczęście. Zerknąłem na śpiące w jaskini wadery. Jutro czeka nas dalszy ciąg zwiedzania -chyba, że Marry będzie mieć dość wrażeń. Zacząłem obmyślać, w jakiej kolejności mogę przedstawił przyjaciółce poszczególne tereny. Myślę, że Amfiteatr może się im spodobać. Może wystawimy jakąś sztukę? Zaśmiałem się na ten pomysł. „Przygody Kapitana Vincenta” to byłby hit teatru! Nagle zaburczało mi w brzuchu. No tak, dziś nie miałem okazji wiele upolować. W tym samym momencie na myśl przyszło mi, iż wilczyce również mogły być głodne. Wybrałem się na szybkie polowanie. Na szczęście udało mi się dostrzec jelenia, tak, więc śniadanie będzie sycące. Zaczaiłem się, wyczekując na odpowiedni moment. Skoczyłem. Rogacz spłoszył się. Umknął między zarośla, lecz ja nie zrezygnowałem z posiłku. Rzuciłem się w pogoń. Jeleń pędził niestrudzenie, jednak spowolniły go gęste krzaki, przez które chciał się przebić. Rzuciłem się na zwierzę z rozwartymi szczekami. Chwilę potem leżał martwy. Chwyciłem zdobycz za poroże, ciągnąć w stronę jaskini. Było około północy. Dotarłem na miejsce. Postawiłem jelenia przed wyjściem, sam siadając tuż obok. Czekałem na świt, aż wadery się obudzą. Zjemy śniadanie i postanowimy, co dalej robić. Słońce nie zdążyło choćby wychylić się znad horyzontu, gdy usłyszałem rozkoszne ziewnięcie. Obróciłem się, dostrzegając zmierzającą w moim kierunku przyjaciółkę.
-Jak się spało? – zapytałem na dzień dobry.
<<Marry? Destiny? ;3>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT